MORE THAN MEETS THE EYE, CZĘŚĆ 3 (fragment V)
Na ogromnej równinie, znacznie oddalonej od masywu górskiego zawiał wiatr. Nie był to jednak naturalny podmuch powietrza - docierał on nie z boku, lecz z jednego, konkretnego punktu na polanie, jakby zwiastował czyjeś nadejście. Nie mijało się to zbytnio z prawdą - już po chwili w owym punkcie rozbłysło światło i otworzył się spory, zielony portal, z którego dochodził charakterystyczny szum. Kilka sekund później z jego białego centrum wyłoniła się dużych rozmiarów niebiesko-czerwona ciężarówka. Tuż za nią pojawił się czarny samochód terenowy, zaś jeszcze dalej jechały dwa sportowe auta, jedno obok drugiego - pierwsze było w całości srebrne, drugie zaś miało kolor żółty, lecz wzdłuż jego boków ciągnęły się cienkie, czarne pasy. Następnie na równinę wyjechał niebieski motor z elementami również w kolorze pasów drugiego samochodu, który z gracją skręcił łukiem w lewo, a po nim wyleciały, jeden za drugim, dwa pojazdy latające - pierwszy przypominał wielki, brązowy samolot, drugi natomiast zielono-biały helikopter o dość specyficznym kształcie. Natychmiast wzniosły się w górę, zaś portal zamknął się z odgłosem przypominającym wyłączenie dużego elektronicznego urządzenia. Ciężarówka, która wyjechała jako pierwsza, przejechała kilka metrów i zatrzymała się. W jej ślady poszły również inne pojazdy kołowe - czarna terenówka stanęła po jej prawej stronie, niebieski motor z kolei - po lewej. Dwa pozostałe auta zostały z tyłu, a helikopter i samolot zawisły w powietrzu kilkanaście metrów nad nimi wszystkimi. Nagle w radiu ciężarówki odezwał się głos:
- Dobrze, Autoboty, nadszedł czas na opracowanie strategii - charakterystyczny bas dało się słyszeć również w każdej z pozostałych maszyn - Drużyna naziemna będzie szukała jakichkolwiek śladów, które Decepticony mogły pozostawić na ziemi, natomiast Jetfire i Skyhammer będą wypatrywać jakichkolwiek oznak ich obecności z powietrza. I pamiętajcie - stała czujność. Nasi wrogowie mogli zastawić pułapki, których musimy za wszelką cenę unikać. A teraz naprzód!
- Tak jest! - powiedzieli Jetfire i Skyhammer.
- Pokażmy tym Conom, na co nas stać! - dodał Jazz.
Cały oddział ruszył z miejsca, a Autoboty będące w powietrzu wzniosły się wyżej. Nikt z nich nie zdawał sobie sprawy, że są obserwowani - wysoko ponad wszystkimi robotami unosił się niewielki, oznaczony dziwnymi symbolami śmigłowiec o dwóch turbinach z krwisto-czerwonymi łopatkami. Na jego przodzie z obu stron elementu imitującego głowę wymalowana była twarz, przywodząca na myśl wściekłego sokoła. Pojazd prawdopodobnie tkwił tam od dłuższego czasu - zdawało się, że wypatrywał intruzów. Jeszcze przez parę sekund wisiał w powietrzu, obracając nieco przód w stronę Autobotów, jakby śledził je wzrokiem, a następnie uruchomił turbiny i zniżył pułap, by po chwili wzbić się na znacznie większą wysokość. Zaczął lecieć w stronę rozciągającego się w oddali pasma gór.
***
Megatron stał na najwyższym poziomie kopalni z rękami splecionymi za plecami. Obserwował pracę żołnierzy, którzy w pocie czoła wydobywali energon ze wszystkich zakamarków góry. Było to dość mozolne zajęcie - najpierw Decepticony dzieliły kryształ specjalnym promieniem z niewielkiego działa laserowego, co musiały robić naprawdę precyzyjnie, by później łatwiej mogły otrzymać samą substancję, a następnie składowały to do wózków, które potem przenosiły na sam szczyt przy pomocy wind - najwidoczniej już naprawionych. Władca Decepticonów przyglądał się temu wszystkiemu z tryumfalnym uśmiechem na ustach - cały wysiłek, jaki podjął, by dotrzeć na Ziemię i odnaleźć złoże opłacił się. Śmiał się w duchu z tych, którzy odradzali mu wdrążenie jego planu w życie.
"Głupcy", pomyślał Megatron. "Żebyście teraz sami słyszeli to, co wtedy mówiliście... Gdybym wycofał się ze swoich zamiarów nie mielibyśmy nic. A teraz mamy wszystko!"
Jego rozmyślania przerwały czyjeś kroki. To Starscream szedł ku niemu powoli, wciąż rozglądając się po kopalni z zaintrygowaniem. Wreszcie stanął koło swojego lidera, podobnie jak on splatając ręce za plecami, po czym przemówił:
- A więc udało się. Znaleźliśmy ogromne złoże energonu i właśnie otacza nas cała masa kryształów, które tylko czekają na to, by je wydobyć z tych skał. Ponadto mamy armię lojalnych żołnierzy, w każdej chwili gotowych do obrony kopalni. Wszystko poszło po twojej myśli, czyż nie, Megatronie?
Wymawiając te ostatnie słowa Starscream zerknął podejrzliwie na przywódcę. Gdy skończył, Megatron prychnął, a następnie spojrzał na zastępcę.
- Tak... Wszystko poszło tak, jak to zaplanowałem. A osiągnęliśmy znacznie więcej, niż mógłby przypuszczać ktokolwiek z nas. Nie mielibyśmy nic, gdybym nie zdecydował się podjąć drastycznych kroków. Widzisz, Starscream? Teraz dopiero zauważasz, jak bardzo się myliłeś. A, jak już ci wcześniej wspomniałem - bez wytrwałości nie ma sukcesu. Głównie dzięki niej byliśmy w stanie odnaleźć ten skarb.
- A ty chcesz wykorzystać go w pełni - podsumował Starscream z podstępnym uśmieszkiem na ustach.
- Tak. Jak widać, czasem zdarza mi się z tobą zgodzić - dodał władca Decepticonów, odwzajemniając uśmiech komandora.
- Przyznaję, Megatronie, że czasem nie dostrzegam daleko idących korzyści, jakie mogą wyniknąć z twoich planów. Ale, na szczęście..
- ...mamy dowódcę, który potrafi uświadomić swoim ludziom, co dla nich dobre - dokończył jakiś głos.
Megatron i Starscream odwrócili się. Z malutkiego, ciemnego tuneliku w ścianie wyszedł Sideways, podobnie jak tamci uśmiechając się złowrogo. Zaczął iść w stronę zwierzchników, a wódz Decepticonów, zadowolony z komplementu, odrzekł mu:
- I to jest właśnie powód, dla którego jestem waszym przywódcą, Sideways.
- Nikt inny nie dowodziłby nami lepiej niż ty, Panie.
Szary robot powiedział to w taki sposób, jakby chciał się wkupić w łaski lidera. Stanął wreszcie z jego prawej, podobnie jak on splatając ręce za plecami.
- Zresztą nie doszlibyśmy do niczego w trakcie wojny, gdyby nie twoja determinacja, Megatronie - dodał, tym razem tonem bardziej wskazującym na stwierdzenie faktu niż schlebianie.
- To nie tylko zasługa uporu, Sideways.
- Fakt, potrzebna jest dobra strategia - a ty zawsze masz jakąś pod ręką, Panie.
Megatron nie dostrzegł, jak Starscream spoglądnął na Sidewaysa z wrogością. Najwyraźniej nie podobały mu się pochlebstwa szarego Decepticona pod adresem władcy.
- Nawet, jeśli przywódca jest kompetentny - zaczął Megatron - nie wystarczy to do zwycięstwa armii. Najważniejszym jest, by wszyscy jej członkowie współpracowali - tylko dzięki temu będziemy mogli zdobyć kolejne złoża. A może i nawet osiągniemy jeszcze więcej...
Wypowiadając te ostatnie słowa lider spojrzał na rozciągającą się pod nim kopalnię z tajemniczą, a jednocześnie nieco zamyśloną miną.
***
Autoboty wytrwale szukały jakichkolwiek śladów Decepticonów. Choć odkąd przeszły przez portal Mostu Ziemskiego nie natrafiły na nic, co prowadziłoby na trop ich wrogów, jechały niestrudzenie po dość nierównej drodze w stronę gór. Wiedziały, że jeżeli miałyby odkryć choćby najmniejsze oznaki ich obecności, to właśnie tam. Wskazywała na to logika - obszar najbardziej niedostępny był doskonałym miejscem dla wszelkich operacji kogoś, kto chciałby je wykonać bez większych przeszkód. Wiedziały też, że nie mogą spocząć, dopóki nie odnajdą swoich rywali. Stanowiło to teraz ich największy priorytet - miały świadomość, że jeśli nie odszukają Decepticonów na czas, cała Ziemia może być w niebezpieczeństwie, a choć nie miały pojęcia, po co przybyły one na tą planetę, nie mogły dopuścić, by zrealizowały swoje plany.
Atmosfera wśród Autobotów była dość napięta - jechały niespokojnie, spodziewając się ataku wroga z każdej strony. Nawet Optimus, do tej pory najbardziej opanowany z całej drużyny, co pewien czas pytał nerwowo Jetfire'a i Skyhammera:
- Do drużyny powietrznej! Zauważyliście jakiekolwiek ślady wroga?
- Nic nie widzę - odparł Skyhammer.
- U mnie też czysto - dodał Jetfire.
Obaj lekko skręcili na bok, odrobinę oddalając się od siebie, a następnie wyrównali lot, jakby zmiana pozycji miała wpłynąć na ich percepcję.
- Rety, nie mogę się doczekać spotkania z Conami - oznajmił nagle z entuzjazmem Jazz - Tyle czasu ich nie widzieliśmy.. Ciekawe jak nas przywitają, nie, Bee?
- Taa, pewnie będą nas chcieli przetopić na kostki energonu - odpowiedział głos w żółtym samochodzie jadącym koło Jazza, podobnie jak u niego brzmiący, jakby należał do nastolatka - Ja tam tylko czekam, aż będę mógł na nich wypróbować moje nowe umiejętności walki - pokażę im, z kim nie powinni zadzierać!
- Albo skończysz jako nowy tron dla Megatrona - upomniał go Ironhide.
- Prędzej jako ochraniacz na rury wydechowe Conów - skomentował Jazz.
- A dlaczego? - zapytał Bumblebee z podekscytowaniem.
- Bo skopiemy im tyłki tak, że popamiętają nas na zawsze!!! - krzyknęły jednocześnie nastoletnie roboty.
Obaj zdawali się nie przejmować całą sytuacją. Byli zupełnie odprężeni, jakby tylko jechali na kolejny zwiad. Żartowali sobie z wrogów i wyraźnie ich lekceważyli. Ironhide nie podzielał ich zdania.
- Mam wam przypomnieć, co stało się z Autobotem, który ciągle podchodził do Conów tak samo jak wy? - zapytał ze zniecierpliwieniem - A doświadczenie wojenne miał niewiele większe od was..
- Tak, wiemy, wysłano go na misję, a potem stanął w Trypticonie jako pomnik - odparł Jazz - I to w dodatku przed samą twierdzą Megatrona. Podobno na piedestale, na którym stał, napisano: "Ku czci Autobota, który przyszedł po własną śmierć".
- Chyba nie chcecie tak skończyć, prawda?
- Nie, ale wiesz, Ironhide - zaczął Bumblebee - to po prostu podniecenie. Dla nas spotkanie z Conami po tylu stelar-cyklach jest czymś bardzo ekscytującym.
- Ale to nie znaczy, że możecie sobie z nich robić żarty.
- Decepticony każdego z nas potraktują jednakowo - przemówił nagle Optimus - a odmienne nastawienie do nich niczego nie zmieni. Jednak nie możemy lekceważyć wroga, biorąc pod uwagę, że może on mieć nad nami znaczącą przewagę zarówno w liczbie, jak i w wiedzy, którą dysponuje.
- Liczba to jeszcze nie problem - odparł Ironhide - Gorzej z tą wiedzą.
- Jak sądzicie, czego one szukają? - zapytała Arcee.
- Może chodzi o jakiś artefakt, o którym nie wiemy, albo coś? - zagadnął Jazz.
- Jeśli taki artefakt rzeczywiście byłby ukryty gdzieś na Ziemi, Decepticony nie ryzykowałyby wykryciem, przenosząc tu cały swój statek - zaprzeczył Optimus.
- Tak czy siak, wkrótce się dowiemy. Czy ktoś jeszcze ma problemy z kontrolą trakcji?
- Moje koła mi nie odmawiają posłuszeństwa - odparł Ironhide.
- Nie mówię o tobie, terenówkobocie - żachnął się Jazz - Na tobie to nie robi wrażenia, ale ja nie mogę normalnie jechać przez tą śliską trawę.
- Ja też - dodał Bumblebee.
- Sami wybraliście taki tryb alternatywny.
- Taa, samochody osobowe zawsze mają najgorzej - podsumował Jazz.
Drużyna była już u podnóża gór. Autoboty zaczęły zbliżać się do kanionu, leżącego pomiędzy dwoma wielkimi zboczami, a każdy z nich wyostrzył wszystkie swoje zmysły, przygotowując się na potencjalny atak Decepticonów.
- Skyhammer, widzicie jakieś ślady wroga? - zapytał zwiadowcę po raz kolejny Optimus.
- Niestety wciąż nic, Optimusie - odpowiedział Autobot-helikopter.
- Autoboty - zwrócił się do wszystkich przywódca - Wykraczamy właśnie poza bezpieczną strefę - musimy być teraz szczególnie ostrożni, gdyż Decepticony mogły zastawić na nas pułapki dosłownie wszędzie. Nie możemy się zbytnio rozpraszać, by nie przeoczyć jakichkolwiek oznak ich obecności. Pamiętajcie, że od powodzenia tej misji mogą zależeć losy całej Ziemi - Optimus położył na to ostatnie zdanie szczególny nacisk - A teraz w drogę!
Dowódca Autobotów przyspieszył, a następnie skręcił za pobliskim głazem, leżącym nieopodal wielkiej skalnej ściany.
- Już niedługo poznamy odpowiedzi na parę pytań - powiedział Ironhide z przejęciem.
- Tak, na przykład czy w górach będę miał lepszą kontrolę trakcji - oznajmił z ironią Jazz.
- Ehh, Jazz.. - sapnął ze zniecierpliwieniem Ironhide.
- Uwierz mi, sam byś tak gadał, jakbyś się nie mógł utrzymać na drodze - odparł z irytacją srebrny robot, po czym gwałtownie skręcił, żłobiąc w ziemi dość wyraźny ślad i wzbijając w powietrze tumany pyłu.
Wszystkie pojazdy skręciły jeden za drugim, a następnie pojechały za Optimusem, powoli zapuszczając się w głąb kanionu.
***
Prace w kopalni szły pełną parą. Na każdym piętrze Decepticońscy żołnierze wydobywali energon bez ustanku, jakby byli dronami, zaprogramowani tylko do wykonywania tej właśnie czynności. Tu i ówdzie wzbijała się w górę chmura kurzu, bo właśnie na ziemię spadł jakiś kryształ, a wszędzie dało się słyszeć odgłosy lasera w użyciu bądź ciągnięcia wypełnionego po brzegi wózka. Na najwyższym piętrze Decepticony zamontowały dwie windy, którymi transportowano na pokład statku surowiec, mający lada chwila zostać przetworzony w laboratorium na płynną substancję. Megatron, do tej pory obserwujący z góry całą kopalnię i patrzący w skupieniu na pracę żołnierzy zerknął na nie. Pewien Decepticon właśnie dopchnął wózek z energonem do platformy, formującej dolną część jednej z nich, po czym przewrócił go na bok, wysypując cały ładunek. Gdy wreszcie wózek był pusty, żołnierz z powrotem postawił go, a następnie wycofał się i odjechał z nim w stronę schodów, prowadzących na niższe piętro kopalni. Przywódca przez chwilę patrzył na oddalającego się górnika, po czym znów spojrzał na windę i śledził sunącą ku górze platformę z energonem. Parę sekund później oderwał od niej wzrok i powrócił do obserwowania, czy raczej nadzorowania prac wydobywczych. W pewnym momencie jednak podniósł oczy. Wówczas dostrzegł gdzieś w oddali, wysoko nad krańcem góry, niewielki, czarny punkt. Zdawało się, iż się poruszał. Władca Decepticonów skupił się na nim, próbując dojrzeć szczegóły. Nie musiał się zbytnio wysilać - punkt już po kilku chwilach przybliżył się na tyle, że możliwe było rozpoznanie jego kształtu. Okazało się, że nad zboczem unosił się mały, dość osobliwy śmigłowiec. W miarę, jak się zbliżał, dało się dostrzec więcej detali - najbardziej zwracały uwagę turbiny z krwisto-czerwonymi łopatkami oraz złowroga, wymalowana twarz z przodu. Pojazd obniżył lot, kierując się najwyraźniej ku Megatronowi. Kiedy znalazł się tuż nad kopalnią, zaczął się raptownie obracać wokół własnej osi, jakby doznał jakiegoś poważnego uszkodzenia. W rzeczywistości jednak przemieniał się - poszczególne jego części rozkładały się bądź obracały, formując jakiś znacznie większy obiekt. Już po paru sekundach ponad złożem energonu szybował Laserbeak, którego sylwetka wyglądała dość majestatycznie na tle wysoko położonej tarczy Słońca. Doleciał on wreszcie do lidera, po czym wylądował niemal tuż u jego stóp, odbijając się kilka razy stopami od ziemi, by wytracić prędkość.
- Laserbeak - rzekł Megatron, odwracając się do podwładnego - Nareszcie jesteś. Jakież to wieści przynosisz?
Decepticon-ptak pokłonił się swojemu panu, a następnie zdał raport:
- Nie jest dobrze, mój Najmilszy. Autoboty wykryły naszą lokalizację i właśnie tutaj zmierzają.
- Jak długo zajmie im dotarcie do góry?
- Z pewnością są już w pobliżu. Najprawdopodobniej będą tu za jakieś trzydzieści cykli.
- Znakomicie - odparł z przewrotną satysfakcją władca - Po tak wielu stelar-cyklach nareszcie będziemy mogli znów stanąć twarzą w twarz z naszymi odwiecznymi wrogami... Lecz tym razem zgładzimy ich raz na zawsze. Zanim jednak przejdziemy do tak drastycznych czynów, zgotujemy im miłe powitanie...
Megatron uśmiechnął się podstępnie.