MORE THAN MEETS THE EYE, CZĘŚĆ 1 (fragment I)
Nad
przedmieściami Colorado Springs zawitało słońce. Powoli wznosiło
się nad horyzontem, oświetlając małe, kolorowe domki i kręte
uliczki jedną po drugiej, niczym olbrzymi feniks, zwiastujący
nadejście nadzieji. Był to w istocie piękny widok. Sam wschód
słońca nadawał osiedlom specyficzny klimat - można było odnieść
wrażenie, iż w każdym z domków kryje się jakaś tajemnica, coś
niezwykłego, coś, co tylko czeka na to, by to odkryć.
W
istocie przedmieścia kryły w sobie jakąś tajemnicę. Często
dochodziło tu do dziwnych zdarzeń, których przyczyn nikt nie
potrafił zrozumieć i wyjaśnić - szczególnie w nocy, kiedy bywało
niewielu świadków. Ci, którzy jednak owymi świadkami byli, mówili
o dość niecodziennych rzeczach - o tajemniczych samolotach,
krążących nad miasteczkiem, dziwnych odgłosach i światłach
dochodzących z najciemniejszych zakamarków i uliczek, a także o
tajemniczych śladach stóp, którym często towarzyszyły uszkodzone
światła uliczne i popękane chodniki. Krążyły różne plotki na
ten temat - że stoi za tym jakaś zorganizowana grupa przestępcza,
bądź wojsko, które przeprowadza eksperymenty bez wiedzy
społeczeństwa, albo, co było najbardziej absurdalne - istoty
pozaziemskie.
Choć
tamtejsza noc była spokojna, za dnia miało wydarzyć się coś, co
nie tylko dałoby powód do wymyślania kolejnych, coraz to
dziwaczniejszych historyjek - miało także zmienić życie
miasteczka raz na zawsze. Gdzieś wysoko nad osiedlami, wśród
chmur, unosiła się jedna z ich przyczyn - wielki, zielono-biały,
dość osobliwy helikopter, latający po okręgu niczym sęp krążący
wysoko nad padliną. Wyglądało na to, że lata w ten sposób od
dłuższego czasu. Niespodziewanie w jego kokpicie rozległ się
donośny głos:
-
No i, Jazzy, warta skończona.
-
Taa, wiem - odezwał się w radiu znużony, nastoletni głos. -
Przypomnij mi, czemu nie możemy patrolować miasta za dnia?
-
Bo ludzie nie mogą nas zobaczyć! Zawarliśmy umowę z rządem,
pamiętasz? Nie możemy sobie tak po prostu latać czy jeździć, gdy
wszyscy dookoła będą się na nas gapić! Wolę już nie myśleć,
co by było, gdyby zobaczyli nas w naszych prawdziwych formach... A
wśród ludzi wieści szybko się roznoszą. Te mamy tylko na wypadek
gdyby nas zobaczyli, a poza tym to najlepszy sposób poruszania się
po tej planecie.
-
Mimo wszystko z chęcią bym im się poprzyglądał...
-
Zapomnij o tym. Z resztą, mamy teraz inne rzeczy na głowie.
-
Że niby co, Cony? Naprawdę nie rozumiem, czego obawia się
Optimus... Patrolujemy ten teren od dawna i jakoś nigdy nie
natknęliśmy się na żadnego z nich.
-
Akurat tak się składa, że w ciągu kilku ostatnich tygodni Cony
siedem razy pojawiły się w tym miasteczku. Ciebie musiało nie być
na tych wartach, ale ja razem z Hidem i Jetem nieustannie je
widywaliśmy.
-
Nawet jeśli, to co robią na Ziemi? Oprócz nas nie ma tu chyba nic,
co by je interesowało..
-
Kto wie, co one kombinują. Cokolwiek by to nie było, musimy je
znaleźć i się tego dowiedzieć.
-
Ale my możemy działać jedynie w nocy... A co, jeśli one zaczną
działać za dnia?
-
Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie.
-
No cóż.. Znalazłeś w nocy coś ciekawego?
-
Dwa megacykle temu odebrałem dziwny odczyt gdzieś w okolicach gór,
ale po krótkim czasie zniknął.. Sprawdziłem to, ale nic
podejrzanego nie zauważyłem.
-
Nie podoba mi się to.
-
Ostatnio odbieramy takie coraz częściej... Wygląda na to, że coś
szykują.
-
Może jednak powinniśmy zostać?
-
Póki nie jest to koniecznością, nie powinniśmy łamać rozkazów
Optimusa. Najpierw wróćmy do bazy, a potem zdecydujmy wraz z
innymi, co dalej.
-
Ok, Sky. Na wszelki wypadek bądź w kontakcie.
-
Będę. Do zobaczenia za dwadzieścia cykli.
Helikopter
gwałtownie zawrócił, po czym zaczął lecieć po linii prostej w
kierunku Gór Skalistych. Tymczasem gdzieś w dole jedną z ulic
jechał srebrny sportowy samochód, w którego wnętrzu ktoś
przemawiał do siebie.
-
Nie kapuję. Czego Cony chcą na Ziemi? Przecież tu nie ma niczego,
co by je mogło przyciągniąć... Chyba, że ludzie. Ale do czego
byliby im...
Zamilkł,
gdy nagle czujniki wewnątrz samochodu zaczęły odbierać dziwny
sygnał z jakiegoś obiektu w pobliżu.
-
To dziwne...
Samochód
skręcił i jechał przez kilka minut po prostej drzodze, po czym
jeszcze raz skręcił, aż wreszcie dotarł to miejsca, z którego
dochodził sygnał. Wówczas zahamował gwałtownie i zatrzymał się
tuż przy krańcu murku, otaczającego jeden z pobliskich domów. Po
chwili cofnął się odrobinę do tyłu.
-
A niech mnie! - zawołał głos wewnątrz auta na widok tego, co było
źródłem sygnału.
Po
drugiej stronie ulicy stał samochód. Na pozór nie był on niczym
szczególnym - jedynie szarym sportowym pojazdem z czerwonymi szybami
i ciemnymi pasami tuż przy podwoziu. Jednak posiadacz głosu w
srebrnym aucie wiedział, że nie był to zwykły samochód - było
to coś, czego nie spodziewał się tu ujrzeć i czego wolałby tu
nigdy nie spotkać.
-
A więc to prawda... Cony są na Ziemi. Myślałem, że się
ukrywają... Muszę mieć go na oku.
Srebrny
pojazd zaczął się powoli cofać. Tymczasem lusterka szarego
samochodu ustawiły się tak, że obejmowały ukrywające się za
rogiem auto.
-
No proszę, ptaszyna wylazła z gniazda... - odezwał się wewnątrz
szyderczy, nieco gardłowy głos. - Zobaczmy, co potrafi. Pora się
zabawić!
Samochód
nagle uruchomił się, po czym gwałtownie wykręcił i ruszył przed
siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz