czwartek, 31 sierpnia 2017

Wakacyjna przerwa...

Witajcie. Wybaczcie mi ten okres totalnej posuchy, ale po prostu poświęcam teraz dużo czasu na inne projekty (niektóre też związane z pisaniem) i o wiele rzadziej tu zaglądam. Żeby jednak nie było, że nic się tu nie dzieje, mam dla Was dobrą nowinę. Niektóre z moich obecnych zajęć to coś, czym będę mógł później podzielić się na blogu. Nie wiem, ile jeszcze potrwa przerwa od wstawiania czegoś nowego, ale myślę, że jak już całkiem tu powrócę, to nie będziecie mieli na co narzekać, zwłaszcza, że zamierzam również dopracować stronę pod kątem graficznym ;) Stay tuned!

sobota, 12 sierpnia 2017

Myślicielem jestem... 5

Ostatnio przez dość długi czas mam wyjątkowo dobry nastrój i cieszę się... z błahych rzeczy. Tak, Moi Drodzy - czasami warto doceniać nawet te najmniej istotne, a przy okazji najbardziej fundamentalne aspekty naszego życia. Dlatego na dziś mam dla Was taką prostą, ale za to zahaczającą właśnie o te podstawowe sprawy sentencję:

To, co wyróżnia cię wśród innych, to ty sam.

środa, 26 lipca 2017

"Terrorcons Rising"

Chwilowo kończą mi się pomysły na to, co mógłbym wrzucić... A jednak poniższy tekst wrzucam nie, że tak powiem, z braku laku, tylko raczej w ramach ciekawostki. Otóż jest to wersja robocza czwartego odcinka serii Transformers: Universe, który pierwotnie planowałem dokończyć. Z racji, że i tak nigdzie go nie opublikuję, a z drugiej strony jest tutaj zalążek jakiejś głębszej historii, stwierdziłem, że warto, żebyście w ogóle się z nim zapoznali ;) Enjoy!

TERRORCONS RISING

Z ciemności dochodziły odgłosy kroków. Ktoś szedł przez niemal niczym nieoświetloną drogę, lecz jego chód zdawał się być powolny i bardzo niepewny. W dodatku nie rozbrzmiewał on niczym chód kogoś wielkiego, potężnego. Raczej jak małej, drobnej istoty, delikatnie stawiającej nogi na niepewnym gruncie. I rzeczywiście - z ciemności wyłoniła się kobieta. Nieduża, najwyżej średniego wzrostu kobieta. Do tego dość wystraszona kobieta.
Szła teraz przez przejście, przypominające korytarz. Ciemny, oświetlony jedynie niewielkimi, równolegle rozłożonymi światłami po bokach i o metalowych ścianach tunel był ostatnim miejscem, w którym mogłaby chcieć się znaleźć. Ale musiała się w nim znaleźć. Nie było innego wyjścia. Sama już nie pamiętała, po co tu jest i dlaczego przyszła akurat tutaj. Wiedziała jedynie, że punkt docelowy jej wędrówki leży na końcu tego korytarza. Bała się. Nie była pewna, czego ma się spodziewać, ale podejrzewała, że nie będzie to nic, czego chciałaby się dowiedzieć. Miałe solidne podstawy, by tak twierdzić - ludzie, z którymi wczoraj rozmawiała przez telefon, przekazali jej dość dziwne informacje, a, co najbardziej zastanawiało kobietę, mówili zagadkami. Zagadkami, których rozwiązań poznać nie chciała. Ale musiała poznać. W końcu mogły one stanowić odpowiedź na pytania, które zadała tym ludziom przez telefon. I powód, dla którego w ogóle do nich zadzwoniła.
I kiedy to sobie uświadomiła, znalazła się przed drzwiami. Drzwiami, znajdującymi się na końcu korytarza, które zapewne stanowiły wejście do pomieszczenia, będącego celem jej wędrówki. Rozejrzała się. Tunel w tym punkcie zdawał się być szerszy. Na samym jego końcu zamontowano drzwi. W zasadzie przypominały one bardziej wielki, metalowy właz. Kobieta mogła się tylko domyślać, co jest za nim. Wolała się jednak na tym nie skupiać. Stała bowiem przed innymi drzwiami, tym razem już zwykłymi i drewnianymi, tkwiącymi w ścianie obok. Pilnowało ich dwóch mężczyzn w garniturach i w ciemnych okularach, zakrywającymi oczy. Pomimo faktu, że kobieta przyszła tu parę chwil temu, żaden z nich nie zareagował na jej przybycie w jakikolwiek sposób. Stali jedynie w rozkroku i patrzyli przed siebie z kamiennym wyrazem twarzy. Z tego powodu kobieta nie wiedziała, jak ma się zachować. Dopiero po pewnym czasie odważyła się wreszcie przemówić.
- Witam panów - zaczęła nieśmiałym, lecz przyjaznym tonem.
Przynajmniej siliła się na taki. Stres nie pozwalał jej jednak w pełni okazać jakiejkolwiek emocji - głos trząsł się jej tak, że jedynym, co wydobywało się jej z gardła, były bąknięcia.
Mężczyźni pozostali niewzruszeni.
- Czy mogłabym..
Zanim kobieta zdążyła wydukać pytanie, jeden z mężczyzn nagle poruszył się. Zamaszyście otworzył drzwi, po czym wrócił do wcześniejszej pozycji. Zakłopotana kobieta spróbowała się uśmiechnąć, ale zamiast uśmiechu wyszedł jej dziwny grymas. Powoli przeszła przez wejście i zatrzymała się tuż po jego drugiej stronie. Ten sam mężczyzna, który otworzył jej drzwi, energicznie je zamknął.
- Witam, panno Spencer.
Kobieta natychmiast odwróciła się. W drugim końcu pomieszczenia stało biurko, oświetlane z góry przez duży żyrandol. Po drugiej stronie światła zaś widniała sylwetka mężczyzny. Wyglądała na to, że siedzi przy biurku, czekając na kobietę, nazwaną Spencer. Jego ciemne kontury wydały się jej złowieszcze, szczególnie, że poza oświetlanym meblem cały pokój tonął w mroku.
- Proszę, niech pani podejdzie - odezwał się znów tajemniczy człowiek.
Jego niski, lecz dość przyjemny głos uspokoił i zachęcił nieco kobietę. Przeszła ona powoli przez pokój, patrząc podejrzliwie na boki. Jedyne, czym udało jej się dostrzec, była ogromna ilość półek w ścianie na prawo, na których leżały różne przedmioty. Doszła w końcu do biurka.
- Proszę usiąść - powiedział uprzejmie mężczyzna, wskazując ręką krzesło obok kobiety.
Spencer ostrożnie usiadła, a następnie przysunęła się nieco do biurka, jednocześnie wchodząc w krąg światła pokrywający mebel. Dopiero teraz można było dokładnie jej się przyjrzeć. Miała długie, czarne, falowane włosy, swobodnie opadające dookoła jej głowy. Ubrana była w ciemną kurtkę, rozpiętą tuż pod szyją. Jej okrągła twarz dość komponowała się z ładnymi, niebieskimi oczami, którymi teraz wpatrzyła się w człowieka siedzącego za biurkiem. On najprawdopodobniej również się w nią wpatrywał, jednak nie była w stanie tego stwierdzić na pewno - w półmroku dostrzegła, że podobnie jak mężczyźni przy drzwiach, miał on ciemne okulary, nie pozwalające dojrzeć jego spojrzenia.
- Cieszę się, że zechciała się pani ze mną dzisiaj spotkać - zaczął dość oficjalnym tonem mężczyzna. - Zwłaszcza, że przyczyna naszego dzisiejszego spotkania wymaga więcej niż omówienia.
Kobietę zaintrygowało ostatnie zdanie. Zaczęła uważnie słuchać rozmówcy.
- Ale do rzeczy - kontynuował, odchylając się nieco w krześle i zdejmując okulary. - Nazywam się Bruce Dylan i jestem głównodowodzącym rządowego, a w zasadzie byłego rządowego sektora, odpowiedzialnego za badanie tajemniczych zjawisk, takich jak te, które miały ostatnio miejsce w okolicy pani miasta. Mniemam, że ostatnio była pani świadkiem jednego z nich?
- Tak - bąknęła Spencer.
- Zanim zaczniemy muszę panią o coś poprosić. Nasza rozmowa jest zbyt ważna, by dowiedział się o niej ktokolwiek z zewnątrz, dlatego chciałbym, by przysięgła pani, że jej treść nie wyjdzie poza te cztery ściany oraz, że w razie czego zachowa pani absolutne milczenie.
Kobieta spuściła wzrok i zamyśliła się. O czym mają więc rozmawiać, skoro nie może powiedzieć o tym nikomu? Czy jest to coś tak tajnego, że poza rządem nikt nie powinien o tym wiedzieć? A jeśli ktoś dowie się o tym, że przekazano jej informacje, których nigdy nie powinna poznać, jakie będą tego konsekwencje? Spojrzała na Dylana. Ten spoglądał na nią jasnymi oczami spod nieco pomarszczonych brwi, ze skupioną miną wyczekując odpowiedzi Spencer. W końcu, nie zwlekając dłużej, powiedziała zdecydowanie:
- Przysięgam.
- Dobrze - skwitował Dylan. - A zatem możemy przejść do dalszej części naszego spotkania. Niech pani na początek opowie, co wczoraj pani widziała.
Kobieta zastanowiła się chwilę.
- Ja - zaczęła z zakłopotaniem - nie jestem pewna, co to było.. Ale kiedy wczoraj rano wyjrzałam przez okno, zobaczyłam, jak na zewnątrz otwiera się coś dziwnego.. To było.. Coś w rodzaju portalu, ale..
- Ma pani na myśli - przerwał jej Dylan, sięgając do szuflady biurka i wyjmując kilka zdjęć. - to?
Obrócił zdjęcia i wysunął ręce tak, by Spencer mogła zobaczyć, co na nich jest. Ku swojemu zdumieniu dostrzegła, że fotografie przedstawiają wielki, zielony portal z białym centrum, wyglądający niczym przejście do innego wymiaru. Kobiecie wydał się on bardzo złowieszczy.
- T-tak - odpowiedziała Spencer, jąkając się.
Dylan starannie poukładał zdjęcia i odłożył je na róg biurka.
- Co jeszcze pani widziała?
- Widziałam.. Jak jakiś samochód w niego wjeżdża..
Jej rozmówca znów sięgnął do szuflady i wyciągnął kolejny plik zdjęć.
- Czy był to któryś z tych pojazdów? - zapytał, ponownie pokazując Spencer fotografie.
Kobieta przyjrzała się im, a Dylan kolejno je przekładał. Na jednym ze zdjęć uchwycono dwa czarne, dość futurystyczne samochody, jadące przodem w stronę obiektywu, na kolejnym z tyłu już pojedyncze, niemal identyczne auto, zaś na trzecim skręcający, szary sportowy samochód z czerwonymi szybami i czarnymi pasami tuż przy podwoziu. Ostatnie zdjęcie najbardziej zwróciło uwagę Spencer.
- To chyba był ten - powiedziała, wskazując palcem na zdjęcie. - Nie wiem, nie jestem pewna.
- Dobrze - odpowiedział z zamyśleniem Dylan, odkładając zdjęcia na tę samą kupkę, co poprzednie. - Widzę zatem, że mam solidne podstawy, by wtajemniczyć panią w istotę sprawy.
Spencer zaniemówiła na chwilę ze zdumienia.
- Czy słyszała pani o WSBOIP?
- Tak - przyznała Spencer, mówiąc po raz pierwszy od rozpoczęcia spotkania spokojnym głosem. - Z tego, co pamiętam, ta organizacja zajmuje się UFO. A przynajmniej zajmowała..
- Zajmuje się nadal - przerwał Dylan. - Jej pełna nazwa to Wydział do Spraw Badania Obecności Istot Pozaziemskich. Jak już wspomniałem wcześniej, stanowiła ona niegdyś rządowy sektor, którego głównym zadaniem było badanie wszelkich spraw, wskazujących na obecność obcych na Ziemi. Oczywiście większość spraw, którymi się zajmowaliśmy, nie była nagłaśniania. Od roku 1947, czyli od czasu utworzenia tegoż sektora, odnotowano wiele przypadków rzekomej obserwacji, pozwolę sobie użyć pani określenia, UFO. Większość z nich jednak okazała się nieprawdziwa lub trudna do zidentyfikowania, aż do roku 1976, tuż po tym, jak sam stanąłem na czele WSBOIP. Wtedy to zanotowano kilka raportów o dość dziwnej treści. Mianowicie niektórzy mieszkańcy stanu Colorado twierdzili, że widzieli wielkie, mechaniczne istoty, krążące po ich okolicy pod osłoną nocy. Oczywiście raporty te dotarły do nas od razu, jednak z początku nie przejęliśmy się nimi, ponieważ żadna z osób, która je składała, nie zaprezentowała jakiegokolwiek znaczącego dowodu. Z czasem jednak obserwacje tajemniczych obych odnotowywano coraz częściej, a wraz z kolejnymi raportami dostarczono nam wreszcie coś, co mogło być dowodem na ich pojawienie się w tamtych okolicach.
Raz jeszcze sięgnął do szuflady w biurku i wyciągnął kolejnych kilka zdjęć. Pokazał je kobiecie, która przyjrzała się im z zaintrygowaniem. I znów się zdumiała - fotografie przedstawiały ślady wielkich, dwupalczastych stóp, odciśniętych w chodnikach lub w asfalcie, przy czym asfalt wokół nich był popękany, zupełnie, jakby nie wytrzymał ciężaru istoty, która po nim szła.
- Te ślady nas zaniepokoiły - kontynuował Dylan, przekładając zdjęcia, by Spencer mogła zobaczyć każde z nich. - ponieważ żadne znane ludzkości stworzenie nie byłoby w stanie pozostawić takich odcisków stóp. Dopiero, kiedy otrzymaliśmy te zdjęcia, uznaliśmy, że warto zająć się tą sprawą i postanowiliśmy się jej przyjrzeć bliżej - tam, gdzie znajdowały się ślady, porozstawialiśmy ukryte kamery. Przez pewien czas żadna z nich nie wykryła jakiegokolwiek podejrzanego śladu aktywności. Aż pewnej nocy jedna z nich uchwyciła to.
Tym razem sięgnał do szuflady po drugiej stronie biurka i wyciągnął tylko jedno zdjęcie. Pokazał je Spencer, a wówczas kobieta oniemiała. Na zdjęciu bowiem znajdowała się twarz robota, patrzącego się prosto w obiektyw. Twarz, która wyglądała bardzo.. ludzko. Spencer przeraziła się na myśl, czym mogło być to stworzenie, a najprawdopodobniej nie był to twór człowieka. W pewnym momencie zaczęła mówić z niedowierzaniem:
- On wygląda jak..
- Istota pozaziemska? - dokończył za nią Dylan. - Tak, ja pomyślałem o tym samym, kiedy je pierwszy raz zobaczyłem. Coś takiego nie mogłoby zostać zrobione przez człowieka. Przynajmniej nie przy pomocy technologii, którą obecnie dysponujemy. Niedługo po tym zdjęciu przysłano nam jeszcze kilka, na których również uchwycono te dziwne istoty. Sami nie dowierzaliśmy, że coś takiego może istnieć na Ziemi, a nawet, jeśli braliśmy pod uwagę taką możliwość, przyjmowaliśmy, że to jakiś spisek, który ma na celu głoszenie propagandy.
Mężczyzna nagle wstał i udał się w stronę drzwi. Spencer obejrzała się za siebie i wpatrzyła się w ciemność, zastanawiając się, co tym razem zrobi Dylan. I nagle poprzez mrok dostrzegła, że gdzieś w rogu pokoju stoi nieduży projektor. Dylan podszedł do niego.
- Dopiero kiedy otrzymaliśmy to nagranie - podjął, włączając projektor i wkładając do niego jakąś kasetkę - zmieniliśmy zdanie na ten temat.
Spencer odwróciła się, a na ścianie za biurkiem wyświetlił się spory, prostokątny ekran. Nagranie po chwili załączyło się. Kobieta wpatrzyła się ze skupieniem. Film przedstawiał jakiś zaułek - ciemny i znajdujący się poza zasięgiem wzroku. Przez kilka sekund nic się nie działo. W pewnym momencie jednak gdzieś z boku wyjechało srebrne, sportowe auto. Pojazd zatrzymał się i.. przemienił w robota.
- Czy on się właśnie.. - zaczęła z zaskoczeniem Spencer.
- Przetransfomował? - spytał Dylan. - Tak.
Robot po chwili uklęknął i wpatrywał się w przód, jakby na coś czekał. Spencer nie była w stanie uwierzyć w to, co widzi. Otworzyła usta ze zdumienia. Robot niespodziewanie znów przemienił się w samochód i odjechał. Dylan wyłączył projektor, a oniemiała Spencer wciąż gapiła się w ścianę. Dopiero kiedy mężczyzna ponownie usiadł za biurkiem, kobieta oprzytomniała.
- Ale jak to możliwe? - spytała po chwili.
- Sami zadawaliśmy sobie to pytanie tuż po obejrzeniu nagrania. Jednego byliśmy pewni - jest ono w stu procentach autentyczne. Tym samym wszystkie dowody, które dostarczono nam przed samym filmem, musiały być prawdziwe.
Spencer ogarnęła zgroza.
- Myśli pan, że..
- Były dwie możliwości - uprzedził jej pytanie Dylan. - Albo mieliśmy do czynienia z grupą, która opanowała tak zaawansowaną technologię.. albo z obcymi.
Kobieta wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Przez chwilę nie była w stanie nic powiedzieć, kiedy Dylan podjął swoją opowieść:
- Całe śledztwo zajęło nam cztery lata, ale kiedy udało nam się wreszcie dowieść, że obcy lub coś podobnego do obcych istnieje na Ziemi, postanowiliśmy niezwłocznie powiadomić o tym rząd. Mieliśmy nadzieję, że ludzie z rządu rozpatrzą tą sprawę i nagłośnią ją, by uświadomić społeczeństwo o obecności obcych oraz o, być może, potencjalnym zagrożeniu. Tymczasem uznali, że to niemożliwe, by coś takiego istniało na Ziemi i że to jedynie czyjaś propaganda, mająca na celu manipulację ludźmi. Nie przekonały ich nawet dowody, które im przedstawiliśmy, a kiedy bardzo zacząłem się upierać przy swoim, doszli do wniosku, że to ja wymyśliłem to wszystko i sfałszowałem dowody oraz, że to ja odpowiadam za tą niedoszłą propagandę. W końcu stwierdziłem, że nie ma sensu ich dłużej przekonywać i opuściłem salę obrad, a razem ze mną moi ludzie.
- Przecież to nie ma sensu - zaczęła Spencer. - Skoro sam rząd stworzył sektor, który miał badać takie sprawy, to dlaczego zignorował jedną z nich w momencie, kiedy udało jej się wam dowieść?
- To jest właśnie prawdziwe oblicze rządu - odpowiedział z jeszcze większą powagą w głosie niż przedtem Dylan. - Udają ludzi, którzy troszczą się o dobro i bezpieczeństwo obywateli, lecz kiedy przyjdzie co do czego, umywają ręce od wszelkich spraw, by nie wzniecać niepotrzebnej ich zdaniem paniki i żeby nie brać na swoje barki czegoś, czego nie będą w stanie udźwignąć. Przekonałem się o tym tamtego dnia, czyli 17 czerwca 1980 roku. Kiedy zrozumiałem, jak jest naprawdę, postanowiłem ostatecznie wziąć tą sprawę we własne ręce i, nie chcąc mieć nic wspólnego z rządem, oddzieliłem od niego mój sektor, po czym zerwałem z nim wszelki kontakt. Ulokowałem go również tak, by rząd nas nie znalazł, dlatego właśnie znajdujemy się teraz w bunkrze. Dopilnowałem też, by nikt z zewnątrz nie odkrył choćby przypadkiem tego miejsca i z tego powodu transport tutaj przebiega w bardzo specyficznych warunkach. Podejrzewam, że nawet pani nie wie, gdzie teraz jesteśmy.
Kobieta zastanowiła się chwilę. W istocie, nie miała pojęcia, gdzie tak naprawdę jest. Agenci Dylana, którzy zabrali ją z wcześniej ustalonego miejsca, przywieźli ją tutaj w samochodzie z bardzo ciemnymi szybami, przez które nie była w stanie nic dojrzeć. Na dodatek wysiadła z niego dopiero wewnątrz bunkra.
- Prawdę mówiąc nie mam pojęcia - odpowiedziała z zakłopotaniem.
- I tak musi pozostać. To, co teraz robimy, jest zbyt poufne, by mógł się o tym dowiedzieć ktoś z zewnątrz, nawet, jeśli ma przybyć do tego miejsca.
- A co teraz robicie? - spytała z niepokojem Spencer.
- Już wyjaśniam. Jak już mówiłem, zerwałem wszelkie kontakty z rządem i postanowiłem dalej badać sprawę pojawienia się tych dziwnych robotów na Ziemi. Recz jasna zmieniłem również nazwę mojej organizacji. Teraz jesteśmy znani jako Jednostka Badająca Istoty Pozaziemskie - w skrócie JBIP.
- Nigdy nie słyszałam tej nazwy..
- I nie usłyszy pani. W odróżnieniu od WSBOIP, ta organizacja jest całkowicie tajna. Postanowiliśmy usunąć się w cień, by móc w dalszym ciągu prowadzić śledztwo w sprawie obcych - tu Dylan zrobił krótko pauzę - jak również prowadzić badania nad nimi.
Ostatnie zdanie bardzo zaintrygowało Spencer.
- Jak to "prowadzić badania"?
- To pojęcie odnosi się do wielu naszych działań - począwszy od dokładnego badania dowodów na istnienie obcych, przez analizę pewnych.. pozostałości po nich, takich jak fragmenty ich pancerza, które udało nam się znaleźć w miejscach, gdzie wcześniej przebywali, po.. szukanie przyczyn ich pojawienia się na Ziemi.
Kobieta nie wierzyła własnym uszom. Nic, co do tej pory usłyszała, nie zdumiało jej aż w takim stopniu jak to, czego dowiedziała się przed chwilą. A zatem ta tajemnicza organizacja, w której siedzibie się znalazła, zajmowała się obcymi praktycznie pod każdym względem - nawet badała ich części. Spencer zastanawiała się, co jeszcze dzisiaj powie jej Dylan, a podejrzewała, że jeszcze nie zdradził jej wszystkiego.
- Wszystkie te działania - kontynuował Dylan - są przeprowadzane w laboratorium, do ktorego wejście znajduje się obok.
Spencer odruchowo zerknęła za siebie.
- Jak zatem pani widzi wszystko, co jest z nami związane, MUSI pozostać tajne.
Kobieta zastanowiła się chwilę. Czegoś tu nie rozumiała.
- W takim razie dlaczego umieściliście swój numer w zwykłej gazecie, którą może nabyć każdy mieszkaniec? I dlaczego mówi mi pan to wszystko?
Dylan uśmiechnął się tajemniczo.
- Spodziewałem się tego pytania - odparł spokojnie. - A odpowiedź na nie jest bardzo prosta. Otóż chodzi tu tylko i wyłącznie o usprawnienie naszego śledztwa - wiedzieliśmy, że wizyty obcych nie ustaną, dlatego postanowiliśmy potajemnie zdobywać kolejne materiały do naszych badań. Sposób na to okazał się jeszcze prostszy - umieściliśmy w różnych gazetach numer telefonu, pod który można było zgłaszać "dziwne" zdarzenia, takie jak choćby te, których była pani świadkiem. Oczywiście, jak pani dobrze wie, nie był to numer bezpośrednio do nas..
Dylan miał rację. Numer, pod który wczoraj zadzwoniła, nie był numerem do niego albo któregokolwiek z jego ludzi - w trakcie rozmowy bowiem okazało się, że człowiek, z którym rozmawiała, był tylko pośrednikiem pomiędzy nią a JBIP. Nagle coś do niej dotarło - dopiero teraz pojęła, dlaczego cała ta procedura przebiegała w taki, a nie inny sposób.
- Zgadza się - odpowiedziała po chwili. - I chyba rozumiem dlaczego. Nie chcieliście przekazywać nikomu jakichkolwiek informacji, dopóki nie mieliście pewności, czy jest on odpowiednim człowiekiem i czy warto mu je przekazać, prawda?
Na twarzy Dylana po raz kolejny zatańczył tajemniczy uśmiech.
- W istocie. Człowiek, do którego się pani dodzwoniła, miał za zadanie sprawdzić, czy mówi pani prawdę i czy rzeczywiście widziała pani coś niepokojącego. Dopiero wtedy mogliśmy uzyskać pewność, czy warto panią tutaj sprowadzić i przekazać pani to wszystko, co do tej pory pani wyjawiłem.
Spencer była pod wrażeniem tego, jak dobrze Dylan rozplanował działania JBIP. Nareszcie rozumiała, skąd brała się atmosfera tajemniczości wokół tego wszystkiego. Teraz wszystko w jej głowie układało się w logiczną całość. A choć sądziła, że nic już nie mogło jej zadziwić, była pewna jednego - to, czego się dowiedziała, zdumiło ją i przeraziło. Spełniły się jej wcześniejsze obawy - wolałaby nie wiedzieć o obych, o bunkrze, ani o laboratorium i badaniach prowadzonych nad obcymi.
- Może mi w to pani wierzyć lub nie - kontynuował Dylan. - ale nie jest pani pierwszą osobą, której opowiadam o tym wszystkim. Właściwie.. jedna z osób, które były świadkami podobnych wydarzeń, jest tutaj z nami.
- To prawda - dobiegł gdzieś z boku głos.
Spencer spojrzała w lewy róg pomieszczenia. Nagle dostrzegła tam coś, czego przedtem nie widziała - ustawione w samym kącie krzesło, znajdujące się z dala od wszelkiego światła. Siedział na nim człowiek. Wstał i podszedł do niej. Kiedy znalazł się w zasięgu światła żyrandola, kobieta spostrzegła, że był to młody mężczyzna. Miał w sobie jednak coś dziwnego. Jego strój był dość nietypowy - nosił kamizelkę i spodnie w kolorze piaskowym, zaś całość dopełniała czapka z okrągłym daszkiem. Dość mało adekwatny ubiór do poufnych spotkań.  
- Ja także miałem kontakt z obcymi - powiedział po chwili młodzieniec.
- Pani Spencer, to jest Alex Conner - przedstawił chłopaka Dylan, a ten ściągnął czapkę i ukłonił się lekko. - Młody badacz przyrody, który również postanowił do nas zadzwonić po swoim.. spotkaniu z obcymi.
- Tak - potwierdził Alex. - I podobnie jak panią, mnie też przetransportowano tutaj potajemnie, a kiedy poznałem pana Dylana, dowiedziałem się o tym wszystkim, co pani przed chwilą. Za zgodą pana Dylana zostałem tutaj dłużej, na wypadek, gdyby przybył ktoś, kto tak jak ja widział obcych.
- Siedziałeś tu cały czas i mnie podsłuchiwałeś? - zapytała ze wzburzeniem Spencer.
- Przepraszam, że tak to wyszło - odparł ze skruchą Alex. - Pod żadnym pozorem nie chciałem pani podsłuchiwać - chciałem się tylko dowiedzieć, jak ktoś inny odebrał kontakt z obcymi.
Kobieta uspokoiła się nieco. Z początku pomyślała, że chłopak jest tak naprawdę jednym z agentów Dylana, a sam przywódca JBIP planuje coś za jej plecami. Teraz jednak wiedziała, że jest to zupełnie przypadkowy człowiek, który, podobnie jak ona, widział obcych - widziała po jego twarzy, że mówi prawdę.
- Istotnie - rzekł nagle Dylan. - Pozwoliłem tu zostać panu Connerowi, na wypadek, gdybym potrzebował drugiego świadka. Uznałem, że potrzebuję go właśnie teraz.
- Dlaczego? - spytała Spencer.
- Ponieważ istnieje jeszcze jedna rzecz, o której powinna pani wiedzieć. Otóż, jak już pani wspomniałem, zajmujemy się również badaniem przyczyn obecności obcych na Ziemi. Chcemy dociec, skąd, w jaki sposób i dlaczego się tu pojawili. A ten młody człowiek - Dylan wskazał na Alexa - umożliwił nam udzielenie odpowiedzi na drugie z tych pytań.
Raz jeszcze sięgnął do szuflady w biurku, lecz tym razem znajdującej się po jego przeciwnej stronie i zamiast zdjęć wyciągnął kopertę. Koperta była rozcięta, jednak w dalszym ciągu można było dostrzec liczne sklejenia i zlepienia. Najwyraźniej ktoś bardzo pieczołowicie zapakował jej zawartość. Dylan wysunął z niej trzy zdjęcia i pokazał Spencer. Kobieta sądziła, że po tym wszystkim, co usłyszała i zobaczyła, nic nie jest w stanie jej zdziwić. Myliła się. To, co zobaczyła na zdjęciach, wprawiło ją w osłupienie. Każde z nich bowiem ukazywało ogromny, fioletowy statek, który przemykał koło górskiego zbocza. Kolce, wyrastające z niemal każdej jego strony sprawiały, że wyglądał naprawdę złowieszczo. Wszystkie zdjęcia były bardzo podobne, jakby robione jeden po drugim, z tą różnicą, że na każdej kolejnej fotografii statek zdawał się być nieco dalej od obiektywu. Dawało to wrażenie swoistej animacji.
- Czy to.. - zaczęła z niedowierzaniem Spencer.
- Statek? - dokończył Dylan. - Owszem. I, zgodnie z relacją pana Alexa, wygląda na to, że nie jest ziemskiego pochodzenia.
- Widziałem go na własne oczy - dodał Alex. - Był olbrzymi, do tego leciał tak szybko [...]

sobota, 8 lipca 2017

"Spowiedź filozofa"

A tym razem zaprezentuję Wam coś z zupełnie innej beczki. Powiedzmy, że utwór, który zaraz przeczytacie, to rodzaj poematu. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie pisałem, dlatego tekst może wydawać się niedopracowany, ale uznałem, że nie będę go poprawiał, bo może stracić "iskrę". Jako ciekawostkę dodam fakt, że napisałem go w zeszłym miesiącu - jest to więc moje najnowsze dzieło. Enjoy!

Spowiedź filozofa

Pozwól, że Ci wyjaśnię, czym jest filozofia,
Ta powszechnie znana, lecz nie w pełni zbadana fobia.
Fobia, rzecz wiadoma - najgłębszy lęk, strach, zmora,
Filozofia - też mi się jawi tak, jak ona.
Wróćmy jednak do początku,
Tam, gdzie swój koniec mają granice rozsądku,
Bo tam zaczyna się historia moja,
A zarazem lektura Twoja.

Nazywam się M.,
I pozwól, że na tym skończę,
Gdyż w opowieści tej,
Me imię nie jest istotne.
Lecz słuchaj mnie uważnie,
Przyłóż wagę do tego, co powiem.
Będę słowa dobierał rozważnie,
Bo wierz mi - nie chcesz być filozofem. 

Filozof to człowiek drętwy, smutny, szary,
Powiem Ci wprost - nie wierzy w żadne czary.
Brak mu wyobraźni, nie widzi sensu życia -
Zamiast tego, szuka go tam, gdzie go nie ma - w niebyciach.
Plecie dyrdymały, tworzy nowe teorie,
I, po prawdzie, chyba tylko to daje mu euforię.
Smutna to osoba, samotna i przygnębiona,
Wciąż tylko rozmyśla - jak ma nie być odosobniona?

Zaprawdę, uwielbia on Schopenhauera,
Bo tak jak on ze swojego istnienia jest nierad.
Owszem, nie tylko myśli, ale czuje,
Lecz to z tych właśnie powodów wielkie plany snuje.
Widzi on świat złym, plugawym,
A ludzie - ich natura budzi w nim obawy.
Chciałby uczynić go innym, lepszym,
A w rzeczywistości - czy on po prostu nie chce poczuć się większym?

Cierpiał dużo, to prawda i rzecz to zrozumiała,
Lecz czy to nie na tym polega istota życia cała?
A on się trudzi, główkuje,
Próbując zrozumieć coś, czego nigdy nie zrozumie.
Zło, myśli sobie, trzeba unicestwić,
Jest rzeczą niewłaściwą - jak ono może istnieć?
Biedny filozof nie wie, że taki jest cykl życia -
Trochę dobra, trochę zła, a potem wszystko od nowa.

Do ludzkiej natury wracając, rzecz jest prosta -
Człowiek, w głębi duszy, istotą złą jest i basta!
Nieszczęśliwi są ci, co nie umieją się z tym pogodzić,
A filozof, Mój Drogi, za taką właśnie osobę uchodzi.
Człowiek człowiekowi wilkiem, bliźni krzywdzi bliźniego -
Myśli sobie filozof, że już ma dosyć tego.
Wciąż słyszy o morderstwach, okrucieństwie, zawiści -
Nie może już patrzeć na tę wznoszącą się falę nienawiści!

Siada więc i zaczyna planować,
Co tu zrobić, by świat od nowa zbudować.
Wreszcie szaleńcem się staje - chce zajrzeć w umysły i serca,
Bo on będzie, jak sądzi, egoistów morderca!
Ludzi zmieni na lepsze, nauczy zachowania i mowy,
Idea już uderzyła mu do głowy!
Zaprowadzi porządek, świat do góry wywróci nogami...
Czy on naprawdę sądzi, że coś wskóra swoimi działaniami?

Pora odsłonić przed Tobą prawdę - 
To ja jestem tym, o którym dziś mówię tak jawnie.
Moje to były czyny i moje działania -
Teraz już wiem, że daremne to były starania.
Mówię o tym, by Cię przestrzec, chłopcze - nie podążaj tą drogą,
Los jest łaskawy - jego ścieżki znacznie dalej poprowadzić Cię mogą.
A jak się cieszyć z tego życia, szczęście chwytać?
O to, Mój Drogi, najlepiej już wcale mnie nie pytaj.

niedziela, 2 lipca 2017

Myślicielem jestem... 4

Jeszcze jedna sentencja - tym razem nieco podnosząca na duchu:

Czasem bywa tak, że kiedy my przestajemy w sobie coś widzieć, inni nagle zaczynają to dostrzegać.

sobota, 17 czerwca 2017

"More Than Meets the Eye, Część 3" - fragment VIII

No, Moi Drodzy... Wiem, że przebyliście długą drogę, by dotrzeć aż tutaj, ale wiedzcie, że oto nastał koniec Waszej podróży. To już ostatnia część tego odcinka i, niestety, ostatni fragment Transformers: Universe, jaki tu zamieszczę. Włożyłem całe serce w to opowiadanie, dlatego szkoda było mi je przerywać, jednak, ze względu na czas, jaki minął, odkąd ukończyłem ten fragment, a także plany na dalszą twórczość, nie będę już do niego wracał. Co prawda był to tylko początek większej historii, ale myślę, że ostateczna ocena, czy był udany, należy już wyłącznie do Was. Koniecznie skomentujcie poniżej, co o nim myślicie, bo trochę brakuje mi na stronie komentarzy ;) Enjoy!

MORE THAN MEETS THE EYE, CZĘŚĆ 3 (fragment VIII)

Jazz po raz kolejny dostał pięścią w twarz od Sidewaysa. Od jakiegoś czasu obaj walczyli wręcz, bez żadnych broni, jakby chcieli sprawdzić, ile są warci bez swojego arsenału. Ich pojedynek wyglądał niczym walka bokserów. Obaj na przemian zadawali wrogowi cios i za chwilę powracali do gardy. Tym razem jednak Sideways postanowił jeszcze raz uderzyć Jazza. Autobot w porę schylił się, a następnie, nie zmieniając postawy, uderzył Sidewaysa trzykrotnie w niższą część korpusu. Decepticon w odpowiedzi zamachnął się, lecz Jazz wykonał unik i zadał przeciwnikowi cios w twarz. Ten warknął z bólu i złapał się za nią, cofając się o parę kroków. Chwilę potem opuścił rękę, a Jazz rozpędził się i wystrzelił ku niemu pięść. Sideways jednak go przechytrzył - zrobił unik, a następnie, zanim Autobot zdążył popędzić w przód, błyskawicznie obrócił się i uderzył go w plecy. Jazz upadł na ziemię wyjąc z bólu. Chciał wstać, ale zanim mu się to udało, Decepticon kopnął go w bok. Jazz przewrócił się na drugą stronę, lecz zaraz potem podniósł się z trudem na kolano. Sideways zaś przemienił rękę w piłę i zaczął biec ku niemu. Zamachnął się na srebrnego robota, jednak ten w ostatniej chwili zdążył wstać i odskoczyć na bok, po czym przymierzył się do kontrataku. Już miał go wykonać, gdy nagle poczuł, jak potężny cios w podbródek podrywa mu głowę do góry. Siła uderzenia odrzuciła go na parę kroków w tył, ale Sideways nie dał mu czasu, by znów się do niego zbliżył. To on pierwszy doskoczył do Jazza i zadał mu kolejny cios w twarz. Autobot był coraz bardziej zdezorientowany. Spróbował zaatakować, lecz Sideways znów go uderzył. Jazz zaczął się cofać. Nie mogąc nic zrobić, przyjmował na siebie kolejne ciosy, coraz bardziej tracąc świadomość tego co robi i gdzie jest. Ciągle obrywał w twarz, od pewnego momentu już nawet nie próbując się bronić. Zdawało mu się, że niemal nic nie słyszy, kiedy zobaczył, jak Decepticon szarżuje na niego i poczuł, jak z całej siły uderza go raz jeszcze w podbródek. Cios był tak silny, że wyrzucił Jazza w górę. Po chwili zderzył się mocno z ziemią, a następnie odbił się kilka razy i wylądował na boku, szurając przez chwilę po podłożu. W końcu zatrzymał się. Leżał przez kilka sekund niemal bez ruchu, bo nie był w stanie poruszyć żadną częścią ciała. Kompletnie go nie czuł, tak, jakby przepaliły się w nim wszystkie obwody. Podniósł jedynie lekko głowę i półprzytomnym wzrokiem dostrzegł, jak Sideways znów przemienia rękę w piłę, powoli krocząc w jego stronę.

                                                        ***                                                    
Bitwa trwała w najlepsze, kiedy Ironhide, który właśnie powalił na ziemię jednego żołnierza, dostrzegł kątem oka padającego na ziemię Jazza. Zobaczył, jak jego towarzysz przegrywa w walce z Sidewaysem, kiedy nagle sam otrzymał cios w głowę od kolejnego Decepticona. Cofnął się, tylko po to, by oberwać w plecy od innego żołnierza. Raz po raz stojące wokół niego Decepticony zadawały mu kolejne ciosy, aż w końcu jeden z nich wymierzył mu potężnego kopniaka w klatkę piersiową. Uderzenie powaliło Autobota. Po chwili Ironhide przewrócił się na bok z jękiem i spojrzał na otaczających go wrogów. Wszyscy wycelowali w niego swoje karabiny, jednak zanim zdążyli z nich strzelić, czarny robot podniósł z trudem rękę, z której wysunęło się działo i zastrzelił stojącego najbliżej Decepticona. Inne zerknęły na martwego kompana, a następnie jeden po drugim podzieliły jego los. Po kilku sekundach wokół Ironhide'a pozostał jedynie pierścień ciał. Autobot wsunął działo i opuścił rękę ze stęknieciem. Odsapnął, po czym szybko rozejrzał się po jaskini. Ku swojemu zaskoczeniu ujrzał, jak jego towarzysze opadają z sił jeden po drugim. Arcee, która do tej pory walczyła zaciekle i której ciosy były niemal bezbłędne, chybiła - żołnierz zwyczajnie uniknął jej cięcia, po czym uderzył ją mocno w plecy. Autobotka przechyliła się w przód, lecz po chwili obróciła się i ponowiła atak. Czarny robot schylił się i rąbnął ją łokciem w bok. Arcee upadła na kolano, łapiąc się za uderzone przed momentem miejsce, lecz kiedy podniosła głowę i spojrzała na wroga, ten szybkim ciosem z góry posłał ją na ziemię. Nieco dalej wyraźnie zmęczony Skyhammer ciął raz po raz w dwa Decepticony, które bez trudu omijały jego ataki. Jeden z nich uderzył go w twarz, co zdezorientowało zielonego robota. Drugi wykorzystał to i chwycił go od tyłu za szyję, lekko go podduszając i podnosząc. Skyhammer przetransformował ostrze w rękę, po czym złapał oba ramiona Decepticona, nadaremnie próbując wyrwać się z jego uścisku. Jego towarzysz ustawił się przed Autobotem i zasypał go gradem ciosów, a jedyne, co był w stanie zrobić Skyhammer, to wydawać okrzyki bólu. Natomiast gdzieś bliżej Ironhide'a walczył Bumblebee, który właśnie przyjął uderzenie w twarz. Jakiś żołnierz rąbnął go dwukrotnie poniżej klatki piersiowej, zaś inny potężnym lewym sierpowym posłał go na ziemię. Żołnierze zaczęli otaczać Autobota, który z ledwością podniósł jedynie górną część torsu. Na domiar złego z góry zaczęła ku Autobotom spadać kolejna fala żołnierzy. Na twarzy Ironhide'a pojawiło się przerażenie. Dotarła do niego gorzka prawda - Autoboty przegrywały bitwę. Nie zwlekając ani chwili dłużej przyłożył dwa palce do skroni, po czym rzekł:
- Optimusie, tu Ironhide. Sytuacja wymyka nam się spod kontroli. Decepticony zdobywają coraz większą przewagę, a nasi powoli tracą siłę do walki. Musimy się wycofać!

                                                     ***
Po raz kolejny rozbrzmiał szczęk mieczy, kiedy Optimus i Megatron znów starli się w czasie długiej, mogącej zadecydować o losie świata walki. Siłowali się dłuższą chwilę, kiedy nagle w radiu Optimusa odezwał się głos Ironhide'a. Lider Autobotów słuchał swojego towarzysza, cały czas wpatrując się w oczy Megatrona, dopóki ten nie oznajmił:
- Musimy się wycofać!
Wówczas na twarzy Optimusa pojawiło się roztargnienie. Wódz Decepticonów wykorzystał to i uderzył go głową w czoło. Optimus zachwiał się, lecz wykonał kilka kroków w tył, by odzyskać równowagę. Natychmiast przyłożył palce do skroni i powiedział:
- Jeśli to zrobimy, pozwolimy Decepticonom ostatecznie przejąć kopalnię, tym samym oddając im olbrzymie złoże energonu. Nie możemy do tego dopuścić!

                                                     ***
- Optimusie, wiem, że martwisz się o ludzi i o Ziemię - zaczął Ironhide, wstając i strzelając do grupki żołnierzy zmierzających w jego stronę - ale w tej chwili to nad nami wisi groźba zagłady!
Czarny Autobot pobiegł gdzieś w bok, cały czas strzelając do Decepticonów. Chwilę później dotarł do jakiejś większej skały i wskoczył za nią.
- Nad ludźmi i Ziemią wisi jeszcze większą groźba - odpowiedział Optimus przez radio - Wobec siły Decepticonów mieszkańcy tej planety są bezbronni.
- Będą jeszcze bardziej bezbronni, jeśli zawalczymy się na śmierć! - uniósł się Ironhide.
- Nie zamierzam nikogo poświęcać - powiedział z wyraźnym naciskiem Optimus - Ale jeżeli istnieje coś, co może Decepticonom stanąć na przeszkodzie do zawładnięcia tym światem, to jesteśmy to my.
- Optimusie - zwrócił się Ironhide poważnym tonem - Jeśli Decepticony nas pokonają... Ziemia będzie stracona.
                                                   
                                                     ***
Optimus, wymierzając działem w Megatrona, zamyślił się na chwilę.
- Dobrze więc - rzekł w końcu.
Odjął złączone palce od skroni i zwrócił wzrok w stronę Megatrona. Lider Decepticonów został przed chwilą ostrzelany, dlatego teraz klęczał na ziemi nieco otumaniony. Zaczął się podnosić, kiedy Optimus przetransformował rękę i powiedział:
- Innym razem, Megatronie...
Pobiegł w stronę krańca platformy i skoczył, rozpościerając szeroko ręce. Megatron zaś wstał, przemienił rękę w działo i również do niego podszedł.
- Nie będzie innego razu - powiedział złowieszczo i wycelował w spadającego przywódcę Autobotów.
Broń naładowała się, a wówczas z działa wystrzeliła potężna czerwona wiązka światła. Tymczasem Optimus, nieuchronnie zbliżając się do dna jaskini, zawołał przez radio:
- Jetfire!
Nagle wiązka wystrzelona przez Megatrona uderzyła go w sam środek pleców. Optimus warknął z bólu i zaczął się obracać w powietrzu, tracąc kontrolę nad ciałem. Jetfire, który usłyszał lidera, pomimo walki ze Starscreamem na drugim piętrze spojrzał w stronę spadającego przywódcy. Po chwili odepchnął z całej siły komandora Decepticonów, sprawiając, że ten wylądował na ziemi i wysunął z pleców dwa silniki odrzutowe. Uruchomił je i ruszył przed siebie, a kiedy tor jego lotu zbiegł się z linią spadania Optimusa, złapał go, po czym wzniósł się nieco, by wyhamować.
- Dzięki ci, przyjacielu - powiedział Optimus, dochodząc do siebie.
Obaj powoli zniżali się ku dnu kopalni, zaś żołnierze, widząc zbliżającą się dwójkę, otworzyli do nich ogień. Jetfire zaczął szybciej się zniżać, transformując jedną rękę w niewielkie działko i strzelając do Decepticonów, trafiając przy tym niektóre z nich. Wreszcie wylądowali, a Optimus stanął na pewne nogi i powiedział:
- Musimy się stąd wydostać! Zapewnij nam wsparcie z powietrza!
- Robi się! - odrzekł Jetfire.
Brązowy Autobot uniósł się na swoich silnikach i zaczął ostrzeliwać Decepticony dookoła. Utorował część drogi Optimusowi, który biegł ku zrobionemu przez Autoboty wyjściu z jaskini.
- Autoboty! - oznajmił przez radio - Wycofać się!
Arcee, która właśnie została przyszpilona do ziemi przez żołnierza, po usłyszeniu rozkazu niespodziewanie zyskała siłę - uderzyła głową w czoło Decepticona, a kiedy ten wstał, odrzucony siłą uderzenia, szybko poderwała się na nogi i wymierzyła mu cios w twarz. Następnie podskoczyła i złączonymi nogami kopnęła go w klatkę piersiową. Odpychając się, wykonała w powietrzu fikołka, po czym wylądowała i zeskoczyła z platformy, kierując się w stronę wyjścia. Skyhammer, nad którym znęcały się dwa Decepticony, zaparł się rękami i wreszcie wyrwał z uścisku tego, który go przytrzymywał. Wciąż trzymając go za przeguby przerzucił go nad głową i rzucił w żołnierza przed sobą. Oba roboty padły jeden na drugiego, lecz zanim zdążyły wstać, Skyhammer przemienił rękę w ostrze i przebił ciało żołnierza będącego na wierzchu. Wówczas wrzasnął on ile sił w płucach, zaś chwilę później zawtórował mu jego towarzysz pod spodem, który także został nabity na broń Autobota. Skyhammer szybko ją wyciągnął, a następnie przetransformował się w helikopter i zaczął lecieć w stronę wyjścia, strzelając po drodze do wrogów. Bumblebee natomiast kopnął żołnierza, który stał nad nim, po czym wygiął się niczym sprężyna i skoczył na równe nogi. Uderzył w twarz dwa inne Decepticony, posyłając je na ziemię, a następnie przeskoczył nad trzecim i również skierował się ku wyjściu z kopalni. Nagle zaczął go ostrzeliwać Laserbeak, wściekle wrzeszczący w jego stronę. Autobot już miał przemienić ręce w działa, kiedy w decepticońskiego zwiadowcę uderzył gwałtownie Skyhammer. Laserbeak z piskiem spadł na niewielką skałę, tracąc przytomność, a oba Autoboty podążyły w stronę wyjścia.
Jazz jednak, choć usłyszał rozkaz Optimusa, nie był w stanie się podnieść. Był wyczerpany, zaś czarę goryczy dopełniał fakt, że w jego stronę zmierzał Sideways z piłą w ręce. Decepticon wreszcie do niego dotarł i stanął nad nim z miną pełną pewności siebie.
- Już jest dwa-zero, czyż nie? - zapytał z podstępnym uśmiechem, mierząc piłą w szyję Autobota - Ale tym razem dokończę robotę i przyniosę Megatronowi twoją głowę na srebrnej tacy!
Piła nagle zaczęła obracać się szybciej i Sideways wystrzelił ją ku Jazzowi. Autobot z przerażeniem spojrzał na broń, zdając sobie sprawę, że za chwilę może być po wszystkim. Nie mógł jednak do tego dopuścić. W mig zebrał w sobie siły i kopnął rękę Decepticona, odpychając ją na bok. Momentalnie wstał i złapał oburącz przedramię wroga, próbując wymierzyć w jego głowę jego własną broń. Siłowali się przez chwilę, lecz cała sytuacja zdezorientowała Sidewaysa na tyle, że Jazz już po kilku sekundach przechylił piłę na bok, a następnie uderzył go pięścią w twarz. Cios odrzucił Decepticona, a Jazz, nie zwlekając ani sekundy, powtórzył atak. W innej części jaskini Ironhide odpierał ataki nacierającej na niego grupy żołnierzy, powoli wycofując się w stronę wyjścia. Nagle jeden z nich skoczył na niego, ale czarny Autobot natychmiast go zrzucił, miażdżąc w następnej chwili stopą. Sekundę później rzucił się na niego kolejny Decepticon, tym razem mocniej wczepiając się weń szponiastymi rękami. Ironhide również i jego zrzucił z siebie, choć z trudem, kiedy jakiś inny żołnierz wskoczył mu na plecy i złapał za szyję. Sięgnął ręką, jednak przeciwnik odgiął się, nie dając szansy Autobotowi na złapanie go. Nagle z boku na Ironhide'a rzucił się kolejny żołnierz, łapiąc i unieruchamiając mu rękę, którą ten przed chwilą próbował zrzucić jego towarzysza. Z drugiej strony skoczył ku niemu jeszcze jeden Decepticon, blokując drugą rękę. Ironhide ugiął się pod ciężarem trzech wrogów, kiedy nagle jeden z tych stojących przed nim kopnął go w klatkę piersiową. I tak już obciążony Autobot przewrócił się na plecy z łoskotem, a żołnierz, który przed chwilą zadał mu cios wskoczył na niego. Wymierzył w niego karabin i już miał strzelić, gdy nagle jego ciało przebił długi miecz. Znieruchomiał z zastygniętym na twarzy bólem, a posiadacz miecza podniósł go i odrzucił na bok. To był Optimus. Wystrzelił trzy pociski do Decepticonów przytrzymujących czarnego Autobota, zaś twarz tego ostatniego rozpromieniła się.
- Optimus! - powiedział z ulgą.
Lider podał rękę towarzyszowi i pomógł mu wstać.
- Wynośmy się stąd - rzekł z uśmiechem Optimus, transformując obie ręce w działa.
- Nawet nie musisz prosić - odpowiedział również z uśmiechem Ironhide, podobnie jak przywódca wysuwając działa z rąk.
Obaj odwrócili się w stronę wyjścia z jaskini i zaczęli biec, po drodze ostrzeliwując i posyłając na ziemię Decepticony. Wiszący w pewnej odległości od nich Jetfire, widząc, że reszta Autobotów powoli dociera do wyjścia, przestał strzelać do wrogów. Spojrzał w bok, a konkretnie w miejsce, gdzie leżał Starscream. Komandor Decepticonów właśnie odzyskał przytomność i powoli się podniósł. Spojrzał na Jetfire'a, a ten uśmiechnął się do niego z przekąsem, po czym przetransformował się i wystrzelił w górę. Starscream warknął z wściekłości. Wstał i ryknął na żołnierzy:
- Nie pozwólcie im uciec!
Następnie zeskoczył z platformy, przemienił się i poleciał za Jetfirem. Tymczasem gdzieś na dole Optimus i Ironhide niestrudzenie biegli w stronę wyjścia. W pewnym momencie Ironhide dostrzegł Jazza, który właśnie wymierzył Sidewaysowi kolejny cios. Zdezorientowany Decepticon spojrzał na niego, zaś srebrny Autobot posłał go na ziemię potężnym sierpowym. Sideways chciał się podnieść, ale Jazz przygwoździł go do ziemi silnym stąpnięciem na klatkę piersiową. Przetransformował rękę w działko i wymierzył we wroga.
- Teraz jest dwa-jeden - powiedział, dysząc.
Sideways spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- A kiedy cię zastrzelę i zaniosę twoją głowę do naszej bazy - kontynuował Autobot - będzie trzy do dwóch.
Broń Jazza zaczęła się ładować, kiedy z tyłu dobiegł go krzyk Ironhide'a:
- Jazz, nie!
Młody Autobot obrócił się, a następnie znów spojrzał na Sidewaysa, który patrzył na niego z przerażeniem. Po dłuższej chwili Jazz z wściekłą miną przemienił działko w rękę.
- Innym razem cię dorwę - powiedział, schodząc z Decepticona.
Następnie skierował się ku wyjściu, zaś Sideways obrócił się na bok i podążył wzrokiem za Autobotem. Ironhide ponaglił gestem Jazza, a kiedy srebrny robot dotarł do niego, obaj pobiegli w stronę wylotu z jaskini. W drugim końcu kopalni zaś wylądował transformujący się Megatron. Kolce na jego barkach weszły na swoje miejsce, kiedy lider Decepticonów wstał i, pomimo całego zamieszania, zaczął spokojnie kroczyć ku Autobotom. Szóstka niebieskookich robotów coraz bardziej zbliżała się do wyjścia, oczyszczając drogę z wszelkich Decepticonów, które stały im na drodze. Wreszcie wszyscy dotarli do niego mniej więcej w tym samym czasie. Jedynie Skyhammer doleciał nieco później, transformując się i lądując tuż przed otworem. Kiedy Autoboty zebrały się przed wylotem tunelu, Arcee spytała reszty:
- Gdzie jest Jetfire?
- Dołączy do nas na zewnątrz - odrzekł Optimus.
- Ruszajcie! - powiedział Ironhide, wysuwając z ręki wielkie działo - Będę was osłaniał.
- Dobrze, stary przyjacielu - zgodził się Optimus.
Decepticony posłały ku nim serię pocisków, a wszyscy schylili się lub zasłonili przed nimi, unikając trafienia.
- Autoboty! - zawołał Optimus, prostując się - Za mną!
Lider Autobotów wbiegł do tunelu, przemieniając się w ciężarówkę, zaś jego śladem podążyli kolejno Bumblebee, Arcee, Skyhammer i Jazz. Ironhide natomiast, zgodnie ze swoimi słowami, wysunął z drugiej ręki mniejsze działo i zastawił sobą wjazd do tunelu, po czym zaczął strzelać do wszystkich Decepticonów naokoło. Ostrzał trwał kilka minut, zaś Decepticony coraz bardziej zbliżały się do Autobota, zacieśniając wokół niego kręgi. W końcu Megatron, powoli kroczący ku Ironhide'owi wśród żołnierzy, przetransformował rękę w działo i wymierzył w niego. Broń chwilę ładowała się, aż wreszcie wystrzelił z niej czerwony promień. Wiązka trafiła w większe działo Ironhide'a, odrzucając je i sprawiając, że czarny robot na chwilę przestał strzelać. Zdezorientowany nagle podniósł wzrok. Gdzieś wysoko w górze, na ostatnim piętrze kopalni, dostrzegł starannie ułożony kopiec ogromnych, szarych kul, przez których środek przechodziły ciemne obręcze. Zupełnie, jakby połówki każdej z nich scalono tymi elementami. Ironhide na chwilę się zamyślił. Potem spojrzał na Megatrona, który nieoczekiwanie zatrzymał się. Widząc, że Autobot nie wznawia ognia, podniósł ku żołnierzom rękę w charakterystycznym geście, a ci od razu zaprzestali strzelania i stanęli w miejscu.
- Poddaj się, Autobocie! - powiedział lider Decepticonów.
Ironhide przez chwilę patrzył na Megatrona. Następnie spojrzał raz jeszcze na stertę kul na górze, po czym znów skierował wzrok ku przywódcy wrogów. Ten wlepiał w niego oczy, podobnie jak cała reszta otaczających go Decepticonów, czekając na jego ruch. Nagle na twarzy Ironhide'a pojawiła się wrogość, lecz w jego oczach można było dostrzec coś jeszcze - pewność siebie. Pewność w tym, co robi.
- Nie poddam się - powiedział cicho Autobot, jednak na tyle wyraźnie, by wrogowie go usłyszeli, po czym ryknął: - I nie poddam wam tej kopalni!
I wymierzył większym działem najwyżej, jak tylko był w stanie. Niespodziewanie przednia część jego broni zaczęła się obracać i z jej wnętrza wysunęło się kilka elementów. Chwilę później wszystkie przesunęły się na sam przód, formując pierścień, który powiększał lufę. Działo zaczęło się ładować, aż wreszcie wystrzeliła z niego duża, świetlista kula. W mgnieniu oka nabrała prędkości, zaś jej tylna część wydłużyła się, nadając pociskowi wygląd komety. Smuga światła przeleciała przez jaskinię z niewyobrażalną prędkością, a wszystkie Decepticony, z Megatronem na czele, podążyły za nią wzrokiem. Sfera w kilka sekund doleciała do celu - uderzyła o spód najwyższej platformy, posyłając na wszystkie strony kawałki metalu i robiąc w jej krawędzi sporą wyrwę. Ogromna szara kula leżąca najbliżej niej zachwiała się, po czym potoczyła w jej stronę. Wraz za nią potoczyło się kilka innych kul, a za nimi kolejne. Nagle cała sterta runęła niczym domek z kart i kule zaczęły jedna po drugiej spadać w dół. Wszystkie Decepticony wytrzeszczyły oczy z przerażenia.
- Bomby! - krzyknął stojący w tyle armii Sideways.
Megatron odwrócił głowę w stronę Ironhide'a, który opuścił rękę i wsunął w nią ogromne działo.
- Weźcie TO! - skwitował Autobot, po czym obrócił się i wskoczył w głąb tunelu, transformując się w pół-ciężarówkę.
Wódz Decepticonów raz jeszcze spojrzał w górę. Bomby spadały na dół niebezpiecznie szybko.
- Wycofać się! - rozkazał, a następnie przemienił się i wyleciał w górę.
Żołnierze natomiast rozpierzchli się we wszystkich kierunkach - nerwowo szukali pomniejszych wyjść, tuneli, potykając się jeden o drugiego. Część z nich transformowała się w dziwny, futurystyczny pojazd na kołach, po czym jechała co sił w stronę owych wyjść, od czasu do czasu zderzając się z innymi Decepticonami. Pośród całego tego rozgardiaszu Sideways, nie mogąc się chwilowo poruszyć, rozejrzał się i dostrzegł gdzieś z boku Laserbeaka, który odzyskiwał przytomność. Ptakopodobny Decepticon potrząsnął głową, a następnie zerknął w górę. Widząc lecące wprost na niego bomby poderwał się raptownie do lotu, przemieniając się w mały śmigłowiec. Zaczął lecieć ku górze, lecz Sideways ruszył ku niemu, wołając:
- Zaczekaj na mnie!
Laserbeak był już niemal poza jego zasięgiem, jednak w ostatniej chwili szary robot dobiegł do ptaka, podskoczył i złapał się obiema rękami krawędzi jego turbin. Ściągnęło to Laserbeaka na chwilę na dół, ale natychmiast wyrównał on lot i szybko wzniósł się razem z Sidewaysem. Tymczasem nawet połowa żołnierzy nie zdążyła uciec, kiedy jedna z bomb spadła wreszcie na dno jaskini. Zderzyła się z ziemią, wywołując potężny wybuch, lecz zanim którykolwiek z Decepticonów odczuł jego skutki, w jej ślad poszły kolejne. Bomby spadały niczym deszcz, a fale uderzeniowe, wywołane przez każdą z nich, zaczęły łączyć się w jedną, wielką eksplozję, która wstrząsnęła całą górą i wzbiła w powietrze ogromną chmurę pyłu.
Ironhide, który jechał z zawrotną szybkością tunelem, szybko odczuł jej skutki. Trzęsienie ziemi bowiem objęło nawet tunel. Autobotem zarzuciło w bok, lecz tuż po chwili wyrównał tor jazdy. Obrócił boczne lusterko, by sprawdzić, czy ktoś za nim nie podąża, ale ku swojemu zaskoczeniu zobaczył coś o wiele gorszego - daleko w tyle sklepienie jaskini zaczęło się zawalać.
- O nie.. - szepnął ze zgrozą.
Jeszcze bardziej przyspieszył, aż wreszcie zauważył gdzieś przed sobą jadącego Jazza. Małym Autobotem rzucało ciągle na boki.
- Ironhide, szybko! - zawołał do niego, najwyraźniej dostrzegając go za sobą.
Czarny robot pędził ile sił w rurach wydechowych, kiedy nagle nim również zaczęło rzucać. Próbował wyjechać na prostą, jednak trasa była zbyt wyboista. Od pewnego momentu rzucało nim nie tylko na boki, lecz także do góry, co jeszcze bardziej utrudniało jazdę. Nagle dostrzegł w lusterku, jak zawalające się sklepienie coraz bardziej zbliża się ku niemu. Ściana spadających skał nieubłaganie pędziła w jego stronę, lecz Ironhide natychmiast podjął działanie - w jego kabinie kierowcy wcisnął się jeden z większych przycisków i z jego rur wydechowych buchnął ogień. Autobot wystrzelił w przód jak strzała, zostawiając za sobą zawalające się sklepienie. Tymczasem daleko w przodzie Optimus, zbliżający się do końca tunelu, rzekł przez radio:
- Wheeljack! Otwórz nam most!
Nagle całą górą wstrząsnęło raz jeszcze, jednak to trzęsienie było potężniejsze niż poprzednie. Jedną z jej ścian rozdarło olbrzymie pęknięcie, a w jej wnętrzu wzbiła się wzwyż ogromna, niebiesko-brązowa chmura pyłu. Zanim dotarła ona do szczytu góry, wylecieli z niej kolejno Megatron oraz Laserbeak z trzymającym się go kurczowo Sidewaysem. Ostatnie piętro kopalni runęło w dół, kiedy chmura wydostała się wreszcie na zewnątrz, buchając niczym opary silnej substancji z dopiero co otwartej fiolki. Objęła statek Decepticonów, lecz ten parę sekund później wynurzył się z niej i majestatycznie wzniósł ku górze, ciągnąc za sobą niebieską smugę. Bliżej podnóża zaś Jetfire uciekał przed ścigającym go Starscreamem. Zarówno ucieczkę pierwszego, jak i pościg drugiego utrudniały spadające głazy.
- A więc czas zrobił z ciebie tchórza, co, Jetfire? - wrzeszczał komandor Decepticonów, unikając większej skały - Spróbuj uciec przed tym!
Z dolnej części odrzutowca, w którego przemieniony był Starscream, wysunęła się sporych rozmiarów rakieta. Decepticon wystrzelił ją, a ta poleciała prosto w jeden z silników Jetfire'a. Autobot wrzasnął z bólu, zaś z trafionego silnika poleciał dym. Jego fragment oderwał się i Jetifre zaczął tracić stabilność, jednak pomimo tego leciał co sił w stronę podnóża góry. Tymczasem Autoboty, które uciekały z niej tunelem, w szybkim tempie zbliżały się do wyjścia. Wreszcie jadący na ich czele Optimus dostrzegł na końcu tunelu mały, świetlisty punkt. Przyspieszył, by jeszcze szybciej skrócić dystans pomiędzy nim a owym punktem. Im bliżej niego był Optimus, tym on bardziej powiększał się, powoli zaczynając przypominać otwór. W końcu można było ujrzeć, co jest po jego drugiej stronie - lider Autobotów zauważył, jak w odległości kilkunastu metrów od wylotu tunelu otworzył się spory, zielony portal Mostu Ziemskiego. Choć góra trzęsła się, a tunel walił się Autobotom na głowy, jeden po drugim wydostały się z niego, niemal od razu wjeżdżając lub wlatując w portal w pełnym pędzie. Minęła dłuższa chwila, nim i Ironhide wydostał się z góry, lecz również on zdołał uciec przed zawalającym się sklepieniem tunelu, wjeżdżając w Most Ziemski z zawrotną szybkością. Przejście zaczęło się zamykać, kiedy Jetfire, choć z uszkodzonym silnikiem, zaczął docierać do podnóża góry. Z trudem przemykał między spadającymi głazami, a wciąż musiał mieć na uwadze Starscreama, cały czas lecącego za nim i strzelającego do niego z uporem maniaka. Widząc, że portal Mostu się zamyka, przyspieszył, rozpaczliwie próbując się do niego dostać, nim będzie za późno. Starscream, który był tuż za Autobotem i nie ustawał w próbie zestrzelenia go, również zmierzał w stronę Mostu. Jetfire wreszcie doleciał do podnóża góry, wyrównując lot i wleciał w przejście w ostatniej chwili - znalazł się w Moście na ułamek sekundy przed tym jak się zamknął. Decepticon także dotarł do podnóża, po czym wzbił się gwałtownie w górę. On również zrobił to w ostatniej chwili. Z tunelu bowiem buchnęła chmura pyłu, posyłając w przód kilka większych odłamków skał. Wejście do niego zawaliło się, a ze ścian góry stoczyło się wiele ogromnych głazów, które jeden po drugim uderzały z łoskotem o ziemię. Po kilku sekundach wstrząsy coraz bardziej zaczęły ustawać, zaś spadające na dół kamienie były coraz mniejsze. Wreszcie wszystko ucichło - polana przed dopiero co zawalonym wejściem zamieniła się w istne pobojowisko, a w powietrzu wciąż unosiła się spora chmura kurzu. Nie zdążyła ona całkowicie opaść, kiedy na skałach wylądował przetransformowany Starscream. Decepticon po paru chwilach wstał i warknął, machając ręką ze złości.

                                                            ***                                                
Wheeljack, Jack i Carly odwrócili się w stronę Mostu Ziemskiego. Niespodziewanie wyjechał z niego rozpędzony Optimus, który natychmiast przemienił się i obrócił w powietrzu, lądując przodem do portalu. Tuż po chwili z przejścia wynurzyli się Bumblebee, Arcee, Skyhammer i Jazz. Trójka naziemnych Autobotów wyhamowała w ten sam sposób, co ich lider, zaś Skyhammer uniósł się nieco, przetransformował się i wylądował przodem do wielkich komputerów. Zaraz potem z Mostu wyjechał Ironhide, przemieniając się i postępując kilka kroków, by wytracić prędkość. Zatrzymał się i upadł na kolano z jękiem, a z portalu wyleciał Jetfire, za którym ciągnęła się smuga dymu. Brązowy Autobot wzniósł się, obrócił w powietrzu i przetransformował, po czym wylądował w przysiadzie. Wszyscy powoli się podnieśli, zaś Wheeljack przesunął w dół jedną z dźwigni na panelu i Most Ziemski zamknął się. Nastolatkowie podeszli do barierki ograniczającej platformę, na której stali.
- Co się tam stało? - zapytał biały robot ze zdziwiniem, odwracając się do towarzyszy.
- Walczyliśmy z Decepticonami, ale musieliśmy się wycofać - oznajmił dyszący Optimus - Miały nad nami zbyt wielką przewagę.
- Oddaliście im kopalnię? - spytał znów Wheeljack, wytrzeszczając oczy.
- Na to by wyglądało, ale chyba nie nacieszyły się nią zbyt długo - odpowiedział Jetfire - Kiedy uciekaliśmy, góra zaczęła się zawalać, a widziałem, że Decepticony też odlatują z pola bitwy. Zastanawiam się, przez co to wszystko.
- Ja.. - wtrącił nagle Ironhide, po czym zrobił krótką pauzę - Zniszczyłem kopalnię.
Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Co takiego?! - ryknął Wheeljack - Czyś ty postradał sensory?! Przecież mogliśmy odbić tę kopalnię innym razem, albo chociaż zdobyć energon, który w niej był!
- Zrobiłem, co uważałem za słuszne - odparł z żalem Ironhide.
- I dobrze zrobiłeś, przyjacielu - powiedział Optimus, kładąc mu rękę na ramieniu - Niszcząc kopalnię uniemożliwiłeś Decepticonom przejęcie jej, a tym samym udaremniłeś im zagarnięcie ogromnych zasobów energonu.
- Wow - szepnął Jack.
To on był tym z nastolatków, który najbardziej wyczekiwał powrotu Autobotów. Na wieść, że walczyły one z Decepticonami, natychmiast rozpromienił się - myśl, że dwie frakcje olbrzymich robotów starły się w wielkiej bitwie napawała go entuzjazmem. Coraz bardziej podziwiał nowo poznanych obcych. Podniecenie przepełniało go do tego stopnia, że nie zastanawiając się nad tym, co mówi wypalił:
- I jak tam było? Ostro walczyliście? Skopaliście tyłki Decepticonom?
Wymachiwał przy tym nerwowo rękami, czując skok adrenaliny. Dopiero kiedy się uspokoił, zorientował się, że nikt mu nie odpowiedział. Spojrzał na Autoboty i zrozumiał dlaczego - roboty patrzyły albo gdzieś w bok ze smutkiem, albo na towarzyszy. Niektóre z nich były ranne. Skyhammer trzymał się za krwawiący energonem bark, Arcee delikatnie masowała sobie przedramię, a Bumblebee kurczowo trzymał się za bok z grymasem bólu na twarzy. Jazz z kolei podrapał się po głowie z zakłopotaniem. Jack otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Spójrz - powiedział ze zdenerwowaniem Wheeljack, wskazując na resztę Autobotów - Czy to jest ta twoja "walka robotów", którą sobie wyobrażałeś? Myślisz, że jesteśmy nieśmiertelni, a nasza walka o przetrwanie i starcia z Decepticonami to tylko zabawa? Myślisz, że chronimy ludzi ot tak, z kaprysu?
- Słuchaj - dodał spokojniejszym tonem Ironhide - Nie jesteśmy zwykłymi maszynami. Jesteśmy prawie jak wy - też można nas zranić, też można nas zabić. Czujemy ból i ukojenie, smutek i radość. Walczymy o przetrwanie, bo nasza planeta nie nadaje się do życia i robimy wszystko, by przywrócić ją do dawnego stanu, ale my, w odróżnieniu od Decepticonów, nie robimy tego kosztem innych. A w szczególności nie kosztem innych ras - dodał, spoglądając na Optimusa.
Optimus również zerknął na kompana.
- Robimy wszystko, co w naszej mocy, byście nie odczuli skutków wojny - kontynuował Wheeljack - Myślisz, że to łatwe, kiedy patrzysz na swoich przyjaciół, poświęcających życie i zdajesz sobie sprawę, że robią to tylko ze względu na zupełnie inną, obcą rasę, która teoretycznie nie powinna nas obchodzić?
Jack spuścił wzrok. Spojrzał na Carly, licząc na jakiś wyraz zrozumienia z jej strony. Ona jednak patrzyła na niego z pretensją. W chłopaku wezbrały wyrzuty sumienia.
- Wybaczcie mi - zaczął mówić ze skruchą - Nie sądziłem, że roboty, nawet takie jak wy, są w stanie czuć lub.. martwić się o innych.
- Wasze bezpieczeństwo to dla nas priorytet - rzekł Optimus - Podobnie jak wszystkich, którzy nie są wmieszani w nasz konflikt. Póki co jednak wygląda na to, że Decepticony wycofały się. Szanse zostały wyrównane.    
- Więc - zaczęła Carly - Decepticony odleciały, tak? Czyli, że wygraliście? To koniec?
- Nie - odpowiedział tajemniczym głosem lider Autobotów - To nie koniec, a dopiero początek.
- Początek? - zapytał Jack.
- Początek czego?
Optimus spojrzał poważnie na nastolatków.
- Początek nowej wojny.

niedziela, 11 czerwca 2017

"More Than Meets the Eye, Część 3" - fragment VII

Kolejny fragment opowiadania Transformers: Universe. Tym razem pora na wielką bitwę pomiędzy frakcjami Autobotów i Decepticonów. Enjoy!

MORE THAN MEETS THE EYE, CZĘŚĆ 3 (fragment VII)

Optimus odjął dwa palce od skroni i powoli opuścił rękę. Rozejrzał się raz jeszcze po kopalni, podobnie jak reszta wciąż będąc pod wrażeniem ogromu złoża.
- A więc po to tu przybyły - podsumował Ironhide z wrogim tonem, składając lewą rękę w pięść.
- Nie chodziło im ani o żadną pozostałość z Cybertronu, ani nawet o nas - dodała Arcee - Przyciągnął je tutaj energon.
- Ale skąd wzięła się tutaj cała jego kopalnia? - spytał z niedowierzaniem Bumblebee.
- Wygląda na to, że Decepticony wyprzedzają nas nie tylko w liczbie i uzbrojeniu - odrzekł Optimus - lecz również w wiedzy, którą musiały zdobyć jeszcze na Cybertronie.
- Ale energon TUTAJ? - zapytał znów żółty robot - Na Ziemi? Poza naszym małym złożem pod bazą nigdy nie znaleźliśmy żadnego innego, a tu nagle okazuje się, że na sąsiednim kontynencie była cała góra energonu! Jak mogliśmy jej nie wykryć?
- Widocznie Ziemia skrywa więcej tajemnic, niż przypuszczaliśmy.
Bumblebee nic już nie powiedział. Cała drużyna zamilkła na dłuższą chwilę, a w międzyczasie każdy z Autobotów znów zaczął badać wzrokiem jaskinię, podziwiając jej rozmiary. Nie były one jednak jedynym, co je zadziwiało w górze. Pierwszym, co rzucało się w oczy, było światło słoneczne, oświetlające kopalnię. Roznosiło się ono równomiernie po całym wnętrzu góry i było niemal tak jasne, jak na zewnątrz, pomimo, że jedyne jego źródło znajdowało się wysoko nad Autobotami - tam, gdzie w powietrzu unosił się statek Decepticonów. Nie to jednak najbardziej zdumiało Autoboty. We wnętrzu kopalni bowiem było, jak to wcześniej określił Optimus, podejrzanie spokojnie, bo choć nigdzie nie spostrzegły żadnego z Decepticonów, dobrze wiedziały, że jeszcze niedawno musiały tu one przebywać - wszędzie znajdowały się wózki wypełnione kryształami energonu - stojące lub przewrócone - porozrzucane narzędzia i świeżo wydobyty surowiec, leżący tu i ówdzie w większych lub mniejszych kawałkach. Innymi słowy kopalnia wyglądała tak, jakby ktoś, kto pracował tu od dłuższego czasu, dopiero co przerwał pracę i odszedł w pośpiechu.

Przez pewien czas nikt się nie poruszył. W powietrzu dało się wyczuć napięcie.
- Coś cicho - odezwał się w końcu Jazz.
W istocie, w całej jaskini panowała kompletna cisza. Nie przerwało jej nawet jedno najdelikatniejsze stąpnięcie, które mogłoby zostać wywołane przez podkradającego się Decepticona. Autoboty również nie zamierzały stawiać jakichkolwiek kroków, chcąc wychwycić najdrobniejszy szmer, najdrobniejszy szelest, mogący zdradzić pozycję ich wroga.
- Za cicho - powiedział powoli Ironhide, spoglądając gdzieś w bok.
Jazz zamyślił się na chwilę, a następnie odwrócił i dostrzegł wystający ze ściany spory kryształ energonu. Zaczął iść w jego stronę swobodnym krokiem.
- Cóż - zaczął, o dziwo niesamowicie spokojnym tonem - Przynajmniej możemy trochę pozwiedzać - sprawdzić, jak dużo jest tu energonu...
Podszedł wreszcie do niebieskiego, migocącego kryształu i schylił się nieco. Jego twarz dość wyraźnie odbijała się w półprzezroczystej, lecz dość porysowanej powierzchni minerału, która, z powodu załamania światła, lekko ją zniekształcała.
- Albo upewnić się, czy jest dobrej jakości - kontynuował, przeglądając się w krysztale niczym w lustrze.
Uśmiechnął się do siebie zawadiacko i zastrzygł dwukrotnie elementami w kształcie brwi nad oczami.
- Na twoim miejscu nie byłbym taki spokojny - powiedział Ironhide.
- Dlaczego? - Jazz odwrócił się do kompana - Chwilowo Cony nam nie zagrażają, prawda?
- Śmiem wątpić! - odezwał się nagle zimny, złowieszczy głos.
Cała piątka natychmiast zwróciła swój wzrok na pierwsze piętro kopalni, skąd ów głos dochodził. Nie zobaczyły tam nikogo, lecz już po chwili jego posiadacz postąpił kilka kroków naprzód, oznajmiając swoje przybycie potężnymi odgłosami uderzeń wielkich stóp o metalową powierzchnię. Wreszcie ukazał się on Autobotom - ogromny, barczysty robot z krwistoczerwonymi oczami, w których tliła się nienawiść, lecz także jakaś dziwna, przewrotna satysfakcja. Jego widok napawał je zarówno podziwem, jak i grozą. To był on - ten, którego oczekiwały najbardziej przez te wszystkie lata i ten, którego najbardziej się obawiały.
- Megatron! - oznajmił Optimus z wrogością, po czym przyjął bojową postawę.
Reszta Autobotów poszła jego śladem. Jazz szybko doskoczył do towarzyszy, by wraz z nimi znów utworzyć formację koła.
- Autoboty.. - odrzekł z nienawiścią Megatron.
Przywódca Decepticonów schylił się, a następnie wyskoczył w górę. Wylądował z łoskotem kilkanaście metrów przed Autobotami, wzbijając niewielką chmurę pyłu. Następnie dumnie się wyprostował i rzekł:
- Cóż za niespodzianka, Optimusie. Któż mógłby przewidzieć, że okoliczności naszego pierwszego po tylu stelar-cyklach spotkania będą aż tak sprzyjające!
- W istocie, Megatronie - odpowiedział chłodno Optimus - Nie byłem w stanie wyobrazić sobie lepszej okazji do unicestwienia cię, niż tu i teraz.
- Optimusie - zaczął pozornie pobłażliwym tonem Megatron - Dlaczego od razu mamy przechodzić do destrukcji? Nie sądzisz, że po tak długim czasie powinniśmy.. wyjaśnić parę spraw?
Lider Decepticonów spojrzał na Autoboty przenikliwym, podstępnym wzrokiem.
- Właściwie - odparł Optimus - mógłbyś nam parę spraw wyjaśnić. Wyjaśnij nam, jak nas znalazłeś na tej planecie. Dlaczego napadałeś na ludzi? I skąd wiesz o tej kopalni?
Megatron zachichotał szyderczo.
- Na pewne pytania nigdy nie powinieneś poznać odpowiedzi, Optimusie. Mogę Ci jedynie powiedzieć, że swój sukces zawdzięczam tobie i twoim Autobotom.
Te słowa uderzyły w Autoboty niczym potężny cios pięścią, a Megatron doskonale o tym wiedział. To była jego taktyka - starał się złamać ich ducha walki. Cokolwiek Autoboty nie mogłyby powiedzieć o przywódcy Decepticonów,  musiały mu przyznać jedno - był prawdziwym mistrzem w operowaniu słowem. Bez względu na to, jakie były jego intencje i bez względu na to, czy mówił prawdę, czy nie, jego słowa zawsze trafiały do rozmówcy. Tak było i tym razem - świadomość tego, że to same Autoboty mogły przyczynić się do odnalezienia kopalni energonu i terroryzowania ludzi, nawet o tym nie wiedząc, napawała je goryczą. Starały się jednak odepchnąć od siebie tę myśl. Nie dały po sobie poznać, że coś w nich pękło. Lata doświadczeń nauczyły je, że przed wrogiem trzeba okazywać niezłomność, nieważne, jak bardzo jest się zrozpaczonym. Każdy z nich wpatrywał się jedynie w Megatrona, obserwował każdy jego ruch, lecz pomimo wzmożonej czujności, trudno im było powstrzymać emocje, jakie nimi targały - spotkanie z wrogiem po tylu latach było bowiem dość ważną, mogącą zadecydować o wszystkim chwilą. Wszyscy cierpliwie czekali na to, co zrobi przywódca Decepticonów.
- A teraz - powiedział nagle - skoro już mam to wszystko, nie pozostaje mi nic innego, jak splądrować górę, a później, być może i cały ten nieszczęsny świat.
- Prędzej zginiemy, niż damy ci zniszczyć Ziemię! - zaprotestował Ironhide.
Twarz Megatrona wykrzywił okropny grymas.
- Widzę, że bardzo wam spieszno do tej śmierci. Skoro tak bardzo tego chcecie, możemy od razu przejść do bardziej drastycznych.. sposobów witania się.
Nagle w całej jaskini, jak na niewypowiedzianą komendę, rozległy się odgłosy ładowanych karabinów, które, zwielokrotnione przez echo, brzmiały razem niczym huk z armaty. Autoboty rozejrzały się i wówczas spostrzegły, że zza każdej skały, zza każdego porzuconego wózka i z każdej wnęki w ścianie wynurzają się decepticońscy żołnierze, wymierzający w nich gotowymi do wystrzału działami. Również na wyższych piętrach kopalni jeden po drugim wychylały się ku nim czarne roboty, które ustawiały się wzdłuż krańców platform tak, by formować olbrzymie okręgi. Gdziekolwiek Autoboty się nie obejrzały, z wszelkich możliwych rogów i zakamarków wychodziły Decepticony, a każdemu wrogowi towarzyszył dźwięk uruchamianego działa. Jazz spojrzał w bok i dostrzegł za pobliską skałą Sidewaysa, mierzącego do niego i Bumblebee. Gdzieś w górze rozbrzmiał pisk orła - to Laserbeak pikował ku Autobotom, a gdy już do nich dolatywał, przetransformował się w niewielki śmigłowiec, wysuwając dwa gatlingi spod małych turbin. Wkrótce zatrzymał się tuż nad Autobotami. Nagle wszystko ucichło. Drużyna zamarła. Wokół niej stała teraz cała armia wrogich robotów, z których każdy był uzbrojony i mógł w każdej chwili ich zabić. Były dosłownie wszędzie, od dna kopalni aż po jej ostatnie piętro. Nic nie wskazywało na to, by Autoboty miały jakąkolwiek szansę ucieczki - na straży wszelkich pomniejszych tuneli stali żołnierze, a wejście, które same zrobiły, znajdowało się zbyt daleko, by mogły się do niego dostać. Cała drużyna zdała sobie sprawę, że się przeliczyła. Chcieli uderzyć w serce armii Decepticonów, tymczasem sami zostali schwytani przez nią w pułapkę. Teraz stali pośrodku jaskini, zdani na łaskę żołnierzy, a raczej ich wodza, na którego rozkaz czekały. W kopalni wciąż panowała cisza, przerywana jedynie brzękiem turbin Laserbeaka, krążącego nad Autobotami.
- To nie był dobry ruch - szepnęła Arcee do Ironhide'a.
Jazz, cały zesztywniały, zaczął kroczyć tyłem w stronę wejścia. Nie oddalił się nawet o kilka metrów, kiedy coś ogromnego wylądowało za nim z łoskotem. Trzęsący się młody robot powoli podniósł głowę i zobaczył pochylonego nad nim uśmiechniętego złowieszczo Stascreama.
- Bu! - powiedział, a właściwie niemal wyszeptał komandor Decepticonów.
Jazz z krzykiem odskoczył i wrócił do reszty, już odwrócony w stronę wroga. Starscream podniósł ku niemu transformujące się przedramię, by już po chwili mierzyć w niego wielkim działem. Jazz wpatrzył się w nie z przerażeniem.
- Nie jesteście już teraz tacy odważni, co? - powiedział nagle Megatron, zwracając się do wszystkich Autobotów - Zdajecie sobie zapewne sprawę, że kiedy już skończę, będziecie musieli opuścić tę planetę. Daje wam jednak możliwość wyboru - możecie odlecieć z niej na moim statku, gdzie zginiecie okrutną, powolną śmiercią w jego salach.. Albo dołączycie do mnie i pomożecie mi zakończyć moje dzieło, dzięki czemu będziecie mogli spokojnie odejść, nie będąc ściganymi przez moich żołnierzy.
- Dzieło? - zapytała z ironią Arcee - Dzieło czego? Dzieło splądrowania i zniszczenia?
- Mniej więcej - odrzekł chłodno Megatron - A jeśli się nie zgodzicie, zacznę jego tworzenie od was.
- Wtedy my będziemy musieli uczynić to samo z tobą, Megatronie - powiedział równie chłodno Optimus.
- Czyżby, Optimusie? Rozejrzyj się - jesteście otoczeni przez potężną decepticońską armię. Jakie szanse ma wasza piątka w starciu z setkami moich żołnierzy?
Optimus nie odpowiedział. W tym właśnie tkwił problem - nie mieli żadnych szans.
- Ponawiam więc moje pytanie - podjął po krótkiej pauzie lider Decepticonów - Dołączycie do mnie? Czy mam was od razu zgładzić?
Nim którykolwiek z Autobotów zdążył odpowiedzieć, w bark Megatrona uderzyła wiązka światła. Kilka kolejnych trafiło żołnierzy stojących za nim, zaś w niego wymierzono dwie następne, przed którymi zdołał się jednak zasłonić ręką. Autoboty spojrzały w górę. To Jetfire i Skyhammer lecieli im na ratunek, zasypując Decepticony gradem pocisków. Te bez wahania zaczęły strzelać w ich stronę, jednak obaj zręcznie wymijali kolejne wiązki. W końcu Skyhammer transformował z okrzykiem:
- Nadchodzę!
Następnie wylądował, wgniatając jednego z żołnierzy w ziemię. Bez chwili zastanowienia wymierzył cios w twarz innemu, a Jetfire również wylądował i wbiegł w Decepticony stojące nieopodal. Optimus postanowił wykorzystać chwilowe zdezorientowanie wrogów.
- Autoboty! - rzekł, po czym zasunął na usta metalową osłonkę, szczelnie zakrywającą dolną połowę jego twarzy - Atak!
Cała piątka naziemnych Autobotów przemieniła swoje przedramiona w działa i zaczęła ostrzeliwać Decepticony naokoło.
- Zniszczyć ich! - rozkazał Megatron, a żołnierze także rozpoczęli ostrzał.
Autoboty już po chwili rozdzieliły się, rzucając się w wir walki. Rozpętała się prawdziwa bitwa. Każdy z niebieskookich robotów walczył na swój sposób. Bumblebee rzucił się między kilku żołnierzy, a następnie poczęstował jednego z nich ciosami w twarz i mostek. Gdy przeciwnik się cofnął, żółty Autobot wymierzył kolejnemu Decepticonowi potężnego kopniaka w głowę i natychmiast odwrócił się, by uderzyć czającego się za nim żołnierza lewym sierpowym. Arcee z kolei przeskoczyła nad jednym z żołnierzy, po czym wysunęła z prawej ręki ostrze i wbiła je w plecy przeciwnika. Wyciągnęła je z jego ciała, kiedy inny Decepticon zamachnął się, by ją uderzyć. Ona jednak wykonała unik, błyskawicznie wysunęła ostrze z drugiej ręki i wbiła je w gardło Decepticona. Wróg padł, a Arcee odwróciła się do kolejnego żołnierza, zamierzającego się na nią. W ostatniej chwili zablokowała jego cios, odepchnęła go i szybko obróciła się ku następnemu Decepticonowi, któremu rozcięła klatkę piersiową. Tymczasem Ironhide strzelił dwoma potężnymi pociskami w dwóch żołnierzy i wbiegł w sporą ich grupę. Lufą wielkiego działa ogłuszył najbliższego wroga, powalając go na ziemię, po czym złapał za głowy dwóch innych i zderzył ich nimi z taką siłą, że zmiażdżył ich twarze. Odrzucił martwe Decepticony i ruszył w głąb armii nieprzyjaciela. Skyhammer zaś uderzył dwukrotnie pięścią kolejnego przeciwnika, a następnie wysunął z prawej ręki długie ostrze, którym rozciął jeden po drugim karabiny dwóch innych żołnierzy. Zamachnął się i odciął trzeciemu rękę, po czym wysunął z lewego przedramienia niewielkie działo i z bojowym okrzykiem zaczął ostrzeliwać najbliższy szpaler wrogów. Jazz natomiast zasypał jednego z nich ciosami, po czym cofnął się nieco i zaczął strzelać ze swojego działa. Decepticony posłały ku niemu kilka pocisków, lecz on zwinnie je wyminął, robiąc dwukrotny przewrót w bok. Klęcząc na jednym kolanie wznowił ogień, gdy nagle rzucił się na niego Sideways. Razem z nim przetoczył się w tył, a w trakcie wytracania impetu został przez niego wgnieciony w ziemię. Wreszcie się zatrzymali i szary robot przygwoździł rękami Autobota do podłoża.
- Stęskniłeś się? - rzekł nagle z podstępnym uśmiechem i jakby głodem w oczach.
- Wiesz.. - Jazz udał zastanowienie, a następnie odpowiedział spokojnie: - Chyba nie bardzo.
Po chwili z bojowym okrzykiem zderzył się głową z Decepticonem i zrzucił go z siebie, po czym sam na niego wskoczył.

                                                     ***
Tymczasem Optimus strzelał do kolejnych wrogów, posuwając się naprzód i powoli torując sobie drogę do Megatrona. Trafiły w niego dwa pociski, jednak nie przejmował się tym zbytnio - on właśnie wymierzył dwa kolejne w wodza Decepticonów. Megatron osłaniał się naprzemian to jedną, to drugą ręką. Po chwili Optimus przetransformował swoje przedramiona, po czym zaczął biec w stronę przeciwnika. Odepchnął dwóch stojących mu na drodze żołnierzy, a kiedy był już naprawdę blisko, przemienił prawą rękę w długi miecz. Megatron, widząc to, podskoczył i przetransformował się w odrzutowiec. Optimus skoczył ku niemu z mieczem nad głową, ale zanim sięgnął lidera Decepticonów, wróg wystrzelił w górę, wykonując w powietrzu drobną ewolucję. Przywódca Autobotów wylądował ciężko na ziemi, wbijając w nią swój miecz. Szybko wyprostował się i ujrzał, jak Megatron dolatuje do najwyższego piętra kopalni, a następnie transformuje się i biegnie gdzieś w jego głąb. Patrzył się tam przez chwilę, kiedy nagle jakiś pocisk trafił go w bark. Natychmiast rzucił się z mieczem na najbliższego Decepticona.

                                                     ***            
W innej części jaskini strzały i ataki żołnierzy dzielnie odpierał Jetfire, który po krótkiej defensywie zamachnął się toporem i rozciął na pół jednego z nich. Następnie zaczął walczyć z trzema kolejnymi. Nagle jakaś wiązka trafiła go w sam środek pleców. Jetfire upadł z jękiem na jedno kolano, po czym raptownie się odwrócił. To Starscream wymierzył w niego strzał.
- Jetfire! - powiedział ze złowrogim uśmiechem, unosząc działo.
- Starscream! - odrzekł Jetfire z nienawistną miną.
- Trochę stelar-cykli minęło..
- Mogło minąć jeszcze więcej.
Starscream prychnął.
- Nic się nie zmieniłeś - stwierdził, kiwając przecząco głową.
- Zaraz zmienię ci nieco twarz! - ryknął Jetfire, a następnie rzucił się na Decepticona.
Zamachnął się na niego toporem, lecz ten szybko zablokował cios działem.

                                                     ***
Bitwa rozgorzała na dobre. Pociski latały we wszystkie strony, nie zawsze trafiając we wrogów. Tu i ówdzie dało się słyszeć szczęk broni, a co pewien czas wśród walczących decepticońskich żołnierzy rozbrzmiewał bojowy okrzyk Autobota, który je właśnie rozgramiał. Od czasu do czasu w ściany jaskini uderzały też ich martwe bądź półżywe ciała, z łoskotem opadające na ziemię i posyłające w powietrze snop iskier. Niektóre Autoboty dostrzegały kątem oka swoich towarzyszy, walczących nie tylko o kopalnię, lecz także o życie - Decepticony niemal przytłaczały je swoją ilością, ledwo dając im szansę na obronę czy atak. Jakby tego było mało, cały czas ostrzeliwali ich żołnierze z wyższych pięter, z których część właśnie ku nim zeskakiwała. Jazz również zauważył gdzieś Arcee, zwinnie unikającej kolejnych ciosów nieprzyjaciół i co pewien czas wymierzającą im zabójcze cięcie ostrzem, a także Skyhammera, który wskoczył na pierwsze piętro kopalni i zaczął szlachtować strzelające do jego kompanów Decepticony. Młody Autobot bardzo chciał im pomóc, lecz nie był w stanie - sam właśnie walczył z Sidewaysem. Szary Decepticon popchnął go na pobliską skałę, a następnie przemienił prawą rękę w piłę tarczową i rzucił się na rywala. Jazz wykonał unik, przez co broń Sidewaysa wbiła się w skałę, po czym uderzył wroga w dolną część torsu. Sideways warknął z bólu, lecz szybko wyciągnął piłę i zamachnął się nią na Jazza. Autobot zrobił kolejny unik, a jego przeciwnik zamachnął się raz jeszcze. I tym razem srebrny robot uniknął odcięcia kawałka zbroi, po czym szybko przemienił rękę w działo, przyłożył je do klatki piersiowej Decepticona i wystrzelił. Strzał odrzucił Sidewaysa na parę metrów, ale już po chwili przetransformował on piłę w rękę i znów zaczął biec w stronę Autobota. Już do niego dobiegał i zamierzał się na niego pięścią, kiedy Jazz nagle ją złapał. Drugą ręką sam chciał przyłożyć Decepticonowi, lecz ten również zablokował jego cios. Oba roboty zaczęły się siłować.  
Kilkanaście metrów dalej Bumblebee odpierał ataki kilku żołnierzy jednocześnie. Naprzemiennie parował ich ciosy i kontratakował, a kiedy jeden z nich zawahał się chwilę, uderzył go w twarz i pchnął nogą w klatkę piersiową. Nagle coś strzeliło mu kilka razy w plecy. Odwrócił się i zobaczył Laserbeaka, który w trybie śmigłowca strzelał do niego z niewielkich gatlingów. Żółty robot skoczył w bok, unikając paru kolejnych pocisków, a następnie sam zaczął ostrzeliwać Decepticona. Ten zręcznie wymijał jego strzały, aż w pewnym momencie gwałtownie ruszył ku Autobotowi, obracając się wokół własnej osi i transformując. Nim Bumblebee zorientował się, co się dzieje, wielki mechaniczny ptak rzucił się na niego z piskiem, lądując ciężko na jego ramionach, a następnie złapał go i uniósł w górę. Przeleciał z nim parę metrów, po czym rzucił go w najbliższą grupę żołnierzy. Bumblebee wylądował na plecach z jękiem, odbijając się dwa razy od ziemi. Natychmiast obrócił się na bok, ale zanim zdołał się podnieść, jakiś Decepticon wymierzył mu potężnego kopniaka w bok, znów posyłając go na ziemię z okrzykiem bólu. Zaraz potem otrzymał kolejny cios w drugi bok, przy którym jęknął jeszcze głośniej. Szybko się jednak ocknął. Przewrócił się na klatkę piersiową i podciął Decepticona, który kopnął go jako drugi. Ten upadł na ziemię, a wtedy Autobot rzucił się na niego i zaczął okładać pięściami. Nagle inny żołnierz złapał go za barki, po czym odciągnął od towarzysza i rzucił na ziemię. Nachylił się nad Bumblebee'm i uderzył go dwukrotnie w twarz. Niedaleko żółtego robota stał Ironhide, który strzelał do zmierzających w jego stronę Decepticonów. Po chwili spojrzał w bok i dostrzegł grupkę żołnierzy znęcających się nad Bumblebee'm. Bez zastanowienia wystrzelił w ziemię, odrzucając daleko w tył oddział znajdujący się przed nim i pospieszył na pomoc młodzikowi. Rozpędził się i wyskoczył w górę. Wylądował z łoskotem, wgniatając jednego z Decepticonów w ziemię potężnym ciosem, a zanim reszta żołnierzy zdążyła zareagować, ogłuszył jednego z nich kolejnym uderzeniem pięści. Następnie szybko obrócił się, złapał innego żołnierza za głowę i rzucił nim w stojącego obok, wykonując silny zamach. Ostatni z nich chciał zaatakować czarnego robota od tyłu, lecz ten natychmiast obrócił się i niemal przez ramię zastrzelił wroga. Kiedy Bumblebee'emu już nic nie groziło, wziął go pod ramię i pomógł mu wstać.
- Nic ci nie jest? - zapytał.
- Trochę mnie poobijali. Ale żyję - dodał z uśmiechem żółty Autobot.
Następnie Bumblebee przetransformował swoje ręce w działa i wraz z Ironhidem zaczął strzelać do Decepticonów naokoło.

                                                            ***
Optimus walczył sam na sam z wielką grupą żołnierzy, niszcząc jednego po drugim. Choć minęło wiele lat, odkąd ostatni raz stanął twarzą w twarz z Decepticonami, jego doświadczenie i umiejętności bojowe pozwalały mu teraz bez trudu odpierać ich ataki. Robił to tak zręcznie i precyzyjnie, że jego styl walki przypominał taniec. Przebił jednego z żołnierzy mieczem, po czym szybko wyciągnął go i zadał cios kolejnemu wrogowi. Odepchnął go, a następnie odwrócił się do innego żołnierza i kopnął go z półobrotu. Strzelił do dwóch następnych, lecz jakiś inny wskoczył mu na plecy, złapał za szyję i zaczął podduszać. Optimus chwycił go za głowę i rzucił z impetem na ziemię. Bez zastanowienia uniósł nogę i spuścił ją z dużą siłą na twarz Decepticona, miażdżąc jego głowę. Chwilowo nie będąc atakowanym, Optimus wyprostował się i spojrzał w górę, na najwyższe piętro kopalni. Wiedział, że Megatron wciąż tam jest. Wiedział również, że musi się do niego za wszelką cenę dostać. Spuścił nieco wzrok, rozejrzał się i poszukał najdogodniejszego miejsca, by wskoczyć na pierwsze piętro. Znalazł je niemal od razu - niemal naprzeciwko niego znajdowało się malutkie wzniesienie, które ułatwiało skok. Na jego drodze jednak stało kilku żołnierzy.  Przemienił obie ręce w działa i z bojowym okrzykiem zaczął biec w stronę wzniesienia. Decepticony już wymierzały karabiny w jego stronę, lecz kiedy on był tuż przed nimi, skoczył, przelatując nad wrogami i zasypując je gradem pocisków. Kilka z nich zadało poważne obrażenia czarnym robotom. Optimus wreszcie wylądował i wbiegł na wzniesienie. Niemal w biegu schylił się i wyskoczył w górę, po czym wylądował na metalowej platformie, tworzącej pierwsze piętro. Natychmiast rzuciło się na niego kilka Decepticonów. Szybko przetransformował działa w miecze i w parę sekund rozprawił się z nimi, ostatniemu przebijając tors. Kiedy żołnierz padł, Optimus uniósł głowę i dostrzegł wysoko nad sobą kolejną metalową platformę. Jej dosięgnięcie nie było łatwym zadaniem, ale lider Autobotów nie miał czasu na rozważania. Przemienił działa w ręce, po czym schylił się najniżej jak tylko mógł, napiął mechaniczne ścięgna i po kilku chwilach wystrzelił w górę. Kiedy od krawędzi platformy dzieliło go parę metrów, wyciągnął przed siebie ręce. W końcu dosięgnął ją i złapał, zaciskając na niej mocno palce. Już miał się podciągnąć, lecz nagle oberwał w plecy i bark kilkoma pociskami. W następnej sekundzie jeden z nich trafił go w rękę. Optimus z jękiem puścił krawędź platformy, a kiedy wisiał na drugiej ręce obrócił się i zobaczył Laserbeaka, który w pewnej odległości od niego strzelał niewielkimi działkami, wystającymi tuż spod jego skrzydeł. Zanim ptak zdążył wymierzyć kolejny strzał, trafiło w niego kilka wiązek laserowych. Zerknął w dół i dostrzegł Arcee, mierzącą do niego z niższego piętra, po czym zaczął z charakterystycznym piskiem pikować w jej stronę. Tymczasem Optimus z trudem złapał trafioną ręką krawędź, a następnie zaczął się bujać. Kiedy był już wystarczająco rozbujany, machnął nogami w tył, wygiął ciało w łuk i wylądował na platformie. Odwrócił się w stronę pola bitwy. Spojrzał w górę i dostrzegł, że ma do pokonania jeszcze trzy piętra. Ich przejście wymagałoby mnóstwo czasu. Czasu, którego Optimus nie miał. Musiał działać jak najszybciej, jeśli miał dopaść Megatrona. Przyłożył dwa palce do skroni i powiedział przez radio:
- Jetfire!
W ostatniej chwili zdołał uchylić się przed wielką, czerwoną wiązka światła, wystrzeloną w jego stronę. Trafiła ona w ścianę tuż za nim.
- Potrzebuję twojej pomocy!
Jetfire zaś walczył na dnie jaskini ze Starscreamem. Odparował jego cios, a następnie sam zamachnął się toporem. Starscream zablokował jednak jego broń działem, lecz Autobot już przymierzał się, by uderzyć go po raz kolejny - tym razem w twarz. Decepticon był szybszy - odepchnął topór Jetfire'a i wymierzył mu potężny cios działem w podbródek. Jetfire puścił topór i odleciał na kilkanaście metrów, lądując na ziemi z hukiem. Z trudem uniósł przednią część ciała, kiedy nagle usłyszał głos Optimusa:
- Musisz pomóc mi dostać się na ostatnie piętro kopalni!
Jetfire spojrzał na Starscreama i uśmiechnął niczym cwaniak.
- Jeśli pozwolisz.. - powiedział, a następnie przetransformował się i wzniósł ponad wrogiem.
- Nie pozwalam! - odrzekł wściekle Starscream, który także przemienił się w cybertroński odrzutowiec i poleciał za Autobotem.
Obaj zaczęli się wznosić, a Starscream strzelał do Jetfire'a wszystkim, czym tylko mógł. Jetfire starał się wymijać jego pociski, wznosząc się po spirali, by jak najszybciej dotrzeć do Optimusa. Przywódca Autobotów zaś stał na drugiej platformie, wypatrując towarzysza. Wreszcie go zauważył, a wtedy Jetfire wykonał gwałtowny zakręt. Był już bardzo blisko Optimusa, gdy nagle powiedział przez radio:
- Optimusie, teraz!
Bez chwili wahania Optimus cofnął się, a następnie rozpędził i skoczył przed siebie. Wydawało się, że zacznie spadać, lecz w ostatniej chwili Jetfire podleciał pod lidera, który wylądował na nim. Optimus zachwiał się, ale szybko złapał równowagę i wraz z Jetfirem zaczął się wznosić ku górze.
- Prime?! - ryknął Starscream, który przyspieszył na widok przywódcy Autobotów.
Jetfire również nieco przyspieszył, cały czas lecąc po spirali, by jak najszybciej dolecieć do ostatniego piętra. Optimus wyprostował obie ręce i trzymał je mniej więcej w poziomie, by utrzymać równowagę na chyboczącym się samolocie. Dzięki delikatnym skrętom Jetfire'a Autobotom udawało się wyminąć większość strzałów Starscreama, za wszelką cenę próbującego trafić Optimusa. Obaj sukcesywnie zbliżali się do ostatniej, najwyżej położonej platformy. Im bliżej niej byli, tym bardziej Jetfire przechylał się na lewo, chcąc jeszcze bardziej zwiększyć swoją prędkość. Optimusowi coraz trudniej było utrzymać równowagę, szczególnie, że z dołu co jakiś czas dolatywały do niego odbite przez jego towarzyszy bądź źle wymierzone pociski Decepticonów. Wreszcie dolecieli pod samą platformę, a Jetfire przechylił się niebezpiecznie na bok i zawołał:
- Proszę bardzo!
Optimus natychmiast skoczył, lądując z metalicznym brzękiem na platformie, zaś Jetfire wzniósł się nieco ponad nią, po czym wykonał gwałtowną ewolucję i zaczął pikować w dół. Starscream, cały czas strzelając, podążył jego śladem.
Lider Autobotów, nie podnosząc się, spojrzał w bok. I dostrzegł tego, którego szukał. Megatron zdawał się gdzieś iść, lecz nagle zatrzymał się w pół kroku. Zerknął przez ramię na Optimusa, który powoli się podniósł i powiedział:
- Megatronie!
Jego głos rozbrzmiał na całym piętrze niczym dzwon. Panowała tu kompletna cisza, przerywana jedynie brzękiem ogromnych silników wznoszącego się kilkadziesiąt metrów nad nim statku Decepticonów. Poza nim i Megatronem nie było tu nikogo.
- Optimus! - odparł z pogardliwym tonem wódz Decepticonów, odwracając się do wroga - Widzę, że zrobisz wszystko, by zgasić moją iskrę.
- Niczego nie pragnę bardziej, Megatronie - Optimus wysunął z prawej ręki miecz, nie spuszczając wzroku z przeciwnika - A ty, jak widzę, ropaczliwie próbujesz ją ochronić.. Czyżbyś bał się walki?
Megatron roześmiał się w głos.
- Ja? Skądże. Po prostu czekałem na odpowiedni moment. Na odpowiedni moment do tego, by zmieść was, Autoboty, z powierzchni ziemi raz na zawsze! - dodał, przyjmując bojową pozycję.
- To niewątpliwie kiedyś nastąpi - odrzekł Optimus, wysuwając miecz z drugiej ręki - Lecz nie dziś!
Wydał z siebie okrzyk i zaczął biec w stronę Megatrona. Ten również wysunął z ręki długie ostrze i zamachnął się nim na zbliżającego się Optimusa. Przywódca Autobotów zrobił to samo i obaj przywódcy zderzyli się mieczami. Po chwili Optimus zepchnął na bok ostrze przeciwnika, wykonał szybki obrót i ciął z góry drugim mieczem. Megatron zablokował broń przedramieniem wolnej ręki, a następnie odepchnął i kopnął Autobota z półobrotu w klatkę piersiową. Kopniak odrzucił Optimusa na kilka metrów, lecz ten znów rzucił się na Megatrona. Tym razem ciął z boku, lecz lider Decepticonów odparował uderzenie. Zaraz potem wykonał szybką serię ciosów - uderzył z prawej, z góry, a następnie spróbował pchnąć Megatrona w klatkę piersiową. Megatron jednak sparował wszystkie cięcia i sam zaczął wymierzać ciosy - dwukrotnie ciął na skos, po czym gwałtownie się obrócił i uderzył z boku, robiąc potężny zamach. Optimus z trudem zablokował dwa pierwsze uderzenia, zaś przy ostatnim zachwiał się. Zanim odzyskał równowagę, Megatron zamachnął się na niego po raz kolejny. Tym razem Optimus nie dał za wygraną. Wykonał unik i sam ciął we wroga. Nastąpiła długa wymiana ciosów - raz po raz jeden z liderów atakował, drugi zaś blokował uderzenie i wymierzał kontratak. Obaj próbowali wszystkiego, co tylko możliwe - cięli z boków, na skos, z góry, z dołu, pchnęli. Nierzadko wykonywali ten sam cios w tym samym momencie, a z każdym uderzeniem po piętrze rozchodził się szczęk krzyżowanych broni, któremu towarzyszyło stękanie walczących. Ich pojedynek wyglądał niezwykle. Przywódcy obu frakcji ścierali się ze sobą - dwa mechaniczne olbrzymy walczyły o losy świata, nie chcąc za wszelką cenę dopuścić, by wygrał ich oponent. Było to istne starcie tytanów. W pewnym momencie obaj uderzyli mieczami z taką siłą, że żaden z nich nie był w stanie odepchnąć rywala. Ich ostrza się skrzyżowały i zaczęli się siłować. Spojrzeli na siebie wzajemnie ze skupioną, lecz wrogą miną.
- I co, Optimusie? - zapytał nagle Megatron z wysiłkiem - Nadal uważasz, że nie uda mi się dzisiaj was zniszczyć raz na zawsze?
- Ani dzisiaj - odpowiedział Optimus, wsuwając miecz przy wolnej ręce - Ani w żadnym innym dniu!
Wymierzył pięść w twarz Megatrona i uderzył w nią z całej siły. Liderem Decepticonów rzuciło w tył, a kiedy ten próbował wyhamować, przechylił się w przód, o mało nie upadając na twarz. W ostatnim momencie zdołał zaprzeć się rękami o ziemię. Natychmiast podniósł głowę i spojrzał wściekle na Optimusa, który już przymierzał się do zadania kolejnego ciosu. Megatron ryknął z wściekłości, po czym raptownie wstał i zaczął biec w stronę przywódcy Autobotów. Obaj liderzy machnęli mieczami, a w powietrzu znów rozbrzmiał szczęk zimnej stali.