sobota, 22 kwietnia 2017

"More Than Meets the Eye, Część 3" - fragment IV

No dobra - czas wrócić do opowiadania. Poniżej możecie przeczytać następny fragment trzeciego odcinka, a ponieważ jego akcja praktycznie rozdziela się na dwa wątki i nieco zwalnia tempo, będzie on trochę mniej ciekawy niż to, co dotychczas mogliście przeczytać. Mimo to zachęcam do bycia wytrwałym, bo tych fragmentów jeszcze trochę będzie, ale w każdym kolejnym będziemy o krok bliżej do wielkiego finału ;) Zapraszam zatem do czytania i komentowania. Enjoy!

MORE THAN MEETS THE EYE, CZĘŚĆ 3 (fragment IV)

W jednej z niewielkich dolin w daleko wysuniętym na południe paśmie Andów rozciągała się żyzna równina, na której pasło się stadko gwanako. Niczego niepodejrzewające zwierzęta jak codzień pożywiały się niskimi krzewami, rozglądając się co parę chwil, by zorientować się, czy w pobliżu nie ma drapieżników. W najbliższej okolicy jednak nie czyhał na nie żaden  napastnik. Ich spokój jeszcze przez kilka kolejnych minut był niczym niezmącony. Niespodziewanie po polanie zaczął sunąć olbrzymi cień, jakby jakiś gigantyczny łowca właśnie wzleciał nad nią i wypatrywał w dole ofiar. Ssaki początkowo nie zwróciły na to uwagi. Dopiero kiedy cień znalazł się niebezpiecznie blisko nich, a powietrze przeciął tubalny, donośny odgłos przypominający trąbienie, zwierzęta rozejrzały się. Gdy tylko dostrzegły obiekt, który ów cień rzucał, momentalnie rozpierzchły się we wszystkich kierunkach. Nad równiną bowiem unosił się ogromny, ciemnofioletowy statek, wyglądający niczym ponury żniwiarz zmierzający po kolejną duszę. Był to niezwykły widok - okręt rodem z filmów science fiction dryfował nad zwyczajną, ziemską doliną. Majestatycznie leciał powoli w stronę jednej z gór wznoszących się nad nią. Gdy tylko znalazł się u podnóży skalnego olbrzyma, uniósł swój przód, jednocześnie przechylając się na bok, po czym zaczął się wznosić ku jego szczytowi okrężnym ruchem.

Na jednym z jego zboczy znajdowała się niewielka półka skalna, wzdłuż której szedł mężczyzna. Miał na sobie strój typowy dla badacza przyrody - na głowie nosił charakterystyczną czapkę z okrągłym daszkiem, zaś ubrany był w kamizelkę i spodnie koloru piaskowego. Jego drobny zarost i gładkie rysy twarzy świadczyły o dość młodym wieku. W ręce trzymał aparat, chcąc najwyraźniej coś udokumentować. Właśnie schylił się z zamiarem zrobienia zdjęcia niewielkiej roślinie, kiedy w powietrzu rozniósł się osobliwy dźwięk. Badacz natychmiast spojrzał w stronę, z której dochodził. Wyprostował się i przez chwilę stał nieruchomo, nasłuchując odgłosu z zaintrygowaną miną. Ten stawał się coraz wyraźniejszy, zupełnie jakby obiekt, który go wydaje zbliżał się, zaś przez półkę zaczęły przechodzić delikatne drgania. W końcu zza ściany wychynęło coś, co wystrzaszyło mężczyznę w takim stopniu, że się przewrócił - wzdłuż zbocza mknął niezwykły, ale i przerażający statek. Na twarzy badacza przerażenie mieszało się z niedowierzaniem. Mężczyzna jeszcze przez ułamek sekundy siedział i wpatrywał się w tajemniczy okręt, nie wiedząc zupełnie co się dzieje. Wmig jednak powziął działanie - złapał trzęsącymi się rekoma aparat, którego obiektyw na szczęście nie został uszkodzony podczas upadku i zrobił kilka zdjęć ciemnofioletowej maszynie. Ta już po paru sekundach zniknęła za ścianą. Badacz dopiero po dłuższej chwili odsunął powoli urządzenie od oczu, a następnie szepnął do siebie z załamującym się głosem:
- Co to było?

Tymczasem olbrzymi statek nieprzerwanie leciał ku szczytowi góry. Po krótkim czasie wreszcie do niego dotarł, a gdy już był na odpowiedniej wysokości, wzniósł się tak, by mieć górę dokładnie pod sobą.

                                                             ***
- Lordzie Megatronie - oznajmił Sideways, odwracając się od komputera na mostku okrętu Decepticonów, już naprawionego przez żołnierzy - dotarliśmy do celu.
Na ekranie widniał obraz góry, nad którą unosił się statek.
- Doskonale - powiedział z tryumfem w głosie Megatron, stojący obok zwiadowcy - Teraz musimy się tylko dowiedzieć, jak się dostać do środka. Soundwave!

                                                             ***
Szpieg Decepticonów nadal wisiał na orbicie Ziemi jako satelita. Zdawał się w ogóle nie poruszać, jakby był na czymś niezwykle skupiony. Nagle w niewielkim głośniku, znajdującym się w górnej części jego trybu alternatywnego, zapewne w miejscu, gdzie powinna być głowa, odezwał się lodowaty, pełen władczego tonu głos:
- Soundwave! Znajdź drogę do energonu!
Decepticon już po chwili przestawił swoje talerze, ustawiając je mniej więcej w stronę Ameryki Południowej, a następnie jęknął, ponownie wysilając wszystkie swoje sensory.

                                                             ***
Podobizna góry, wyświetlająca się na monitorze w sali głównej statku zaczęła się szybko obracać. Obok niej sunęły paski danych w kształcie bardzo osobliwych symboli. Po kilku sekundach wszystko ustało, zaś Sideways, które pilnie obserwował postęp analizy, uniósł brew i z pytającą miną wpatrzył się w ekran.
- Dziwne.. - powiedział po chwili, po czym odwrócił się do swojego przywódcy - Lordzie Megatronie, z danych wynika, że góra jest... wydrążona, a jej szczyt to po prostu... pusta skorupa.
Na twarzy Megatrona pojawiło się zdziwienie. Lider Decepticonów zamyślił się na chwilę, a następnie rzekł:
- Wygląda na to, że nasi przodkowie pozostawili po sobie coś więcej niż tylko złoże energonu - jakąś tajemnicę... lub dziedzictwo. Dziedzictwo, które należy się mnie!
- Jakie są rozkazy, Panie? - zapytał Sideways.
- Skoro góra jest pusta w środku, istnieje tylko jedna metoda, by dostać się do jej wnętrza. Starscream! - dodał, zwracając się jakby do siebie.
- Tak, Lordzie Megatronie? - zapytał nagle głos, wychodzący, zdawałoby się, gdzieś spod szyi dowódcy.
- Okazało się, że przedostanie się do środka góry będzie jeszcze prostsze, niż myśleliśmy na początku. Przygotuj ładunki - w tym momencie spojrzał ze zdecydowaną miną przez wielką szybę, będącą naprzeciwko tronu, na czubek skalnego giganta - Wysadzimy szczyt!

                                                           ***
- Tak jest, mój Panie! - odrzekł Starscream, po czym odjął złączone dwa palce - wskazujący i środkowy - od skroni, kończąc połączenie.
Stał na podwyższeniu w ogromnym magazynie. W każdym z kątów sali leżało różnego rodzaju uzbrojenie - od broni białej, takiej jak miecze i ostrza, przez działa i wyrzutnie rakiet, po ładunki wybuchowe, takie jak miny i dość dużych rozmiarów bomby. Na samym środku magazynu zgromadzonych było kilkudziesięciu żołnierzy, wyczekujących rozkazów komandora.
- Słyszeliście, nędzne łajdaki! - ryknął Starscream, nerwowo wymachując ręką - Ruszać się! Już, już, już!
Żołnierze nie czekając dłużej rozpierzchli się i zabrali do pracy. Kilku z nich sięgnęło po spory zapas min, które brali garściami, inni pobiegli do tej części magazynu, gdzie znajdował się osprzęt - wszelkie liny, pasy i haki holownicze, pozostali zaś rozstawiali pośrodku hali wielkie drągi na planie koła. Kiedy wszystko było gotowe, dwanaście Decepticonów wystąpiło na środek, po czym reszta zaczęła im przypinać szerokie pasy z głębokimi kieszeniami, do których powsadzano ładunki wybuchowe. Następnie drągi obwiązano linami, a gdy spore ich pęki pozostały w rękach żołnierzy, Starscream dał znak Decepticonowi stojącemu przy panelu z kilkoma dźwigniami w odległym kącie sali, po czym ten pociągnął za jedną z nich. Wówczas podłoga w centrum magazynu poruszyła się - pojawiły się linie, tworzące symbol w kształcie koła, w które wpisana była litera "Y". Nagle zaczął się on dzielić wzdłuż owego "igreka" na trzy mniejsze płyty. Płyty dość szybko rozsunęły się, ukazując wielki, okrągły otwór. Gdy tylko właz całkowicie się rozsunął, Decepticony trzymające liny rzuciły je w głąb wylotu. Minęło parę chwil, nim te całkowicie się rozwinęły. Były na tyle długie, że nie tylko dosięgały końcówkami wierzchołka góry, lecz także wiły się kilkanaście metrów w dół zbocza. Gdy tylko liny przestały dyndać, żołnierze z pasami wypełnionymi minami ustawili się na krawędziach włazu, a następnie złapały się sznurów tuż przy drągach i zeskoczyli z pokładu. Spadając obracali się wokół nich, poruszając się ruchem korkociągowym. Zjeżdżali na dół w różnym tempie, a gdy już jeden z nich dotknął stopami skalnej powierzchni i podłożył pierwszy ładunek, dało się słyszeć dziwny pogłos. Decepticon z ciekawości zapukał w skałę i wytężył słuch, po czym przyłożył złączone dwa palce do skroni i oznajmił ze zdziwieniem:
- Komandorze Starscream, ta góra rzeczywiście jest pusta w środku!
- Więc na co czekasz? - odezwał się głos Starscreama w radiu - Zrób porządek z tymi minami i wysadź ją!
- Rozkaz!
Inni żołnierze także dotarli już na dół i od razu zabrali się za rozstawianie ładunków. Kiedy podłożyli je już na jednym poziomie, tworząc swego rodzaju pierścień, zjechali nieco niżej i podłożyli następne, również na planie koła. Po pewnym czasie szczyt góry oplotły cztery ogromne pierścienie min. Gdy wszystko było już gotowe, Decepticony rozstawiające je puściły się lin i opadły na znajdujące się niżej półki skalne, na tyle oddalone od ostatniego pierścienia, by żołnierzom nic nie groziło po zdetonowaniu ładunków. Następnie jeden z nich oznajmił przez komunikator:
- Lordzie Megatronie, skończyliśmy.
- Więc wysadźcie tą górę w powietrze! - warknął Megatron przez radio.
Rozkaz musiał najwyraźniej dotrzeć również do stojącego nad włazem Starscreama, który tuż po podłożeniu min kiwnął głową, po czym odwrócił się do Decepticona przy dźwigniach i powtórzył tę czynność. Żołnierz odwzajemnił skinienie, a następnie zwrócił się ku panelowi z przełącznikami i nacisnął duży, szary przycisk, znajdujący się tuż pod gałkami. Nagle pierścień ładunków znajdujący się najbliżej czubka góry eksplodował, posyłając w powietrze mnóstwo maleńkich fragmentów. Tuż po chwili wybuchł następny, a niedługo po nim kolejny. Odgłosy wybuchów rozchodziły się donośnym echem między sąsiednimi szczytami, jakby przechodził przez nie olbrzym, którego kroki dudniły w kanionie. Kiedy ostatni pierścień został zdetonowany, wierzchołek góry zapadł się, wzbijając dym i tumany kurzu. Żołnierze stojący na skalnych półkach zasłonili twarze przed spadającymi odłamkami. Pył wzniósł się dziesiątki metrów wzwyż - byłoby go widać nawet z odległości wielu kilometrów. Nim zaczął on opadać, nad wciąż otwartym włazem w pokładzie stanął Megatron, który oznajmił z błyskiem w oczach:
- Zobaczmy, jakie skarby kryje w sobie ta skała.
Następnie wyskoczył przez otwór i przemienił się w pojazd, kształtem przywodzący na myśl kosmiczny, wyglądający złowrogo odrzutowiec. W jego ślady poszedł Starscream, który także transformował w odrzutowiec, lecz nieco szerszy, bardziej przypominający trójkąt. Oboje wlecieli w chmurę, nie zważając na to, co może być we wnętrzu góry. Czubki ich skrzydeł przecinały obłok, tworząc charakterystyczne ślady. Gdy wreszcie po kilku chwilach wyczuli parę metrów pod sobą podłoże, przemienili się i wylądowali z łoskotem jeden po drugim. Odczekali, aż pył opadnie choć trochę, po czym zaczęli się rozglądać. Miejscami musieli wytężać wzrok, by cokolwiek dostrzec. Megatron podszedł do ledwo widocznej krawędzi półki, na której stali, próbując dojrzeć, co jest na dole. Wreszcie pył opadł całkowicie, a wówczas jego oczom ukazał się niezwykły widok - znajdował się nad kopalnią. Olbrzymią kopalnią. Nad istnym złożem energonu, którego niebieskie, migocące kryształy wystawały tu i ówdzie ze ścian. Największe z nich wyrastały jednak na samym dnie ogromnej jaskini. Kopalnię zbudowano zgodnie z kształtem góry - była najszersza u podstawy, a im wyżej się pięła, tym stawała się coraz węższa. Na każdym jej poziomie znajdowała się potężna, metalowa platforma, uformowana w pierścień, co umożliwiało dotarcie do każdego jej skrawka. Platformy połączone były między sobą prostymi, szklanymi windami z metalowym obramowaniem, teraz już nieco zardzewiałym i pokrytym niedawno opadłym pyłem, a także małymi schodami, liczącymi po kilkanaście, lecz ogromnych stopni.

Starscream nie mógł uwierzyć w to co widzi. Z gębą rozdziawioną jak u kilkuletniego dziecka rozglądał się po kopalni, najwidoczniej nie mogąc nacieszyć oczu tak ogromną ilością energonu. Megatron również podzielał jego zdanie, bo po chwili rozstawił szeroko ręce, jakby chciał zgarnąć tylko dla siebie całe złoże, po czym rzekł z tryumfem i przewrotną radością:
- A więc to jest dziedzictwo, które pozostawili po sobie nasi przodkowie.
- Jest tutaj tego znacznie więcej, niż podejrzewałem - dodał z zakłopotaniem Starscream, drapiąc się niezręcznie po głowie.
- A my zgarniemy wszystko - odparł Megatron, opuszczając ramiona - Kawałek po kawałku..
Następnie machnął ręką, po czym rozkazał:
- Zająć kopalnię!
Na platformie natychmiast zaczęli lądować żołnierze z karabinami w rękach, którzy momentalnie rozbiegli się po całej górze, schodząc na kolejne poziomy i zajmując je jeden po drugim. Lider Decepticonów patrzył na to ze złowrogą satysfakcją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz