Zanim przejdę do dalszego relacjonowania mojej przygody z pisaniem, chciałbym zaznaczyć, że wszystkie rękopisy tego, co tworzyłem w podstawówce i gimnazjum, łącznie z najstarszymi książkami, zachowały się i po dziś dzień trzymam je w specjalnej szufladzie. Tak na pamiątkę i jako świadectwo niegdysiejszych zmagań ;)
Jak już mówiłem, najintensywniejszy czas mojego rzemiosła nastąpił w szkole średniej. To wtedy ostatecznie porzuciłem pisanie ręczne i przerzuciłem się w pełni na wersję elektroniczną (wcześniej w ten sposób powstawały tylko opowiadania związane z Bionicle). Był to także okres literackiej różnorodności - pierwszy raz spróbowałem napisać wiersz, a kiedy już postawiłem pierwsze kroki w poezji, brałem się na przemian za nią, prozę i nawet teksty piosenek, do których postanowiłem wrócić. Stworzyłem wtedy kilka bardziej znaczących utworów, w tym wiersz Oda do kobiet, który powstał specjalnie na potrzeby szkolnego przedstawienia z okazji Dnia Kobiet. A jednak projektem, który szczególnie mnie wówczas pochłonął, było opowiadanie osadzone w świecie Transformers. W tym czasie zafascynowałem się wielkimi, zmieniającymi kształt i postać robotami, a dodatkowo sentyment do seriali, które oglądałem jako dziecko sprawił, że wciągnąłem się bez reszty w to jakże bogate i złożone uniwersum. I jak to zwykle bywało u mnie w takich przypadkach, z czasem zaczął pojawiać się w mojej głowie zarys czegoś, co wkrótce stało się materiałem na zupełnie nową historię, opartą rzecz jasna o mitologię Transformers. Początkowo chciałem przedstawić ją w formie animacji (ze względu na fakt, że interesowałem się też wtedy filmem), ale kiedy zdałem sobie sprawę, jak bardzo będzie to czasochłonne, zupełnie tego zaniechałem. Zamiast tego postanowiłem wrócić do korzeni i gdy tylko ukształtowałem już swoją wizję świata Transformerów, od razu zabrałem się za pisanie opowiadania. Było to moje pierwsze prawdziwe fan fiction, które pisałem wręcz z rozmachem - po raz pierwszy w życiu spod mojej ręki wyszło coś tak rozbudowanego. Wreszcie stosunek narracji i opisów do dialogów był taki jak trzeba, a na dodatek te opisy dało się w końcu poczuć. Transformers: Universe, bo tak nazwałem tekst, wrzuciłem zresztą na oficjalne polskie forum Transformers, gdzie użytkownicy otwarcie wypowiadali się i oceniali moją twórczość. Dzięki nim dowiedziałem się wiele o pisaniu samym w sobie, jak również zrozumiałem, co muszę poprawić w tym konkretnym opowiadaniu. Z odcinka na odcinek zauważałem u siebie coraz większy progres, co zresztą znajdowało odzwierciedlenie w komentarzach forumowiczów. Przepełniało mnie to dumą, ponieważ nareszcie nie tylko ktoś spoza mojego kręgu znajomych wypowiadał się o jakimkolwiek moim opowiadaniu (do tej pory zwykle nie publikowałem w internecie nic większego), ale też oceniał je pozytywnie. Niestety, w międzyczasie zmuszony byłem robić przerwy, nierzadko trwające kilka miesięcy. I choć główny ich powód stanowiły okresy intensywnej nauki w szkole, to czasem odpoczywałem od pisania, bo najzwyczajniej w świecie... wątpiłem, czy rzeczywiście chcę dalej w to brnąć. To wszystko spowodowało, że sam trzyodcinkowy wstęp powstawał łącznie trzy lata. Koniec końców jednak na przestrzeni całego opowiadania dostrzegłem, że wreszcie udało mi się wypracować swój własny styl pisarski. Ponadto po raz pierwszy udało mi się stworzyć coś tak długiego i tak złożonego, nie wspominając już o tym, że było to pierwsze opowiadanie, jakie kiedykolwiek ukończyłem (przynajmniej w pewnym stopniu). Ogólnie rzecz biorąc dzięki Transformers: Universe moje pisarstwo w pełni rozkwitło i do dziś uważam je nie tylko za swoje szczytowe osiągnięcie w prozie, ale także w pisaniu w ogóle.
Wkrótce po ukończeniu wstępu do mojego fan fiction nastąpił kres szkoły średniej. Wraz z nią minęło również moje zainteresowanie Transformerami, przez co nie miałem już ochoty kontynuować opowiadania. Zresztą, przez długi czas nie mogłem później zabrać się za cokolwiek dłuższego - wskutek różnych życiowych wydarzeń, ograniczyłem się jedynie do krótszych form, w tym pewnych gatunków poezji i tekstów piosenek. I tak w trakcie studiów skupiłem się bardziej na "dziennikarskim pisaniu" (czego wymagała ode mnie specjalizacja), przez co miałem zdecydowanie mniej czasu na twórczość stricte literacką. Mimo wszystko nie próżnowałem - w trakcie tej dłuższej rozłąki z prozą obmyślałem koncepcje na kolejne światy i historie (oczywiście także będące fan fiction). Ostatecznie skupiłem się na jednej z nich, która aż do dnia dzisiejszego, lecz sukcesywnie, rozwija się i być może już niedługo ujrzy światło dzienne.
Tak oto dotarliśmy do końca mojej dotychczasowej historii z pisaniem. Zanim jednak zamknę ten cykl, chciałbym wspomnieć o jednej, ważnej rzeczy, która będzie stanowiła jego podsumowanie. Otóż w międzyczasie mojej przerwy od tworzenia opowiadań rozmyślałem nad tym, czemu tak naprawdę ciągnie mnie do pisania i co sprawia, że pomimo różnych wątpliwości ciągle do niego powracam. Po dłuższym czasie wreszcie znalazłem na to odpowiedź.
Chodzi o miłość do słowa. Nie mam tu jednak na myśli jakiegoś konkretnego wyrazu - chodzi o słowo samo w sobie. Od zawsze uwielbiałem wszystko, co jest związane ze słowem i językiem. Już nawet w swoich szczenięcych latach przykładałem dużą wagę do poprawności języka i oczywiście nie omieszkałem upominać innych, gdy coś powiedzieli nie tak, jak należy. Poza tym zainteresowanie nim wpłynęło na kilka znaczących decyzji w moim życiu (jak chociażby wybór kierunku studiów). Ale dopiero teraz, po ponad 20 latach życia, dochodzę do wniosku, że słowo to coś więcej niż tylko narzędzie, którym można się posługiwać. To wynalazek - najdoskonalszy twór, jaki kiedykolwiek wymyśliła ludzkość. To coś, co ma moc tworzenia i niszczenia, może czynić cuda i przysparzać cierpień, może nadać bieg historii, ale i ją zatuszować, kreuje prawdę, ale też i kłamstwo. Wszystko, co robi człowiek - idee, plany, czyny, a nawet sztuka - zależy od słowa. Wszystkiemu, co go otacza, nadaje sens właśnie poprzez słowo. Wreszcie, słowo to najlepszy sposób na wyrażenie siebie i swoich myśli lub emocji. To dlatego jestem pisarzem - ze względu na to, że mam naturę artysty-twórcy, słowo, z racji, że potrafi dosłownie stwarzać coś z niczego, jest dla mnie wręcz świętością. A ponieważ pismo jest jego materialną wersją, automatycznie przejmuje ono wszelkie jego funkcje - stąd jest ono głównym narzędziem, jakim operuję. I kiedy dodamy do tego fakt, że uwielbiam różne, fikcyjne światy, staje się jasne, dlaczego, mając pewne umiejętności pisarskie, sam lubię je tworzyć.
I na tym właśnie polega moja miłość do pisania - raz, że uwielbiam słowo, a, co za tym idzie, pismo, dwa, to mogę za jego pomocą kreować rzeczywistość i przedstawiać ją we własny sposób - taki, który nie tylko umożliwi mi wyrażenie siebie, ale także pozwoli na jakiś czas odciąć się od realnego świata. Zawsze byłem marzycielem, a choć w ciągu życia niejednokrotnie wątpiłem w to, czy naprawdę chcę zająć się pisaniem, stwierdziłem w końcu, że nadszedł czas, by te marzenia ostatecznie przelać na papier (ewentualnie na ekran). To stąd wziął się "David Dreamer", "marzący pisarz" i ten blog - decydujący krok w mojej twórczości.
Mam nadzieję, że czas , jaki tu spędzicie, będzie dla Was czasem przyjemnym, a teksty, które będziecie czytać, będą dla Was miłą lekturą :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz