piątek, 28 kwietnia 2017

"More Than Meets the Eye, Część 3" - fragment V

"Kwiecień-plecień, bo przeplata"... To powiedzenie dosyć pasuje do dzisiejszego fragmentu, szczególnie, że mamy tu ukazane na przemian wątki Autobotów i Decepticonów. Enjoy!

MORE THAN MEETS THE EYE, CZĘŚĆ 3 (fragment V)

Na ogromnej równinie, znacznie oddalonej od masywu górskiego zawiał wiatr. Nie był to jednak naturalny podmuch powietrza - docierał on nie z boku, lecz z jednego, konkretnego punktu na polanie, jakby zwiastował czyjeś nadejście. Nie mijało się to zbytnio z prawdą - już po chwili w owym punkcie rozbłysło światło i otworzył się spory, zielony portal, z którego dochodził charakterystyczny szum. Kilka sekund później z jego białego centrum wyłoniła się dużych rozmiarów niebiesko-czerwona ciężarówka. Tuż za nią pojawił się czarny samochód terenowy, zaś jeszcze dalej jechały dwa sportowe auta, jedno obok drugiego - pierwsze było w całości srebrne, drugie zaś miało kolor żółty, lecz wzdłuż jego boków ciągnęły się cienkie, czarne pasy. Następnie na równinę wyjechał niebieski motor z elementami również w kolorze pasów drugiego samochodu, który z gracją skręcił łukiem w lewo, a po nim wyleciały, jeden za drugim, dwa pojazdy latające - pierwszy przypominał wielki, brązowy samolot, drugi natomiast zielono-biały helikopter o dość specyficznym kształcie. Natychmiast wzniosły się w górę, zaś portal zamknął się z odgłosem przypominającym wyłączenie dużego elektronicznego urządzenia. Ciężarówka, która wyjechała jako pierwsza, przejechała kilka metrów i zatrzymała się. W jej ślady poszły również inne pojazdy kołowe - czarna terenówka stanęła po jej prawej stronie, niebieski motor z kolei - po lewej. Dwa pozostałe auta zostały z tyłu, a helikopter i samolot zawisły w powietrzu kilkanaście metrów nad nimi wszystkimi. Nagle w radiu ciężarówki odezwał się głos:
- Dobrze, Autoboty, nadszedł czas na opracowanie strategii - charakterystyczny bas dało się słyszeć również w każdej z pozostałych maszyn - Drużyna naziemna będzie szukała jakichkolwiek śladów, które Decepticony mogły pozostawić na ziemi, natomiast Jetfire i Skyhammer będą wypatrywać jakichkolwiek oznak ich obecności z powietrza. I pamiętajcie - stała czujność. Nasi wrogowie mogli zastawić pułapki, których musimy za wszelką cenę unikać. A teraz naprzód!
- Tak jest! - powiedzieli Jetfire i Skyhammer.
- Pokażmy tym Conom, na co nas stać! - dodał Jazz.
Cały oddział ruszył z miejsca, a Autoboty będące w powietrzu wzniosły się wyżej. Nikt z nich nie zdawał sobie sprawy, że są obserwowani - wysoko ponad wszystkimi robotami unosił się niewielki, oznaczony dziwnymi symbolami śmigłowiec o dwóch turbinach z krwisto-czerwonymi łopatkami. Na jego przodzie z obu stron elementu imitującego głowę wymalowana była twarz, przywodząca na myśl wściekłego sokoła. Pojazd prawdopodobnie tkwił tam od dłuższego czasu - zdawało się, że wypatrywał intruzów. Jeszcze przez parę sekund wisiał w powietrzu, obracając nieco przód w stronę Autobotów, jakby śledził je wzrokiem, a następnie uruchomił turbiny i zniżył pułap, by po chwili wzbić się na znacznie większą wysokość. Zaczął lecieć w stronę rozciągającego się w oddali pasma gór.

                                                              ***
Megatron stał na najwyższym poziomie kopalni z rękami splecionymi za plecami. Obserwował pracę żołnierzy, którzy w pocie czoła wydobywali energon ze wszystkich zakamarków góry. Było to dość mozolne zajęcie - najpierw Decepticony dzieliły kryształ specjalnym promieniem z niewielkiego działa laserowego, co musiały robić naprawdę precyzyjnie, by później łatwiej mogły otrzymać samą substancję, a następnie składowały to do wózków, które potem przenosiły na sam szczyt przy pomocy wind - najwidoczniej już naprawionych. Władca Decepticonów przyglądał się temu wszystkiemu z tryumfalnym uśmiechem na ustach - cały wysiłek, jaki podjął, by dotrzeć na Ziemię i odnaleźć złoże opłacił się. Śmiał się w duchu z tych, którzy odradzali mu wdrążenie jego planu w życie.
"Głupcy", pomyślał Megatron. "Żebyście teraz sami słyszeli to, co wtedy mówiliście... Gdybym wycofał się ze swoich zamiarów nie mielibyśmy nic. A teraz mamy wszystko!"
Jego rozmyślania przerwały czyjeś kroki. To Starscream szedł ku niemu powoli, wciąż rozglądając się po kopalni z zaintrygowaniem. Wreszcie stanął koło swojego lidera, podobnie jak on splatając ręce za plecami, po czym przemówił:
- A więc udało się. Znaleźliśmy ogromne złoże energonu i właśnie otacza nas cała masa kryształów, które tylko czekają na to, by je wydobyć z tych skał. Ponadto mamy armię lojalnych żołnierzy, w każdej chwili gotowych do obrony kopalni. Wszystko poszło po twojej myśli, czyż nie, Megatronie?
Wymawiając te ostatnie słowa Starscream zerknął podejrzliwie na przywódcę. Gdy skończył, Megatron prychnął, a następnie spojrzał na zastępcę.
- Tak... Wszystko poszło tak, jak to zaplanowałem. A osiągnęliśmy znacznie więcej, niż mógłby przypuszczać ktokolwiek z nas. Nie mielibyśmy nic, gdybym nie zdecydował się podjąć drastycznych kroków. Widzisz, Starscream? Teraz dopiero zauważasz, jak bardzo się myliłeś. A, jak już ci wcześniej wspomniałem - bez wytrwałości nie ma sukcesu. Głównie dzięki niej byliśmy w stanie odnaleźć ten skarb.
- A ty chcesz wykorzystać go w pełni - podsumował Starscream z podstępnym uśmieszkiem na ustach.
- Tak. Jak widać, czasem zdarza mi się z tobą zgodzić - dodał władca Decepticonów, odwzajemniając uśmiech komandora.
- Przyznaję, Megatronie, że czasem nie dostrzegam daleko idących korzyści, jakie mogą wyniknąć z twoich planów. Ale, na szczęście..
- ...mamy dowódcę, który potrafi uświadomić swoim ludziom, co dla nich dobre - dokończył jakiś głos.
Megatron i Starscream odwrócili się. Z malutkiego, ciemnego tuneliku w ścianie wyszedł Sideways, podobnie jak tamci uśmiechając się złowrogo. Zaczął iść w stronę zwierzchników, a wódz Decepticonów, zadowolony z komplementu, odrzekł mu:
- I to jest właśnie powód, dla którego jestem waszym przywódcą, Sideways.
- Nikt inny nie dowodziłby nami lepiej niż ty, Panie.
Szary robot powiedział to w taki sposób, jakby chciał się wkupić w łaski lidera. Stanął wreszcie z jego prawej, podobnie jak on splatając ręce za plecami.
- Zresztą nie doszlibyśmy do niczego w trakcie wojny, gdyby nie twoja determinacja, Megatronie - dodał, tym razem tonem bardziej wskazującym na stwierdzenie faktu niż schlebianie.
- To nie tylko zasługa uporu, Sideways.
- Fakt, potrzebna jest dobra strategia - a ty zawsze masz jakąś pod ręką, Panie.
Megatron nie dostrzegł, jak Starscream spoglądnął na Sidewaysa z wrogością. Najwyraźniej nie podobały mu się pochlebstwa szarego Decepticona pod adresem władcy.
- Nawet, jeśli przywódca jest kompetentny - zaczął Megatron - nie wystarczy to do zwycięstwa armii. Najważniejszym jest, by wszyscy jej członkowie  współpracowali - tylko dzięki temu będziemy mogli zdobyć kolejne złoża. A może i nawet osiągniemy jeszcze więcej...
Wypowiadając te ostatnie słowa lider spojrzał na rozciągającą się pod nim kopalnię z tajemniczą, a jednocześnie nieco zamyśloną miną.

                                                              ***
Autoboty wytrwale szukały jakichkolwiek śladów Decepticonów. Choć odkąd przeszły przez portal Mostu Ziemskiego nie natrafiły na nic, co prowadziłoby na trop ich wrogów, jechały niestrudzenie po dość nierównej drodze w stronę gór. Wiedziały, że jeżeli miałyby odkryć choćby najmniejsze oznaki ich obecności, to właśnie tam. Wskazywała na to logika - obszar najbardziej niedostępny był doskonałym miejscem dla wszelkich operacji kogoś, kto chciałby je wykonać bez większych przeszkód. Wiedziały też, że nie mogą spocząć, dopóki nie odnajdą swoich rywali. Stanowiło to teraz ich największy priorytet - miały świadomość, że jeśli nie odszukają Decepticonów na czas, cała Ziemia może być w niebezpieczeństwie, a choć nie miały pojęcia, po co przybyły one na tą planetę, nie mogły dopuścić, by zrealizowały swoje plany.

Atmosfera wśród Autobotów była dość napięta - jechały niespokojnie, spodziewając się ataku wroga z każdej strony. Nawet Optimus, do tej pory najbardziej opanowany z całej drużyny, co pewien czas pytał nerwowo Jetfire'a i Skyhammera:
- Do drużyny powietrznej! Zauważyliście jakiekolwiek ślady wroga?
- Nic nie widzę - odparł Skyhammer.
- U mnie też czysto - dodał Jetfire.
Obaj lekko skręcili na bok, odrobinę oddalając się od siebie, a następnie wyrównali lot, jakby zmiana pozycji miała wpłynąć na ich percepcję.
- Rety, nie mogę się doczekać spotkania z Conami - oznajmił nagle z entuzjazmem Jazz - Tyle czasu ich nie widzieliśmy.. Ciekawe jak nas przywitają, nie, Bee?
- Taa, pewnie będą nas chcieli przetopić na kostki energonu - odpowiedział głos w żółtym samochodzie jadącym koło Jazza, podobnie jak u niego brzmiący, jakby należał do nastolatka - Ja tam tylko czekam, aż będę mógł na nich wypróbować moje nowe umiejętności walki - pokażę im, z kim nie powinni zadzierać!
- Albo skończysz jako nowy tron dla Megatrona - upomniał go Ironhide.
- Prędzej jako ochraniacz na rury wydechowe Conów - skomentował Jazz.
- A dlaczego? - zapytał Bumblebee z podekscytowaniem.
- Bo skopiemy im tyłki tak, że popamiętają nas na zawsze!!! - krzyknęły jednocześnie nastoletnie roboty.
Obaj zdawali się nie przejmować całą sytuacją. Byli zupełnie odprężeni, jakby tylko jechali na kolejny zwiad. Żartowali sobie z wrogów i wyraźnie ich lekceważyli. Ironhide nie podzielał ich zdania.
- Mam wam przypomnieć, co stało się z Autobotem, który ciągle podchodził do Conów tak samo jak wy? - zapytał ze zniecierpliwieniem - A doświadczenie wojenne miał niewiele większe od was..
- Tak, wiemy, wysłano go na misję, a potem stanął w Trypticonie jako pomnik - odparł Jazz - I to w dodatku przed samą twierdzą Megatrona. Podobno na piedestale, na którym stał, napisano: "Ku czci Autobota, który przyszedł po własną śmierć".
- Chyba nie chcecie tak skończyć, prawda?
- Nie, ale wiesz, Ironhide - zaczął Bumblebee - to po prostu podniecenie. Dla nas spotkanie z Conami po tylu stelar-cyklach jest czymś bardzo ekscytującym.
- Ale to nie znaczy, że możecie sobie z nich robić żarty.
- Decepticony każdego z nas potraktują jednakowo - przemówił nagle Optimus - a odmienne nastawienie do nich niczego nie zmieni. Jednak nie możemy lekceważyć wroga, biorąc pod uwagę, że może on mieć nad nami znaczącą przewagę zarówno w liczbie, jak i w wiedzy, którą dysponuje.
- Liczba to jeszcze nie problem - odparł Ironhide - Gorzej z tą wiedzą.
- Jak sądzicie, czego one szukają? - zapytała Arcee.
- Może chodzi o jakiś artefakt, o którym nie wiemy, albo coś? - zagadnął Jazz.
- Jeśli taki artefakt rzeczywiście byłby ukryty gdzieś na Ziemi, Decepticony nie ryzykowałyby wykryciem, przenosząc tu cały swój statek - zaprzeczył Optimus.
- Tak czy siak, wkrótce się dowiemy. Czy ktoś jeszcze ma problemy z kontrolą trakcji?
- Moje koła mi nie odmawiają posłuszeństwa - odparł Ironhide.
- Nie mówię o tobie, terenówkobocie - żachnął się Jazz - Na tobie to nie robi wrażenia, ale ja nie mogę normalnie jechać przez tą śliską trawę.
- Ja też - dodał Bumblebee.
- Sami wybraliście taki tryb alternatywny.
- Taa, samochody osobowe zawsze mają najgorzej - podsumował Jazz.
Drużyna była już u podnóża gór. Autoboty zaczęły zbliżać się do kanionu, leżącego pomiędzy dwoma wielkimi zboczami, a każdy z nich wyostrzył wszystkie swoje zmysły, przygotowując się na potencjalny atak Decepticonów.
- Skyhammer, widzicie jakieś ślady wroga? - zapytał zwiadowcę po raz kolejny Optimus.
- Niestety wciąż nic, Optimusie - odpowiedział Autobot-helikopter.
- Autoboty - zwrócił się do wszystkich przywódca - Wykraczamy właśnie poza bezpieczną strefę - musimy być teraz szczególnie ostrożni, gdyż Decepticony mogły zastawić na nas pułapki dosłownie wszędzie. Nie możemy się zbytnio rozpraszać, by nie przeoczyć jakichkolwiek oznak ich obecności. Pamiętajcie, że od powodzenia tej misji mogą zależeć losy całej Ziemi - Optimus położył na to ostatnie zdanie szczególny nacisk - A teraz w drogę!
Dowódca Autobotów przyspieszył, a następnie skręcił za pobliskim głazem, leżącym nieopodal wielkiej skalnej ściany.
- Już niedługo poznamy odpowiedzi na parę pytań - powiedział Ironhide z przejęciem.
- Tak, na przykład czy w górach będę miał lepszą kontrolę trakcji - oznajmił z ironią Jazz.
- Ehh, Jazz.. - sapnął ze zniecierpliwieniem Ironhide.
- Uwierz mi, sam byś tak gadał, jakbyś się nie mógł utrzymać na drodze - odparł z irytacją srebrny robot, po czym gwałtownie skręcił, żłobiąc w ziemi dość wyraźny ślad i wzbijając w powietrze tumany pyłu.
Wszystkie pojazdy skręciły jeden za drugim, a następnie pojechały za Optimusem, powoli zapuszczając się w głąb kanionu.

                                                              ***
Prace w kopalni szły pełną parą. Na każdym piętrze Decepticońscy żołnierze wydobywali energon bez ustanku, jakby byli dronami, zaprogramowani tylko do wykonywania tej właśnie czynności. Tu i ówdzie wzbijała się w górę chmura kurzu, bo właśnie na ziemię spadł jakiś kryształ, a wszędzie dało się słyszeć odgłosy lasera w użyciu bądź ciągnięcia wypełnionego po brzegi wózka. Na najwyższym piętrze Decepticony zamontowały dwie windy, którymi transportowano na pokład statku surowiec, mający lada chwila zostać przetworzony w laboratorium na płynną substancję. Megatron, do tej pory obserwujący z góry całą kopalnię i patrzący w skupieniu na pracę żołnierzy zerknął na nie. Pewien Decepticon właśnie dopchnął wózek z energonem do platformy, formującej dolną część jednej z nich, po czym przewrócił go na bok, wysypując cały ładunek. Gdy wreszcie wózek był pusty, żołnierz z powrotem postawił go, a następnie wycofał się i odjechał z nim w stronę schodów, prowadzących na niższe piętro kopalni. Przywódca przez chwilę patrzył na oddalającego się górnika, po czym znów spojrzał na windę i śledził sunącą ku górze platformę z energonem. Parę sekund później oderwał od niej wzrok i powrócił do obserwowania, czy raczej nadzorowania prac wydobywczych. W pewnym momencie jednak podniósł oczy. Wówczas dostrzegł gdzieś w oddali, wysoko nad krańcem góry, niewielki, czarny punkt. Zdawało się, iż się poruszał. Władca Decepticonów skupił się na nim, próbując dojrzeć szczegóły. Nie musiał się zbytnio wysilać - punkt już po kilku chwilach przybliżył się na tyle, że możliwe było rozpoznanie jego kształtu. Okazało się, że nad zboczem unosił się mały, dość osobliwy śmigłowiec. W miarę, jak się zbliżał, dało się dostrzec więcej detali - najbardziej zwracały uwagę turbiny z krwisto-czerwonymi łopatkami oraz złowroga, wymalowana twarz z przodu. Pojazd obniżył lot, kierując się najwyraźniej ku Megatronowi. Kiedy znalazł się tuż nad kopalnią, zaczął się raptownie obracać wokół własnej osi, jakby doznał jakiegoś poważnego uszkodzenia. W rzeczywistości jednak przemieniał się - poszczególne jego części rozkładały się bądź obracały, formując jakiś znacznie większy obiekt. Już po paru sekundach ponad złożem energonu szybował Laserbeak, którego sylwetka wyglądała dość majestatycznie na tle wysoko położonej tarczy Słońca. Doleciał on wreszcie do lidera, po czym wylądował niemal tuż u jego stóp, odbijając się kilka razy stopami od ziemi, by wytracić prędkość.
- Laserbeak - rzekł Megatron, odwracając się do podwładnego - Nareszcie jesteś. Jakież to wieści przynosisz?
Decepticon-ptak pokłonił się swojemu panu, a następnie zdał raport:
- Nie jest dobrze, mój Najmilszy. Autoboty wykryły naszą lokalizację i właśnie tutaj zmierzają.
- Jak długo zajmie im dotarcie do góry?
- Z pewnością są już w pobliżu. Najprawdopodobniej będą tu za jakieś trzydzieści cykli.
- Znakomicie - odparł z przewrotną satysfakcją władca - Po tak wielu stelar-cyklach nareszcie będziemy mogli znów stanąć twarzą w twarz z naszymi odwiecznymi wrogami... Lecz tym razem zgładzimy ich raz na zawsze. Zanim jednak przejdziemy do tak drastycznych czynów, zgotujemy im miłe powitanie...
Megatron uśmiechnął się podstępnie.

sobota, 22 kwietnia 2017

"More Than Meets the Eye, Część 3" - fragment IV

No dobra - czas wrócić do opowiadania. Poniżej możecie przeczytać następny fragment trzeciego odcinka, a ponieważ jego akcja praktycznie rozdziela się na dwa wątki i nieco zwalnia tempo, będzie on trochę mniej ciekawy niż to, co dotychczas mogliście przeczytać. Mimo to zachęcam do bycia wytrwałym, bo tych fragmentów jeszcze trochę będzie, ale w każdym kolejnym będziemy o krok bliżej do wielkiego finału ;) Zapraszam zatem do czytania i komentowania. Enjoy!

MORE THAN MEETS THE EYE, CZĘŚĆ 3 (fragment IV)

W jednej z niewielkich dolin w daleko wysuniętym na południe paśmie Andów rozciągała się żyzna równina, na której pasło się stadko gwanako. Niczego niepodejrzewające zwierzęta jak codzień pożywiały się niskimi krzewami, rozglądając się co parę chwil, by zorientować się, czy w pobliżu nie ma drapieżników. W najbliższej okolicy jednak nie czyhał na nie żaden  napastnik. Ich spokój jeszcze przez kilka kolejnych minut był niczym niezmącony. Niespodziewanie po polanie zaczął sunąć olbrzymi cień, jakby jakiś gigantyczny łowca właśnie wzleciał nad nią i wypatrywał w dole ofiar. Ssaki początkowo nie zwróciły na to uwagi. Dopiero kiedy cień znalazł się niebezpiecznie blisko nich, a powietrze przeciął tubalny, donośny odgłos przypominający trąbienie, zwierzęta rozejrzały się. Gdy tylko dostrzegły obiekt, który ów cień rzucał, momentalnie rozpierzchły się we wszystkich kierunkach. Nad równiną bowiem unosił się ogromny, ciemnofioletowy statek, wyglądający niczym ponury żniwiarz zmierzający po kolejną duszę. Był to niezwykły widok - okręt rodem z filmów science fiction dryfował nad zwyczajną, ziemską doliną. Majestatycznie leciał powoli w stronę jednej z gór wznoszących się nad nią. Gdy tylko znalazł się u podnóży skalnego olbrzyma, uniósł swój przód, jednocześnie przechylając się na bok, po czym zaczął się wznosić ku jego szczytowi okrężnym ruchem.

Na jednym z jego zboczy znajdowała się niewielka półka skalna, wzdłuż której szedł mężczyzna. Miał na sobie strój typowy dla badacza przyrody - na głowie nosił charakterystyczną czapkę z okrągłym daszkiem, zaś ubrany był w kamizelkę i spodnie koloru piaskowego. Jego drobny zarost i gładkie rysy twarzy świadczyły o dość młodym wieku. W ręce trzymał aparat, chcąc najwyraźniej coś udokumentować. Właśnie schylił się z zamiarem zrobienia zdjęcia niewielkiej roślinie, kiedy w powietrzu rozniósł się osobliwy dźwięk. Badacz natychmiast spojrzał w stronę, z której dochodził. Wyprostował się i przez chwilę stał nieruchomo, nasłuchując odgłosu z zaintrygowaną miną. Ten stawał się coraz wyraźniejszy, zupełnie jakby obiekt, który go wydaje zbliżał się, zaś przez półkę zaczęły przechodzić delikatne drgania. W końcu zza ściany wychynęło coś, co wystrzaszyło mężczyznę w takim stopniu, że się przewrócił - wzdłuż zbocza mknął niezwykły, ale i przerażający statek. Na twarzy badacza przerażenie mieszało się z niedowierzaniem. Mężczyzna jeszcze przez ułamek sekundy siedział i wpatrywał się w tajemniczy okręt, nie wiedząc zupełnie co się dzieje. Wmig jednak powziął działanie - złapał trzęsącymi się rekoma aparat, którego obiektyw na szczęście nie został uszkodzony podczas upadku i zrobił kilka zdjęć ciemnofioletowej maszynie. Ta już po paru sekundach zniknęła za ścianą. Badacz dopiero po dłuższej chwili odsunął powoli urządzenie od oczu, a następnie szepnął do siebie z załamującym się głosem:
- Co to było?

Tymczasem olbrzymi statek nieprzerwanie leciał ku szczytowi góry. Po krótkim czasie wreszcie do niego dotarł, a gdy już był na odpowiedniej wysokości, wzniósł się tak, by mieć górę dokładnie pod sobą.

                                                             ***
- Lordzie Megatronie - oznajmił Sideways, odwracając się od komputera na mostku okrętu Decepticonów, już naprawionego przez żołnierzy - dotarliśmy do celu.
Na ekranie widniał obraz góry, nad którą unosił się statek.
- Doskonale - powiedział z tryumfem w głosie Megatron, stojący obok zwiadowcy - Teraz musimy się tylko dowiedzieć, jak się dostać do środka. Soundwave!

                                                             ***
Szpieg Decepticonów nadal wisiał na orbicie Ziemi jako satelita. Zdawał się w ogóle nie poruszać, jakby był na czymś niezwykle skupiony. Nagle w niewielkim głośniku, znajdującym się w górnej części jego trybu alternatywnego, zapewne w miejscu, gdzie powinna być głowa, odezwał się lodowaty, pełen władczego tonu głos:
- Soundwave! Znajdź drogę do energonu!
Decepticon już po chwili przestawił swoje talerze, ustawiając je mniej więcej w stronę Ameryki Południowej, a następnie jęknął, ponownie wysilając wszystkie swoje sensory.

                                                             ***
Podobizna góry, wyświetlająca się na monitorze w sali głównej statku zaczęła się szybko obracać. Obok niej sunęły paski danych w kształcie bardzo osobliwych symboli. Po kilku sekundach wszystko ustało, zaś Sideways, które pilnie obserwował postęp analizy, uniósł brew i z pytającą miną wpatrzył się w ekran.
- Dziwne.. - powiedział po chwili, po czym odwrócił się do swojego przywódcy - Lordzie Megatronie, z danych wynika, że góra jest... wydrążona, a jej szczyt to po prostu... pusta skorupa.
Na twarzy Megatrona pojawiło się zdziwienie. Lider Decepticonów zamyślił się na chwilę, a następnie rzekł:
- Wygląda na to, że nasi przodkowie pozostawili po sobie coś więcej niż tylko złoże energonu - jakąś tajemnicę... lub dziedzictwo. Dziedzictwo, które należy się mnie!
- Jakie są rozkazy, Panie? - zapytał Sideways.
- Skoro góra jest pusta w środku, istnieje tylko jedna metoda, by dostać się do jej wnętrza. Starscream! - dodał, zwracając się jakby do siebie.
- Tak, Lordzie Megatronie? - zapytał nagle głos, wychodzący, zdawałoby się, gdzieś spod szyi dowódcy.
- Okazało się, że przedostanie się do środka góry będzie jeszcze prostsze, niż myśleliśmy na początku. Przygotuj ładunki - w tym momencie spojrzał ze zdecydowaną miną przez wielką szybę, będącą naprzeciwko tronu, na czubek skalnego giganta - Wysadzimy szczyt!

                                                           ***
- Tak jest, mój Panie! - odrzekł Starscream, po czym odjął złączone dwa palce - wskazujący i środkowy - od skroni, kończąc połączenie.
Stał na podwyższeniu w ogromnym magazynie. W każdym z kątów sali leżało różnego rodzaju uzbrojenie - od broni białej, takiej jak miecze i ostrza, przez działa i wyrzutnie rakiet, po ładunki wybuchowe, takie jak miny i dość dużych rozmiarów bomby. Na samym środku magazynu zgromadzonych było kilkudziesięciu żołnierzy, wyczekujących rozkazów komandora.
- Słyszeliście, nędzne łajdaki! - ryknął Starscream, nerwowo wymachując ręką - Ruszać się! Już, już, już!
Żołnierze nie czekając dłużej rozpierzchli się i zabrali do pracy. Kilku z nich sięgnęło po spory zapas min, które brali garściami, inni pobiegli do tej części magazynu, gdzie znajdował się osprzęt - wszelkie liny, pasy i haki holownicze, pozostali zaś rozstawiali pośrodku hali wielkie drągi na planie koła. Kiedy wszystko było gotowe, dwanaście Decepticonów wystąpiło na środek, po czym reszta zaczęła im przypinać szerokie pasy z głębokimi kieszeniami, do których powsadzano ładunki wybuchowe. Następnie drągi obwiązano linami, a gdy spore ich pęki pozostały w rękach żołnierzy, Starscream dał znak Decepticonowi stojącemu przy panelu z kilkoma dźwigniami w odległym kącie sali, po czym ten pociągnął za jedną z nich. Wówczas podłoga w centrum magazynu poruszyła się - pojawiły się linie, tworzące symbol w kształcie koła, w które wpisana była litera "Y". Nagle zaczął się on dzielić wzdłuż owego "igreka" na trzy mniejsze płyty. Płyty dość szybko rozsunęły się, ukazując wielki, okrągły otwór. Gdy tylko właz całkowicie się rozsunął, Decepticony trzymające liny rzuciły je w głąb wylotu. Minęło parę chwil, nim te całkowicie się rozwinęły. Były na tyle długie, że nie tylko dosięgały końcówkami wierzchołka góry, lecz także wiły się kilkanaście metrów w dół zbocza. Gdy tylko liny przestały dyndać, żołnierze z pasami wypełnionymi minami ustawili się na krawędziach włazu, a następnie złapały się sznurów tuż przy drągach i zeskoczyli z pokładu. Spadając obracali się wokół nich, poruszając się ruchem korkociągowym. Zjeżdżali na dół w różnym tempie, a gdy już jeden z nich dotknął stopami skalnej powierzchni i podłożył pierwszy ładunek, dało się słyszeć dziwny pogłos. Decepticon z ciekawości zapukał w skałę i wytężył słuch, po czym przyłożył złączone dwa palce do skroni i oznajmił ze zdziwieniem:
- Komandorze Starscream, ta góra rzeczywiście jest pusta w środku!
- Więc na co czekasz? - odezwał się głos Starscreama w radiu - Zrób porządek z tymi minami i wysadź ją!
- Rozkaz!
Inni żołnierze także dotarli już na dół i od razu zabrali się za rozstawianie ładunków. Kiedy podłożyli je już na jednym poziomie, tworząc swego rodzaju pierścień, zjechali nieco niżej i podłożyli następne, również na planie koła. Po pewnym czasie szczyt góry oplotły cztery ogromne pierścienie min. Gdy wszystko było już gotowe, Decepticony rozstawiające je puściły się lin i opadły na znajdujące się niżej półki skalne, na tyle oddalone od ostatniego pierścienia, by żołnierzom nic nie groziło po zdetonowaniu ładunków. Następnie jeden z nich oznajmił przez komunikator:
- Lordzie Megatronie, skończyliśmy.
- Więc wysadźcie tą górę w powietrze! - warknął Megatron przez radio.
Rozkaz musiał najwyraźniej dotrzeć również do stojącego nad włazem Starscreama, który tuż po podłożeniu min kiwnął głową, po czym odwrócił się do Decepticona przy dźwigniach i powtórzył tę czynność. Żołnierz odwzajemnił skinienie, a następnie zwrócił się ku panelowi z przełącznikami i nacisnął duży, szary przycisk, znajdujący się tuż pod gałkami. Nagle pierścień ładunków znajdujący się najbliżej czubka góry eksplodował, posyłając w powietrze mnóstwo maleńkich fragmentów. Tuż po chwili wybuchł następny, a niedługo po nim kolejny. Odgłosy wybuchów rozchodziły się donośnym echem między sąsiednimi szczytami, jakby przechodził przez nie olbrzym, którego kroki dudniły w kanionie. Kiedy ostatni pierścień został zdetonowany, wierzchołek góry zapadł się, wzbijając dym i tumany kurzu. Żołnierze stojący na skalnych półkach zasłonili twarze przed spadającymi odłamkami. Pył wzniósł się dziesiątki metrów wzwyż - byłoby go widać nawet z odległości wielu kilometrów. Nim zaczął on opadać, nad wciąż otwartym włazem w pokładzie stanął Megatron, który oznajmił z błyskiem w oczach:
- Zobaczmy, jakie skarby kryje w sobie ta skała.
Następnie wyskoczył przez otwór i przemienił się w pojazd, kształtem przywodzący na myśl kosmiczny, wyglądający złowrogo odrzutowiec. W jego ślady poszedł Starscream, który także transformował w odrzutowiec, lecz nieco szerszy, bardziej przypominający trójkąt. Oboje wlecieli w chmurę, nie zważając na to, co może być we wnętrzu góry. Czubki ich skrzydeł przecinały obłok, tworząc charakterystyczne ślady. Gdy wreszcie po kilku chwilach wyczuli parę metrów pod sobą podłoże, przemienili się i wylądowali z łoskotem jeden po drugim. Odczekali, aż pył opadnie choć trochę, po czym zaczęli się rozglądać. Miejscami musieli wytężać wzrok, by cokolwiek dostrzec. Megatron podszedł do ledwo widocznej krawędzi półki, na której stali, próbując dojrzeć, co jest na dole. Wreszcie pył opadł całkowicie, a wówczas jego oczom ukazał się niezwykły widok - znajdował się nad kopalnią. Olbrzymią kopalnią. Nad istnym złożem energonu, którego niebieskie, migocące kryształy wystawały tu i ówdzie ze ścian. Największe z nich wyrastały jednak na samym dnie ogromnej jaskini. Kopalnię zbudowano zgodnie z kształtem góry - była najszersza u podstawy, a im wyżej się pięła, tym stawała się coraz węższa. Na każdym jej poziomie znajdowała się potężna, metalowa platforma, uformowana w pierścień, co umożliwiało dotarcie do każdego jej skrawka. Platformy połączone były między sobą prostymi, szklanymi windami z metalowym obramowaniem, teraz już nieco zardzewiałym i pokrytym niedawno opadłym pyłem, a także małymi schodami, liczącymi po kilkanaście, lecz ogromnych stopni.

Starscream nie mógł uwierzyć w to co widzi. Z gębą rozdziawioną jak u kilkuletniego dziecka rozglądał się po kopalni, najwidoczniej nie mogąc nacieszyć oczu tak ogromną ilością energonu. Megatron również podzielał jego zdanie, bo po chwili rozstawił szeroko ręce, jakby chciał zgarnąć tylko dla siebie całe złoże, po czym rzekł z tryumfem i przewrotną radością:
- A więc to jest dziedzictwo, które pozostawili po sobie nasi przodkowie.
- Jest tutaj tego znacznie więcej, niż podejrzewałem - dodał z zakłopotaniem Starscream, drapiąc się niezręcznie po głowie.
- A my zgarniemy wszystko - odparł Megatron, opuszczając ramiona - Kawałek po kawałku..
Następnie machnął ręką, po czym rozkazał:
- Zająć kopalnię!
Na platformie natychmiast zaczęli lądować żołnierze z karabinami w rękach, którzy momentalnie rozbiegli się po całej górze, schodząc na kolejne poziomy i zajmując je jeden po drugim. Lider Decepticonów patrzył na to ze złowrogą satysfakcją.

niedziela, 16 kwietnia 2017

"Mr. Nice"

Pora na kolejną piosenkę. Tym razem o czymś bardziej życiowym - czymś, z czym każdy z nas na pewno już się w swoim życiu zetknął. Myślę, że bez trudu wyłapiecie główny temat tekstu spomiędzy jego wierszy ;) Poniżej wersja dla mniej zorientowanych w języku. Enjoy!

Mr. Nice

C'mon, Mr. Nice,
Is it really you?

Hidin' in my shadow,
Waitin' for an opportunity...
There's nothin' you wouldn't do
For our so-called unity.
Every time we hang out,
You try to make things right.
C'mon!
How long will you hold me so tight?
I'm startin' to suffocate,
I'm startin' to get bored of you...
Dude!
Do I really have to get rid of you?
(Do I really have to?)

And when you're askin' me,
What I'm talkin' about,
Look at yourself -
It's just another of your masks!
I feel you hide
Somethin' inside.
Is it your true intention?
I know there's somethin' you did not want to mention.
'Cause you have two faces - they say,
And that's a game I do not want to play.
Turn back and look into my eyes...
C'mon, Mr. Nice,
Is it really you?

Wait a second, man...
Somethin's not right.
Tell me -
Are you really on my side?
'Cause they say you never choose any,
And switchin' them is your favourite game.
C'mon!
There must be a reason they always talk the same!

But I think I get it -
When I'm not the one you see,
You whisper...
All these bad things about me!
Dude!
I think it's the right time and place...
C'mon!
To show me your true face!

And when you're askin' me,
What I'm talkin' about,
Look at yourself -
It's just another of your masks!
I feel you hide
Somethin' inside.
Is it your true intention?
I know there's somethin' you did not want to mention.
'Cause you have two faces - they say,
And that's a game I do not want to play.
Turn back and look into my eyes...
C'mon, Mr. Nice,

Is it really you?

***

No dalej, Panie Milutki,
Czy to naprawdę ty?

Kryjący się w cieniu,
Czekający na okazję...
Nie ma niczego, czego byś nie zrobił
Dla naszej tak zwanej jedności.
Za każdym razem, gdy się widzimy,
Starasz się, by wszystko było w porządku.
No dalej!
Jak długo jeszcze będziesz się mnie tak kurczowo trzymał?
Zaczynam się dusić,
Zaczynam się tobą nudzić...
Stary!
Czy ja naprawdę muszę się ciebie pozbyć?
(Czy naprawdę muszę?)

A kiedy pytasz mnie,
O czym mówię,
Spójrz na siebie -
To tylko kolejna z twoich masek!
Czuję,
że ukrywasz coś wewnątrz.
Czy to twoje prawdziwe zamiary?
Wiem, że jest coś, o czym nie chcesz wspominać.
Bo masz dwie twarze - tak powiadają,
I to jest gra, w której nie chcę brać udziału.
Odwróć się i spójrz mi w oczy...
No dalej, Panie Milutki,
Czy to naprawdę ty?

Czekaj chwilę, stary...
Coś tu nie gra.
Powiedz mi -
Czy naprawdę stoisz po mojej stronie?
Bo powiadają, że nigdy nie wybierasz żadnej,
A ich zmiana to twoja ulubiona gra.
No dalej!
Musi być jakiś powód, dla którego wciąż gadają tak samo!
Ale myślę, że już wiem, w czym rzecz -
Kiedy znikam ci z oczu,
Szepczesz...
Te wszystkie złe rzeczy o mnie!
Stary!
Sądzę, że to jest właściwe miejsce i czas...
No dalej!
Żebyś mi pokazał swoją prawdziwą twarz!

niedziela, 9 kwietnia 2017

Myślicielem jestem... 2

No dobra - pora zrobić przerwę od tego opowiadania. Macie ochotę na trochę życiowej mądrości? Bo jeśli tak, to mam coś w zanadrzu. Ostatnio przeszedłem przez parę nieprzyjemnych sytuacji, a w drodze rozmyślań nad nimi ułożyłem taką oto sentencję:

Silny nie jest ten, kto potrafi pokonać kogoś, lecz ten, kto potrafi pokonać siebie.

wtorek, 4 kwietnia 2017

"More Than Meets the Eye, Część 3" - fragment III

Kolejna porcja opowiadania, w której akcja zdecydowanie nabiera tempa :) Enjoy!

MORE THAN MEETS THE EYE, CZĘŚĆ 3 (fragment III)

W samym centrum ukrytej bazy wojskowej rozgrywała się niezwykła scena - osiem wielkich robotów o różnorakich kolorach stało w kręgu, górując nad dwiema drobnymi postaciami, wciąż oniemiałymi z wrażenia i wpatrującymi się w nie jak w przybyszów z kosmosu. Przybyszów, którymi w istocie byli.
- Więc jeśli Decepticony dowiedzą się, że mieliśmy z wami kontakt - zagadnął Jack - to nas też będą ścigać?
- Decepticony nie cofną się przed niczym, by dopiąć swego - odpowiedział Optimus - I dlatego wątpię, by dybały na wasze życie tylko z powodu czystej żądzy mordu. Bardziej prawdopodobne jest to, że będą was chciały wykorzystać do dyktowania nam warunków i w rezultacie zdobycia nad nami przewagi.
- Ale czy to nie oznacza, że poprzez nas mogą namierzyć waszą bazę? - zapytała Carly.
- Jej ściany są nieprzepuszczalne dla wszelkich fal radiowych - odparł Wheeljack, po czym odwrócił się do monitora stojącego tuż nad panelem z przełącznikami i dotknął jednego z wirtualnych przycisków. Chwilę później na ekranie pojawiła się miniaturka zbocza, otoczonego przez wielką półkulę, przywodzącą na myśl pole siłowe.
 - Ponadto - ciągnął biały Autobot - w promieniu kilku kilometrów porozstawiane są dodatkowe przekaźniki, tworzące wokół naszej kryjówki coś w rodzaju kuli, przez którą nie przedrze się żaden sygnał z zewnątrz. Wystarczy, że znajdziecie się w jej zasięgu, a nikt was nie namierzy.
Komputer zdawał się rozumieć, co mówi robot, gdyż pokazywał dokładnie to, co tamten mówił - wcześniejszy obraz zbocza obrócił się w pionie i przybliżył jakiś punkt poza kulą. W punkcie tym znajdował się samochód, który, gdy znalazł się w jej obrębie, zamigał i zniknął.
- Będziecie bezpieczni tak długo, jak długo będzie podniesiona tarcza antyradarowa - skonstatował Ironhide.
- I miejmy nadzieję, że nikt nie znajdzie sposobu, by się przez nią przebić - dodał Optimus wstając.
Nastolatkowie dopiero teraz zauważyli, że kończyny giganta i niewielki fragment jego klatki piersiowej są pokryte wymalowanymi płomieniami. Przez następną dłuższą chwilę wszyscy stali w milczeniu.
- Więc.. - odezwała się wreszcie Carly, zamyślając na moment - Co teraz?
- Teraz pozostaje nam tylko mieć się na baczności - odparł Optimus - Życie waszej dwójki jest w niebezpieczeństwie i nie możemy dopuścić, by Decepticony was namierzyły... Inaczej całą Ziemię dosięgnie gniew Megatrona.
- Kogo? - zapytali jednocześnie Jack i Carly.
Zanim ktokolwiek zdążył im na to pytanie odpowiedzieć, w bazie rozległ się odgłos przypominający pikanie.
- Optimusie! - zawołał Wheeljack.
Wszyscy zwrócili się w stronę wielkiego panelu z przełącznikami, przy którym stał biały robot.
- Ziemskie satelity odczytują... bardzo dziwny sygnał - oznajmił po chwili ze zdziwieniem, po czym odwrócił się z pytającą miną do lidera, najwidoczniej nie wiedząc, co się dzieje.
Zaciekawiony Optimus podszedł nieco bliżej. Wheeljack znów zerknął na monitor.
- Ten sygnał jest.. - Autobot z grzebieniem przymrużył oczy, chcąc jakby lepiej przyjrzeć się danym, które dopiero co wyświetliły się na ekranie - Cybertrońskiego pochodzenia!
Z pełną zaskoczenia miną wyprostował się. Twarze reszty Autobotów wyrażały w większości ogromne zdumienie, przechodzące, zdawało się, w coś w rodzaju przerażenia. Optimus zmarszczył niewielkie płytki nad oczami, będące zapewne swego rodzaju brwiami, nastolatkowie zaś byli zupełnie zdezorientowani. Po krótkim milczeniu Wheeljack z powrotem zaczął odczytywać dane.
- Ciekawe.. Nie przypomina on żadnego komunikatu, który mógłby wysłać jakikolwiek Autobot..
- Co oznacza, że pochodzi od.. - zaczął Jetfire.
- Statku Decepticonów! - oznajmił z trwogą Jazz.

                                                           ***
Na orbicie Ziemi dało się wyczuć ruch. Osobliwe drgania rozchodziły się wśród czarnej materii i zdawały się dosięgać również satelity okrążające planetę. Nagle nastąpił potężny błysk, któremu towarzyszył dźwięk przypominający wybuch. Wywołał on falę uderzeniową tak potężną, że odepchnęła ona przekaźnik znajdujący się nieopodal. W ciągu następnych kilku sekund rozeszła się. Już po chwili wszystko ucichło, zaś w miejscu, gdzie dopiero miał miejsce wybuch, pojawił się olbrzymi, ciemnofioletowy statek, wyglądający tak upiornie, iż przywodził na myśl zwiastun samej wręcz śmierci. Samoistnie zaczął sunąć ku Ziemi, zbliżając się do niej powoli, niczym łowca do ofiary.

                                                           ***
W sali tronowej panował chaos. Powierzchnia podestu, na którym stał tron, przedzielona była w pół potężnym pęknięciem. Ekrany komputerów migotały, a co pewien czas z ich niższych części sypały się iskry. Jedynym, co zdawało się ani trochę nie ucierpieć, były istoty przebywające w sali - Decepticony. Choć nie odniosły one żadnych ran w wyniku teleportacji, musiały się schylić, by nie stracić równowagi.
- Ehh - sapnął Sideways, podnosząc się - Ostrzegałem, że to nie jest najlepszy pomysł.
- Nie ma znaczenia, jakich uszkodzeń doznał nasz statek - zaczął Megatron, także podnosząc się i dumnie prostując - skoro mamy pod ręką całą planetę energonu. Soundwave!
Na dźwięk swojego imienia trzeci z obecnych na mostku Decepticonów podniósł się, jednocześnie odwracając ku swojemu władcy.
- Tak, mój Panie?
- Zlokalizuj największe źródło energonu na tej planecie. A potem - dodał Megatron, złowrogo spoglądając na podwładnego - namierz Autoboty.
Soundwave doskonale wiedział co robić. Kiwnął głową na znak, że zrozumiał, po czym odwrócił się w stronę schodów i przemienił w pojazd przypominający miniaturowy statek kosmiczny. Następnie wzleciał ku sklepieniu sali, w którym powstał niewielki, okrągły otwór. Gdy Decepticon wyleciał przez niego natychmiast się zatrzasnął. Robot wzniósł się nieco ponad statek, a gdy już znalazł się na dosyć sporej wysokości, rozłożył w obiekt przypominający satelitę. Na jego spodniej stronie uformowała się struktura w kształcie niedużego działa, z której wystrzeliło kilkanaście maleńkich rakiet. Każda z nich poleciała w zupełnie innym, zdawałoby się, wyznaczonym kierunku. Ostatnia wypuszczona przez Soundwave'a co pewien czas zmieniała kurs, jakby została zaprogramowana, by dolecieć do jednego, konkretnego celu. W istocie, na tym polegało jej zadanie - gdy tylko była już w obrębie odrobinę uszkodzonego przez wybuch satelity, instynktownie znalazła najdogodniejszy do podczepienia się punkt. Po chwili jej korpus rozwarł się, odsłaniając delikatne wnętrze, wypełnione mnóstwem malutkich kabli, przez które w ciągu ułamku sekundy zaczęły przepływać na zewnątrz niebieskie impulsy. Podobnie było z kolejnymi rakietami. Minęło kilka minut, nim wszystkie z nich dotarły na swoje miejsce. Wówczas Soundwave jęknął, jakby robił coś, co kosztuje go naprawdę wiele wysiłku. Tymczasem w sali tronowej Sideways przetransformował swoją rękę i wyciągnął przedmiot w kształcie niewielkiego chipa. Podłączył go do największego z komputerów, który, choć wciąż był naprawiany przez dwóch żołnierzy, nie odmówił posłuszeństwa - już w parę sekund później na jego ekranie zacząć formować się obraz o kształcie kuli, a tuż po chwili pojawiło się na niej siedem wielkich struktur, przywodzących na myśl płyty.
- Taak - powiedział zimnym, lecz triumfalnym tonem Megatron, który podszedł nieco bliżej monitora - A oto i pełny obraz Ziemi. Teraz odnalezienie naszego celu jest tylko kwestią czasu.
Nagle otworzył się jakiś właz, będący po przeciwnej stronie platformy - to Starscream wszedł do sali, ze splecionymi za plecami rękoma i z charakterystycznym, pogardliwym grymasem na twarzy.
- A więc zdecydowałeś się nas przenieść na tą planetę... - zagadnął z równie pogardliwym tonem.
- Tak, Starscream - odparł przywódca Decepticonów, błyskawicznie odwracając się do zastępcy - I dobrze zrobiłem. Być może zasoby tej planety odpłacą nam po tysiąckroć za ten jeden niewielki wyczyn.
Starscream parsknął, wciąż poddając w wątpliwość słuszność decyzji swojego pana. Nagle ekran największego z komputerów zamigotał. Na podobiźnie Ziemi pojawił się mały, niebieski punkt, migocący i wysyłający delikatne, szybko znikające fale.
- Widzisz? - powiedział ze zwycięskim uśmiechem Megatron, wykonując specifyczny gest w kierunku monitora.
Jego zastępca wyprostował się i zamyślił. Lider Decepticonów zaś zwrócił twarz ku ekranowi i w skupieniu wpatrzył się w niego.
- Jeszcze tylko parę nanocykli i nareszcie dowiemy się, gdzie rezydują nasi wrogowie.
Nagle na monitorze pojawił się ciąg czerwonych znaków, przypominających zmodyfikowane, chińskie litery.
- CO?! - ryknął Megatron - Nie możesz zlokalizować Autobotów?! Na pewno muszą być gdzieś na tej planecie! Wysil wszystkie swoje sensory!
Tuż po wypowiedzeniu tych słów napis zniknął, a podobizna Ziemi zaczęła się szybko obracać. Megatron stał nieco zgarbiony przy komputerze i patrzył w niego ze wściekłą miną.
- Muszę Ci przyznać, Panie - zaczął nagle Starscream głosem pełnym uznania - że jesteś niezwykle wytrwały. Pomimo tylu sprzeciwów i tak postanowiłeś działać według swojego planu...
- Wytrwałość to podstawa sukcesu, Starscream - odpowiedział Megatron, nieco się uspokajając - Wcześniej nam jej brakowało - dlatego nie wygraliśmy wojny, a zamiast władać Cybertronem musieliśmy przemierzać kosmos w poszukiwaniu najmniejszych choćby źródeł energonu. Tym razem nie popełnimy tego błędu!
Po kilku chwilach na ekranie komputera znów pojawił się dziwny, czerwony napis.
- Na Primusa! W takim razie będziemy tam musieli kogoś posłać!
- Oto i jestem! - powiedział ni stąd, ni z owąd jakiś głos.
Megatron i Starscream odwrócili się. Za ich plecami wisiał w powietrzu robot przypominający orła. Już po chwili poszybował ku Megatronowi, a gdy już do niego doleciał, przywódca Decepticonów wyprostował rękę, na której mechaniczny ptak wylądował.
- Ahh, Laserbeak - powiedział jakby z ulgą Decepticon w diademie.
- Zawsze przybywam, gdy jestem potrzebny, Panie - odparł skrzeczącym i nieco chrapliwym głosem orłopodobny robot. W istocie, każdym skrawkiem ciała przywodził na myśl tego ptaka - jego głowa, skrzydła i nogi miały kształt niemal identyczny jak u ziemskich orłów, ponadto cały był pokryty czymś, co przypominało szare pióra. Skrzydła składały się z krwisto-czerwonych lotek, zaś kończyny dolne wieńczyły wielkie, czarne szpony. Tym, czym nie przypominał ptaków, był długi, mechaniczny ogon, zakończony podtrójnym kolcem w kształcie wideł, a także spora, zdawałoby się pozornie tylko nieużyteczna szyja.
- Doskonale. Za chwilę wyruszysz na Ziemię i osobiście poszukasz jakichkolwiek śladów Autobotów.
- Do usług, mój Najwspanialszy - odparł Laserbeak, kłaniając się i wykonując specyficzny gest skrzydłem.
Megatron delikatnie trzepnął ręką, zaś ptakopodobny Decepticon wzniósł się, a następnie usadowił na górnej krawędzi największego monitora. Tymczasem przywódca obrócił się, splótł ręce za plecami i zaczął iść w stronę tronu.
- Musimy działać szybko, by uniknąć jakiegokolwiek wykrycia. Trzeba będzie podnieść osłonę elektromagnetyczną. Starscream! - dodał nagle, odwracając się do zastępcy.
- Tak, Panie?
- Przygotuj żołnierzy. Niewykluczone, że będziemy musieli użyć siły, by przejąć to źródło - szczególnie, jeśli Autoboty także będą chciały na nim położyć swoje łapska.
- Jest jeszcze jeden problem.. - powiedział nagle do tej pory milczący Sideways.
- Co znowu? - zdenerwował się Megatron.
- Chodzi o ludzi - odparł szary Decepticon - Jak zapewne wiesz, Panie, tą planetę zamieszkują niewielkie, organiczne istoty, które..
- I co z tego? Nie stanowią dla nas zagrożenia. A jeśli będą stawiać opór, zniszczymy je!
- Weź jednak pod uwagę, Mistrzu - kontynuował Sideways z tonem, jakby próbował wytłumaczyć Megatronowi coś, czego ten ani trochę nie rozumie - że jest ich bardzo, naprawdę bardzo dużo... jak cybertrońskich insektów. I tak samo jak one w grupie mogą być bardzo... szkodliwe.
Megatron zastanowił się przez chwilę. Następnie odwrócił się do podwładnego i rzekł:
- A więc dobrze. Podejmiemy odpowiednie środki. Ludzie na razie mogą nie mieć świadomości, że istniejemy - nawet się nie obejrzą, jak już będziemy ich panami.
Wódz Decepticonów uśmiechnął się złowieszczo.
                                                             
                                                              ***
- To niemożliwe! - powiedział z niedowierzaniem Ironhide.
A jednak na ekranie monitora, na którym widniał kształt przypominający Ziemię, pojawiła się niewielka miniaturka statku Decepticonów, z każdą sekundą coraz bardziej przybliżająca się do planety.
- Świetnie - odparł z ironią Jazz - Teraz jeszcze to.
- Ale dlaczego? - zapytał Skyhammer.
- Najwyraźniej nasze obawy okazują się słuszne - odpowiedział Optimus - Decepticony rzeczywiście miały jakiś cel w regularnym odwiedzaniu Ziemi.
- Ale chyba nie chodzi im.. o nas? - zająkał się Jazz.
- Nie wykryłyby nas z takiej odległości - uspokoił go Optimus - Poza tym mało prawdopodobne, by przemierzyły taką odległość tylko po to, by nas zniszczyć. Z kolei jeśli nas nie wykryły, a mimo to chcą wylądować na Ziemi, oznacza to, że musi być tutaj coś jeszcze, co mogłoby je interesować.
- Niby co takiego? - zapytał ironicznie, lecz z odrobiną paniki w głosie Wheeljack - Od dawna wiemy, że Ziemia nie ma nic do zaoferowania dla jakichkolwiek mieszkańców Cybertronu, a już na pewno nie Decepticonów.
Optimus spojrzał się na niego poważnie.
- Widocznie myliliśmy się - odparł dziwnie tajemniczym tonem, po czym zwrócił się do wszystkich Autobotów - Jeśli Decepticony po przebyciu tak wielu lat świetlnych są gotowe ryzykować starcie z wrogiem, musiały tu przybyć za czymś niezwykle ważnym. Musimy szybko działać i dowiedzieć się, o co im tak naprawdę chodzi.
- Nie powinno być problemów z ich wykryciem - dodał Ironhide - Nie są jeszcze przystosowane do warunków panujących na tej skale.
- I tu cię zaskoczę - powiedział nagle Wheeljack - Sygnał Decepticonów zanika..
Na tę wiadomość wszyscy podeszli jeszcze bliżej komputera, przy którym stał biały Autobot. W istocie, miniaturka statku Decepticonów migała, jakby sygnał, który wysyła, stawał się coraz mniej wyraźny. Kilka chwil później czas, w jakim następowało mignięcie, wydłużył się, a każde następne było coraz wolniejsze. Wreszcie nastąpiło bardzo długie mignięcie, po którym..
- Zniknął! - zauważył z trwogą Wheeljack.
- Co? - niedowierzał Ironhide - Przecież nie mógł rozpłynąć się w powietrzu!
- W kosmosie nie ma powietrza! - zauważył Jazz.
Ironhide spojrzał na niego z zażenowaniem.
- Namierz jego ostatnie współrzędne - wydał polecenie Optimus.
Wheeljack nacisnął trzy wirtualne przyciski na ekranie komputera, po czym na podobiźnie Ziemi pojawił się niewielki, zielony punkt, który komputer zaczął przybliżać. Po kilku sekundach zatrzymał się, a Autobot zaczął mówić:
- Z danych wynika, że statek ostatnio wykryto... Nad Andami w Ameryce Południowej.
- A więc tam kierują się Decepticony.. - stwierdził Jazz.
- Nie możemy dłużej zwlekać - oznajmił Optimus - Czegokolwiek szukają Decepticony, nie może to wpaść w ich ręce. Wheeljack, nanieś dane na mapę Mostu Ziemskiego i aktywuj go..
- Przepraszam! - odezwał się nagle jakiś głos.
Optimus spojrzał w dół. Tuż pod nim stali nastolatkowie - Jack i Carly. Odkąd tylko pojawiła się wieść o Decepticonach na Ziemi, nie odzywali się oni praktycznie w ogóle, nie wiedząc kompletnie, co się dzieje. Wciąż będąc w swego rodzaju szoku, nie wtrącali się do rozmowy wielkich robotów, przez co te niemal o nich zapomniały. Gdy tylko jednak nadarzyła się okazja, postanowili przypomnieć Autobotom o swojej obecności.
- A co z nami? - zapytał Jack.
Optimus zamyślił się na chwilę.
- Wasza dwójka będzie na razie musiała zostać w bazie - powiedział w końcu - Dopóki sytuacja się nie uspokoi, nasza kryjówka będzie dla was najbezpieczniejszym miejscem.
- Optimusie - wtrąciła Arcee - Nie chcę być złośliwa, ale.. Oni nie będą bezpieczni, jeśli mają się nam plątać pod nogami.
- W takim razie - odparł Optimus, schylając się - zapewnimy im o wiele lepszy widok z góry.
Zniżył się ku nastolatkom i wyciągnął ku nim ogromną dłoń. Jack i Carly szybko spojrzeli po sobie, po czym postąpili kilka kroków w przód. Gdy już znaleźli się na dłoni olbrzyma, ten podniósł się, jednocześnie unosząc nastolatków, a następnie postawił na czymś w rodzaju podestu, łączącego wszystkie komputery w centralnej części hallu. Był on tak skonstruowany, że człowiek mógł poruszać się po nim bez żadnego problemu - wzdłuż jego krańców rozstawiono żółtą barierkę, by zmniejszyć ryzyko upadku z platformy.
Gdy tylko nastolatkowie zeskoczyli z dłoni Optimusa i poczuli pod sobą pewny grunt, otrząsnęli się z wrażenia. Przebywanie na takiej wysokości i w dodatku na niestabilnym podłożu wywołało u nich wiele emocji jednocześnie - nie wszystkie mogliby zaliczyć do tych pozytywnych.
- Tutaj będziecie bezpieczni - stwierdził pogodnym tonem Optimus.
- Optimusie, Most Ziemski jest gotowy - oznajmił Wheeljack, po czym pociągnął za jeden z przełączników.
Nagle z tunelu, z którego wcześniej wyszedł przywódca Autobotów, doszedł wszystkich dźwięk, przypominający charakterystyczny odgłos wystrzału broni laserowej połączony ze stłumionym chlupnięciem. Jak na komendę wszystkie Autoboty odwróciły się w jego stronę. Tunel nie był zbyt długi i nawet nastolatkowie widzieli jego koniec, na którym chwilę później rozbłysło zielone światło. Bardzo szybko rozeszło się ono po jego ściankach, a w miejscu, gdzie pojawiło się na początku, powstało coś w rodzaju portalu.
- A to do czego? - zapytał Jack ze zniecierpliwieniem, przytłoczony już i tak wystarczającą ilością wrażeń jak na jeden dzień.
- To nasz środek transportu - odrzekł Optimus, odwracając się do chłopaka - Oprócz trybów alternatywnych mamy do dyspozycji także Most Ziemski, którego używamy przeważnie wtedy, gdy musimy się szybko dostać do miejsc znacznie oddalonych od naszej kryjówki.
- Nawet na inny kontynent?! - zapytała zaskoczona Carly.
- Most Lądowy pozwala nam dostać się w krótkim czasie w dowolny obszar na planecie - wyjaśnił Wheeljack - Dzięki temu możemy znaleźć się na miejscu wydarzeń tak szybko jak trzeba.
- Wow.. - westchnęli nastolatkowie, po czym spojrzeli po sobie z uśmiechem pełnym niedowierzania.
- Autoboty - zwrócił się nagle Optimus do towarzyszy - Nadszedł czas. Musimy znaleźć Decepticony, zanim one znajdą to, po co przybyły. Transformacja i jazda!
Na to polecenie wszystkie Autoboty poza Wheeljackiem zaczęły się przemieniać. Wyglądało to niesamowicie - siedem wielkich robotów zaczęło zmieniać swój kształt, tysiące mechanicznych części zmieniało swoje położenie, czemu towarzyszyło wiele osobliwych dźwięków, a wszystko trwało zaledwie parę sekund. Nagle przed nastolatkami pojawiło się siedem niezwykłych pojazdów - niebiesko-czerwona ciężarówka, czarny samochód terenowy, dwa sportowe auta, motocykl, samolot i dość dziwny helikopter. Jack i Carly oniemieli z wrażenia - był to widok zapierający wręcz dech w piersiach. Tuż po zakończeniu transformacji ciężarówka, w którą przemienił się Optimus, ruszyła w głąb Mostu Ziemskiego, a w ślad za nią pojechała cała reszta. Jedynie Jetfire i Skyhammer, mający za tryb alternatywny latające pojazdy, nie wystartowali od razu. Dopiero, gdy pozostałe Autoboty wjechały do tunelu, samolot, będący przemienionym Jetfirem, uruchomił silniki, a następnie uniósł się odrobinę i wleciał w portal. Za chwilę Skyhammer w formie helikoptera włączył wirniki i wzniósł się na kilka metrów, po czym poszybował w stronę Mostu. Gdy zniknął z oczu Jacka i Carly, chłopak zapytał nadal stojącego przy panelu z przełącznikami Wheeljacka:
- A ty?
- Ja? Ja tu zostaję - odparł biały Autobot - Jestem wsparciem technicznym dla całej drużyny - rzadko jadę z nimi na misje, przeważnie siedzę tutaj i działam, kiedy mnie potrzebują. Z resztą mnie to pasuje - nie bardzo przepadam za.. pracą w terenie.
Jack zamyślił się na chwilę.
- Mówisz, że Most Ziemski może przenieść w dowolne miejsce na świecie? - zapytała nagle Carly.
- Tak - odpowiedział beznamiętnie Wheeljack - W dodatku nigdy nas nie zawiódł.
Jack nagle rozpromienił się.
- Czekaj, czekaj.. Więc mógłby mnie przenieść nawet do Barcelony? Do miasta, gdzie mieszka moja ulubiona drużyna piłkarska? - pytał podekscytowany, kierując się ku niewielkim schodom, łączącym platformę z niższą częścią bazy.
- E-e-e - zaskrzeczał Autobot i pokiwał przecząco palcem, a Jack natychmiast się zatrzymał - Most nie służy do spełniania zachcianek. Szczególnie nie w takiej sytuacji.
Wheeljack odwrócił się do panelu, a następnie podniósł jeden z przełączników, wyłączając Most Ziemski. Słowa robota ostudziły zapał chłopaka, który wpatrzył się w ziemię. Tymczasem Carly podeszła do niego, a gdy ten zwrócił na nią swój wzrok, dziewczyna spojrzała na Jacka z politowaniem.