środa, 26 lipca 2017

"Terrorcons Rising"

Chwilowo kończą mi się pomysły na to, co mógłbym wrzucić... A jednak poniższy tekst wrzucam nie, że tak powiem, z braku laku, tylko raczej w ramach ciekawostki. Otóż jest to wersja robocza czwartego odcinka serii Transformers: Universe, który pierwotnie planowałem dokończyć. Z racji, że i tak nigdzie go nie opublikuję, a z drugiej strony jest tutaj zalążek jakiejś głębszej historii, stwierdziłem, że warto, żebyście w ogóle się z nim zapoznali ;) Enjoy!

TERRORCONS RISING

Z ciemności dochodziły odgłosy kroków. Ktoś szedł przez niemal niczym nieoświetloną drogę, lecz jego chód zdawał się być powolny i bardzo niepewny. W dodatku nie rozbrzmiewał on niczym chód kogoś wielkiego, potężnego. Raczej jak małej, drobnej istoty, delikatnie stawiającej nogi na niepewnym gruncie. I rzeczywiście - z ciemności wyłoniła się kobieta. Nieduża, najwyżej średniego wzrostu kobieta. Do tego dość wystraszona kobieta.
Szła teraz przez przejście, przypominające korytarz. Ciemny, oświetlony jedynie niewielkimi, równolegle rozłożonymi światłami po bokach i o metalowych ścianach tunel był ostatnim miejscem, w którym mogłaby chcieć się znaleźć. Ale musiała się w nim znaleźć. Nie było innego wyjścia. Sama już nie pamiętała, po co tu jest i dlaczego przyszła akurat tutaj. Wiedziała jedynie, że punkt docelowy jej wędrówki leży na końcu tego korytarza. Bała się. Nie była pewna, czego ma się spodziewać, ale podejrzewała, że nie będzie to nic, czego chciałaby się dowiedzieć. Miałe solidne podstawy, by tak twierdzić - ludzie, z którymi wczoraj rozmawiała przez telefon, przekazali jej dość dziwne informacje, a, co najbardziej zastanawiało kobietę, mówili zagadkami. Zagadkami, których rozwiązań poznać nie chciała. Ale musiała poznać. W końcu mogły one stanowić odpowiedź na pytania, które zadała tym ludziom przez telefon. I powód, dla którego w ogóle do nich zadzwoniła.
I kiedy to sobie uświadomiła, znalazła się przed drzwiami. Drzwiami, znajdującymi się na końcu korytarza, które zapewne stanowiły wejście do pomieszczenia, będącego celem jej wędrówki. Rozejrzała się. Tunel w tym punkcie zdawał się być szerszy. Na samym jego końcu zamontowano drzwi. W zasadzie przypominały one bardziej wielki, metalowy właz. Kobieta mogła się tylko domyślać, co jest za nim. Wolała się jednak na tym nie skupiać. Stała bowiem przed innymi drzwiami, tym razem już zwykłymi i drewnianymi, tkwiącymi w ścianie obok. Pilnowało ich dwóch mężczyzn w garniturach i w ciemnych okularach, zakrywającymi oczy. Pomimo faktu, że kobieta przyszła tu parę chwil temu, żaden z nich nie zareagował na jej przybycie w jakikolwiek sposób. Stali jedynie w rozkroku i patrzyli przed siebie z kamiennym wyrazem twarzy. Z tego powodu kobieta nie wiedziała, jak ma się zachować. Dopiero po pewnym czasie odważyła się wreszcie przemówić.
- Witam panów - zaczęła nieśmiałym, lecz przyjaznym tonem.
Przynajmniej siliła się na taki. Stres nie pozwalał jej jednak w pełni okazać jakiejkolwiek emocji - głos trząsł się jej tak, że jedynym, co wydobywało się jej z gardła, były bąknięcia.
Mężczyźni pozostali niewzruszeni.
- Czy mogłabym..
Zanim kobieta zdążyła wydukać pytanie, jeden z mężczyzn nagle poruszył się. Zamaszyście otworzył drzwi, po czym wrócił do wcześniejszej pozycji. Zakłopotana kobieta spróbowała się uśmiechnąć, ale zamiast uśmiechu wyszedł jej dziwny grymas. Powoli przeszła przez wejście i zatrzymała się tuż po jego drugiej stronie. Ten sam mężczyzna, który otworzył jej drzwi, energicznie je zamknął.
- Witam, panno Spencer.
Kobieta natychmiast odwróciła się. W drugim końcu pomieszczenia stało biurko, oświetlane z góry przez duży żyrandol. Po drugiej stronie światła zaś widniała sylwetka mężczyzny. Wyglądała na to, że siedzi przy biurku, czekając na kobietę, nazwaną Spencer. Jego ciemne kontury wydały się jej złowieszcze, szczególnie, że poza oświetlanym meblem cały pokój tonął w mroku.
- Proszę, niech pani podejdzie - odezwał się znów tajemniczy człowiek.
Jego niski, lecz dość przyjemny głos uspokoił i zachęcił nieco kobietę. Przeszła ona powoli przez pokój, patrząc podejrzliwie na boki. Jedyne, czym udało jej się dostrzec, była ogromna ilość półek w ścianie na prawo, na których leżały różne przedmioty. Doszła w końcu do biurka.
- Proszę usiąść - powiedział uprzejmie mężczyzna, wskazując ręką krzesło obok kobiety.
Spencer ostrożnie usiadła, a następnie przysunęła się nieco do biurka, jednocześnie wchodząc w krąg światła pokrywający mebel. Dopiero teraz można było dokładnie jej się przyjrzeć. Miała długie, czarne, falowane włosy, swobodnie opadające dookoła jej głowy. Ubrana była w ciemną kurtkę, rozpiętą tuż pod szyją. Jej okrągła twarz dość komponowała się z ładnymi, niebieskimi oczami, którymi teraz wpatrzyła się w człowieka siedzącego za biurkiem. On najprawdopodobniej również się w nią wpatrywał, jednak nie była w stanie tego stwierdzić na pewno - w półmroku dostrzegła, że podobnie jak mężczyźni przy drzwiach, miał on ciemne okulary, nie pozwalające dojrzeć jego spojrzenia.
- Cieszę się, że zechciała się pani ze mną dzisiaj spotkać - zaczął dość oficjalnym tonem mężczyzna. - Zwłaszcza, że przyczyna naszego dzisiejszego spotkania wymaga więcej niż omówienia.
Kobietę zaintrygowało ostatnie zdanie. Zaczęła uważnie słuchać rozmówcy.
- Ale do rzeczy - kontynuował, odchylając się nieco w krześle i zdejmując okulary. - Nazywam się Bruce Dylan i jestem głównodowodzącym rządowego, a w zasadzie byłego rządowego sektora, odpowiedzialnego za badanie tajemniczych zjawisk, takich jak te, które miały ostatnio miejsce w okolicy pani miasta. Mniemam, że ostatnio była pani świadkiem jednego z nich?
- Tak - bąknęła Spencer.
- Zanim zaczniemy muszę panią o coś poprosić. Nasza rozmowa jest zbyt ważna, by dowiedział się o niej ktokolwiek z zewnątrz, dlatego chciałbym, by przysięgła pani, że jej treść nie wyjdzie poza te cztery ściany oraz, że w razie czego zachowa pani absolutne milczenie.
Kobieta spuściła wzrok i zamyśliła się. O czym mają więc rozmawiać, skoro nie może powiedzieć o tym nikomu? Czy jest to coś tak tajnego, że poza rządem nikt nie powinien o tym wiedzieć? A jeśli ktoś dowie się o tym, że przekazano jej informacje, których nigdy nie powinna poznać, jakie będą tego konsekwencje? Spojrzała na Dylana. Ten spoglądał na nią jasnymi oczami spod nieco pomarszczonych brwi, ze skupioną miną wyczekując odpowiedzi Spencer. W końcu, nie zwlekając dłużej, powiedziała zdecydowanie:
- Przysięgam.
- Dobrze - skwitował Dylan. - A zatem możemy przejść do dalszej części naszego spotkania. Niech pani na początek opowie, co wczoraj pani widziała.
Kobieta zastanowiła się chwilę.
- Ja - zaczęła z zakłopotaniem - nie jestem pewna, co to było.. Ale kiedy wczoraj rano wyjrzałam przez okno, zobaczyłam, jak na zewnątrz otwiera się coś dziwnego.. To było.. Coś w rodzaju portalu, ale..
- Ma pani na myśli - przerwał jej Dylan, sięgając do szuflady biurka i wyjmując kilka zdjęć. - to?
Obrócił zdjęcia i wysunął ręce tak, by Spencer mogła zobaczyć, co na nich jest. Ku swojemu zdumieniu dostrzegła, że fotografie przedstawiają wielki, zielony portal z białym centrum, wyglądający niczym przejście do innego wymiaru. Kobiecie wydał się on bardzo złowieszczy.
- T-tak - odpowiedziała Spencer, jąkając się.
Dylan starannie poukładał zdjęcia i odłożył je na róg biurka.
- Co jeszcze pani widziała?
- Widziałam.. Jak jakiś samochód w niego wjeżdża..
Jej rozmówca znów sięgnął do szuflady i wyciągnął kolejny plik zdjęć.
- Czy był to któryś z tych pojazdów? - zapytał, ponownie pokazując Spencer fotografie.
Kobieta przyjrzała się im, a Dylan kolejno je przekładał. Na jednym ze zdjęć uchwycono dwa czarne, dość futurystyczne samochody, jadące przodem w stronę obiektywu, na kolejnym z tyłu już pojedyncze, niemal identyczne auto, zaś na trzecim skręcający, szary sportowy samochód z czerwonymi szybami i czarnymi pasami tuż przy podwoziu. Ostatnie zdjęcie najbardziej zwróciło uwagę Spencer.
- To chyba był ten - powiedziała, wskazując palcem na zdjęcie. - Nie wiem, nie jestem pewna.
- Dobrze - odpowiedział z zamyśleniem Dylan, odkładając zdjęcia na tę samą kupkę, co poprzednie. - Widzę zatem, że mam solidne podstawy, by wtajemniczyć panią w istotę sprawy.
Spencer zaniemówiła na chwilę ze zdumienia.
- Czy słyszała pani o WSBOIP?
- Tak - przyznała Spencer, mówiąc po raz pierwszy od rozpoczęcia spotkania spokojnym głosem. - Z tego, co pamiętam, ta organizacja zajmuje się UFO. A przynajmniej zajmowała..
- Zajmuje się nadal - przerwał Dylan. - Jej pełna nazwa to Wydział do Spraw Badania Obecności Istot Pozaziemskich. Jak już wspomniałem wcześniej, stanowiła ona niegdyś rządowy sektor, którego głównym zadaniem było badanie wszelkich spraw, wskazujących na obecność obcych na Ziemi. Oczywiście większość spraw, którymi się zajmowaliśmy, nie była nagłaśniania. Od roku 1947, czyli od czasu utworzenia tegoż sektora, odnotowano wiele przypadków rzekomej obserwacji, pozwolę sobie użyć pani określenia, UFO. Większość z nich jednak okazała się nieprawdziwa lub trudna do zidentyfikowania, aż do roku 1976, tuż po tym, jak sam stanąłem na czele WSBOIP. Wtedy to zanotowano kilka raportów o dość dziwnej treści. Mianowicie niektórzy mieszkańcy stanu Colorado twierdzili, że widzieli wielkie, mechaniczne istoty, krążące po ich okolicy pod osłoną nocy. Oczywiście raporty te dotarły do nas od razu, jednak z początku nie przejęliśmy się nimi, ponieważ żadna z osób, która je składała, nie zaprezentowała jakiegokolwiek znaczącego dowodu. Z czasem jednak obserwacje tajemniczych obych odnotowywano coraz częściej, a wraz z kolejnymi raportami dostarczono nam wreszcie coś, co mogło być dowodem na ich pojawienie się w tamtych okolicach.
Raz jeszcze sięgnął do szuflady w biurku i wyciągnął kolejnych kilka zdjęć. Pokazał je kobiecie, która przyjrzała się im z zaintrygowaniem. I znów się zdumiała - fotografie przedstawiały ślady wielkich, dwupalczastych stóp, odciśniętych w chodnikach lub w asfalcie, przy czym asfalt wokół nich był popękany, zupełnie, jakby nie wytrzymał ciężaru istoty, która po nim szła.
- Te ślady nas zaniepokoiły - kontynuował Dylan, przekładając zdjęcia, by Spencer mogła zobaczyć każde z nich. - ponieważ żadne znane ludzkości stworzenie nie byłoby w stanie pozostawić takich odcisków stóp. Dopiero, kiedy otrzymaliśmy te zdjęcia, uznaliśmy, że warto zająć się tą sprawą i postanowiliśmy się jej przyjrzeć bliżej - tam, gdzie znajdowały się ślady, porozstawialiśmy ukryte kamery. Przez pewien czas żadna z nich nie wykryła jakiegokolwiek podejrzanego śladu aktywności. Aż pewnej nocy jedna z nich uchwyciła to.
Tym razem sięgnał do szuflady po drugiej stronie biurka i wyciągnął tylko jedno zdjęcie. Pokazał je Spencer, a wówczas kobieta oniemiała. Na zdjęciu bowiem znajdowała się twarz robota, patrzącego się prosto w obiektyw. Twarz, która wyglądała bardzo.. ludzko. Spencer przeraziła się na myśl, czym mogło być to stworzenie, a najprawdopodobniej nie był to twór człowieka. W pewnym momencie zaczęła mówić z niedowierzaniem:
- On wygląda jak..
- Istota pozaziemska? - dokończył za nią Dylan. - Tak, ja pomyślałem o tym samym, kiedy je pierwszy raz zobaczyłem. Coś takiego nie mogłoby zostać zrobione przez człowieka. Przynajmniej nie przy pomocy technologii, którą obecnie dysponujemy. Niedługo po tym zdjęciu przysłano nam jeszcze kilka, na których również uchwycono te dziwne istoty. Sami nie dowierzaliśmy, że coś takiego może istnieć na Ziemi, a nawet, jeśli braliśmy pod uwagę taką możliwość, przyjmowaliśmy, że to jakiś spisek, który ma na celu głoszenie propagandy.
Mężczyzna nagle wstał i udał się w stronę drzwi. Spencer obejrzała się za siebie i wpatrzyła się w ciemność, zastanawiając się, co tym razem zrobi Dylan. I nagle poprzez mrok dostrzegła, że gdzieś w rogu pokoju stoi nieduży projektor. Dylan podszedł do niego.
- Dopiero kiedy otrzymaliśmy to nagranie - podjął, włączając projektor i wkładając do niego jakąś kasetkę - zmieniliśmy zdanie na ten temat.
Spencer odwróciła się, a na ścianie za biurkiem wyświetlił się spory, prostokątny ekran. Nagranie po chwili załączyło się. Kobieta wpatrzyła się ze skupieniem. Film przedstawiał jakiś zaułek - ciemny i znajdujący się poza zasięgiem wzroku. Przez kilka sekund nic się nie działo. W pewnym momencie jednak gdzieś z boku wyjechało srebrne, sportowe auto. Pojazd zatrzymał się i.. przemienił w robota.
- Czy on się właśnie.. - zaczęła z zaskoczeniem Spencer.
- Przetransfomował? - spytał Dylan. - Tak.
Robot po chwili uklęknął i wpatrywał się w przód, jakby na coś czekał. Spencer nie była w stanie uwierzyć w to, co widzi. Otworzyła usta ze zdumienia. Robot niespodziewanie znów przemienił się w samochód i odjechał. Dylan wyłączył projektor, a oniemiała Spencer wciąż gapiła się w ścianę. Dopiero kiedy mężczyzna ponownie usiadł za biurkiem, kobieta oprzytomniała.
- Ale jak to możliwe? - spytała po chwili.
- Sami zadawaliśmy sobie to pytanie tuż po obejrzeniu nagrania. Jednego byliśmy pewni - jest ono w stu procentach autentyczne. Tym samym wszystkie dowody, które dostarczono nam przed samym filmem, musiały być prawdziwe.
Spencer ogarnęła zgroza.
- Myśli pan, że..
- Były dwie możliwości - uprzedził jej pytanie Dylan. - Albo mieliśmy do czynienia z grupą, która opanowała tak zaawansowaną technologię.. albo z obcymi.
Kobieta wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Przez chwilę nie była w stanie nic powiedzieć, kiedy Dylan podjął swoją opowieść:
- Całe śledztwo zajęło nam cztery lata, ale kiedy udało nam się wreszcie dowieść, że obcy lub coś podobnego do obcych istnieje na Ziemi, postanowiliśmy niezwłocznie powiadomić o tym rząd. Mieliśmy nadzieję, że ludzie z rządu rozpatrzą tą sprawę i nagłośnią ją, by uświadomić społeczeństwo o obecności obcych oraz o, być może, potencjalnym zagrożeniu. Tymczasem uznali, że to niemożliwe, by coś takiego istniało na Ziemi i że to jedynie czyjaś propaganda, mająca na celu manipulację ludźmi. Nie przekonały ich nawet dowody, które im przedstawiliśmy, a kiedy bardzo zacząłem się upierać przy swoim, doszli do wniosku, że to ja wymyśliłem to wszystko i sfałszowałem dowody oraz, że to ja odpowiadam za tą niedoszłą propagandę. W końcu stwierdziłem, że nie ma sensu ich dłużej przekonywać i opuściłem salę obrad, a razem ze mną moi ludzie.
- Przecież to nie ma sensu - zaczęła Spencer. - Skoro sam rząd stworzył sektor, który miał badać takie sprawy, to dlaczego zignorował jedną z nich w momencie, kiedy udało jej się wam dowieść?
- To jest właśnie prawdziwe oblicze rządu - odpowiedział z jeszcze większą powagą w głosie niż przedtem Dylan. - Udają ludzi, którzy troszczą się o dobro i bezpieczeństwo obywateli, lecz kiedy przyjdzie co do czego, umywają ręce od wszelkich spraw, by nie wzniecać niepotrzebnej ich zdaniem paniki i żeby nie brać na swoje barki czegoś, czego nie będą w stanie udźwignąć. Przekonałem się o tym tamtego dnia, czyli 17 czerwca 1980 roku. Kiedy zrozumiałem, jak jest naprawdę, postanowiłem ostatecznie wziąć tą sprawę we własne ręce i, nie chcąc mieć nic wspólnego z rządem, oddzieliłem od niego mój sektor, po czym zerwałem z nim wszelki kontakt. Ulokowałem go również tak, by rząd nas nie znalazł, dlatego właśnie znajdujemy się teraz w bunkrze. Dopilnowałem też, by nikt z zewnątrz nie odkrył choćby przypadkiem tego miejsca i z tego powodu transport tutaj przebiega w bardzo specyficznych warunkach. Podejrzewam, że nawet pani nie wie, gdzie teraz jesteśmy.
Kobieta zastanowiła się chwilę. W istocie, nie miała pojęcia, gdzie tak naprawdę jest. Agenci Dylana, którzy zabrali ją z wcześniej ustalonego miejsca, przywieźli ją tutaj w samochodzie z bardzo ciemnymi szybami, przez które nie była w stanie nic dojrzeć. Na dodatek wysiadła z niego dopiero wewnątrz bunkra.
- Prawdę mówiąc nie mam pojęcia - odpowiedziała z zakłopotaniem.
- I tak musi pozostać. To, co teraz robimy, jest zbyt poufne, by mógł się o tym dowiedzieć ktoś z zewnątrz, nawet, jeśli ma przybyć do tego miejsca.
- A co teraz robicie? - spytała z niepokojem Spencer.
- Już wyjaśniam. Jak już mówiłem, zerwałem wszelkie kontakty z rządem i postanowiłem dalej badać sprawę pojawienia się tych dziwnych robotów na Ziemi. Recz jasna zmieniłem również nazwę mojej organizacji. Teraz jesteśmy znani jako Jednostka Badająca Istoty Pozaziemskie - w skrócie JBIP.
- Nigdy nie słyszałam tej nazwy..
- I nie usłyszy pani. W odróżnieniu od WSBOIP, ta organizacja jest całkowicie tajna. Postanowiliśmy usunąć się w cień, by móc w dalszym ciągu prowadzić śledztwo w sprawie obcych - tu Dylan zrobił krótko pauzę - jak również prowadzić badania nad nimi.
Ostatnie zdanie bardzo zaintrygowało Spencer.
- Jak to "prowadzić badania"?
- To pojęcie odnosi się do wielu naszych działań - począwszy od dokładnego badania dowodów na istnienie obcych, przez analizę pewnych.. pozostałości po nich, takich jak fragmenty ich pancerza, które udało nam się znaleźć w miejscach, gdzie wcześniej przebywali, po.. szukanie przyczyn ich pojawienia się na Ziemi.
Kobieta nie wierzyła własnym uszom. Nic, co do tej pory usłyszała, nie zdumiało jej aż w takim stopniu jak to, czego dowiedziała się przed chwilą. A zatem ta tajemnicza organizacja, w której siedzibie się znalazła, zajmowała się obcymi praktycznie pod każdym względem - nawet badała ich części. Spencer zastanawiała się, co jeszcze dzisiaj powie jej Dylan, a podejrzewała, że jeszcze nie zdradził jej wszystkiego.
- Wszystkie te działania - kontynuował Dylan - są przeprowadzane w laboratorium, do ktorego wejście znajduje się obok.
Spencer odruchowo zerknęła za siebie.
- Jak zatem pani widzi wszystko, co jest z nami związane, MUSI pozostać tajne.
Kobieta zastanowiła się chwilę. Czegoś tu nie rozumiała.
- W takim razie dlaczego umieściliście swój numer w zwykłej gazecie, którą może nabyć każdy mieszkaniec? I dlaczego mówi mi pan to wszystko?
Dylan uśmiechnął się tajemniczo.
- Spodziewałem się tego pytania - odparł spokojnie. - A odpowiedź na nie jest bardzo prosta. Otóż chodzi tu tylko i wyłącznie o usprawnienie naszego śledztwa - wiedzieliśmy, że wizyty obcych nie ustaną, dlatego postanowiliśmy potajemnie zdobywać kolejne materiały do naszych badań. Sposób na to okazał się jeszcze prostszy - umieściliśmy w różnych gazetach numer telefonu, pod który można było zgłaszać "dziwne" zdarzenia, takie jak choćby te, których była pani świadkiem. Oczywiście, jak pani dobrze wie, nie był to numer bezpośrednio do nas..
Dylan miał rację. Numer, pod który wczoraj zadzwoniła, nie był numerem do niego albo któregokolwiek z jego ludzi - w trakcie rozmowy bowiem okazało się, że człowiek, z którym rozmawiała, był tylko pośrednikiem pomiędzy nią a JBIP. Nagle coś do niej dotarło - dopiero teraz pojęła, dlaczego cała ta procedura przebiegała w taki, a nie inny sposób.
- Zgadza się - odpowiedziała po chwili. - I chyba rozumiem dlaczego. Nie chcieliście przekazywać nikomu jakichkolwiek informacji, dopóki nie mieliście pewności, czy jest on odpowiednim człowiekiem i czy warto mu je przekazać, prawda?
Na twarzy Dylana po raz kolejny zatańczył tajemniczy uśmiech.
- W istocie. Człowiek, do którego się pani dodzwoniła, miał za zadanie sprawdzić, czy mówi pani prawdę i czy rzeczywiście widziała pani coś niepokojącego. Dopiero wtedy mogliśmy uzyskać pewność, czy warto panią tutaj sprowadzić i przekazać pani to wszystko, co do tej pory pani wyjawiłem.
Spencer była pod wrażeniem tego, jak dobrze Dylan rozplanował działania JBIP. Nareszcie rozumiała, skąd brała się atmosfera tajemniczości wokół tego wszystkiego. Teraz wszystko w jej głowie układało się w logiczną całość. A choć sądziła, że nic już nie mogło jej zadziwić, była pewna jednego - to, czego się dowiedziała, zdumiło ją i przeraziło. Spełniły się jej wcześniejsze obawy - wolałaby nie wiedzieć o obych, o bunkrze, ani o laboratorium i badaniach prowadzonych nad obcymi.
- Może mi w to pani wierzyć lub nie - kontynuował Dylan. - ale nie jest pani pierwszą osobą, której opowiadam o tym wszystkim. Właściwie.. jedna z osób, które były świadkami podobnych wydarzeń, jest tutaj z nami.
- To prawda - dobiegł gdzieś z boku głos.
Spencer spojrzała w lewy róg pomieszczenia. Nagle dostrzegła tam coś, czego przedtem nie widziała - ustawione w samym kącie krzesło, znajdujące się z dala od wszelkiego światła. Siedział na nim człowiek. Wstał i podszedł do niej. Kiedy znalazł się w zasięgu światła żyrandola, kobieta spostrzegła, że był to młody mężczyzna. Miał w sobie jednak coś dziwnego. Jego strój był dość nietypowy - nosił kamizelkę i spodnie w kolorze piaskowym, zaś całość dopełniała czapka z okrągłym daszkiem. Dość mało adekwatny ubiór do poufnych spotkań.  
- Ja także miałem kontakt z obcymi - powiedział po chwili młodzieniec.
- Pani Spencer, to jest Alex Conner - przedstawił chłopaka Dylan, a ten ściągnął czapkę i ukłonił się lekko. - Młody badacz przyrody, który również postanowił do nas zadzwonić po swoim.. spotkaniu z obcymi.
- Tak - potwierdził Alex. - I podobnie jak panią, mnie też przetransportowano tutaj potajemnie, a kiedy poznałem pana Dylana, dowiedziałem się o tym wszystkim, co pani przed chwilą. Za zgodą pana Dylana zostałem tutaj dłużej, na wypadek, gdyby przybył ktoś, kto tak jak ja widział obcych.
- Siedziałeś tu cały czas i mnie podsłuchiwałeś? - zapytała ze wzburzeniem Spencer.
- Przepraszam, że tak to wyszło - odparł ze skruchą Alex. - Pod żadnym pozorem nie chciałem pani podsłuchiwać - chciałem się tylko dowiedzieć, jak ktoś inny odebrał kontakt z obcymi.
Kobieta uspokoiła się nieco. Z początku pomyślała, że chłopak jest tak naprawdę jednym z agentów Dylana, a sam przywódca JBIP planuje coś za jej plecami. Teraz jednak wiedziała, że jest to zupełnie przypadkowy człowiek, który, podobnie jak ona, widział obcych - widziała po jego twarzy, że mówi prawdę.
- Istotnie - rzekł nagle Dylan. - Pozwoliłem tu zostać panu Connerowi, na wypadek, gdybym potrzebował drugiego świadka. Uznałem, że potrzebuję go właśnie teraz.
- Dlaczego? - spytała Spencer.
- Ponieważ istnieje jeszcze jedna rzecz, o której powinna pani wiedzieć. Otóż, jak już pani wspomniałem, zajmujemy się również badaniem przyczyn obecności obcych na Ziemi. Chcemy dociec, skąd, w jaki sposób i dlaczego się tu pojawili. A ten młody człowiek - Dylan wskazał na Alexa - umożliwił nam udzielenie odpowiedzi na drugie z tych pytań.
Raz jeszcze sięgnął do szuflady w biurku, lecz tym razem znajdującej się po jego przeciwnej stronie i zamiast zdjęć wyciągnął kopertę. Koperta była rozcięta, jednak w dalszym ciągu można było dostrzec liczne sklejenia i zlepienia. Najwyraźniej ktoś bardzo pieczołowicie zapakował jej zawartość. Dylan wysunął z niej trzy zdjęcia i pokazał Spencer. Kobieta sądziła, że po tym wszystkim, co usłyszała i zobaczyła, nic nie jest w stanie jej zdziwić. Myliła się. To, co zobaczyła na zdjęciach, wprawiło ją w osłupienie. Każde z nich bowiem ukazywało ogromny, fioletowy statek, który przemykał koło górskiego zbocza. Kolce, wyrastające z niemal każdej jego strony sprawiały, że wyglądał naprawdę złowieszczo. Wszystkie zdjęcia były bardzo podobne, jakby robione jeden po drugim, z tą różnicą, że na każdej kolejnej fotografii statek zdawał się być nieco dalej od obiektywu. Dawało to wrażenie swoistej animacji.
- Czy to.. - zaczęła z niedowierzaniem Spencer.
- Statek? - dokończył Dylan. - Owszem. I, zgodnie z relacją pana Alexa, wygląda na to, że nie jest ziemskiego pochodzenia.
- Widziałem go na własne oczy - dodał Alex. - Był olbrzymi, do tego leciał tak szybko [...]

sobota, 8 lipca 2017

"Spowiedź filozofa"

A tym razem zaprezentuję Wam coś z zupełnie innej beczki. Powiedzmy, że utwór, który zaraz przeczytacie, to rodzaj poematu. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie pisałem, dlatego tekst może wydawać się niedopracowany, ale uznałem, że nie będę go poprawiał, bo może stracić "iskrę". Jako ciekawostkę dodam fakt, że napisałem go w zeszłym miesiącu - jest to więc moje najnowsze dzieło. Enjoy!

Spowiedź filozofa

Pozwól, że Ci wyjaśnię, czym jest filozofia,
Ta powszechnie znana, lecz nie w pełni zbadana fobia.
Fobia, rzecz wiadoma - najgłębszy lęk, strach, zmora,
Filozofia - też mi się jawi tak, jak ona.
Wróćmy jednak do początku,
Tam, gdzie swój koniec mają granice rozsądku,
Bo tam zaczyna się historia moja,
A zarazem lektura Twoja.

Nazywam się M.,
I pozwól, że na tym skończę,
Gdyż w opowieści tej,
Me imię nie jest istotne.
Lecz słuchaj mnie uważnie,
Przyłóż wagę do tego, co powiem.
Będę słowa dobierał rozważnie,
Bo wierz mi - nie chcesz być filozofem. 

Filozof to człowiek drętwy, smutny, szary,
Powiem Ci wprost - nie wierzy w żadne czary.
Brak mu wyobraźni, nie widzi sensu życia -
Zamiast tego, szuka go tam, gdzie go nie ma - w niebyciach.
Plecie dyrdymały, tworzy nowe teorie,
I, po prawdzie, chyba tylko to daje mu euforię.
Smutna to osoba, samotna i przygnębiona,
Wciąż tylko rozmyśla - jak ma nie być odosobniona?

Zaprawdę, uwielbia on Schopenhauera,
Bo tak jak on ze swojego istnienia jest nierad.
Owszem, nie tylko myśli, ale czuje,
Lecz to z tych właśnie powodów wielkie plany snuje.
Widzi on świat złym, plugawym,
A ludzie - ich natura budzi w nim obawy.
Chciałby uczynić go innym, lepszym,
A w rzeczywistości - czy on po prostu nie chce poczuć się większym?

Cierpiał dużo, to prawda i rzecz to zrozumiała,
Lecz czy to nie na tym polega istota życia cała?
A on się trudzi, główkuje,
Próbując zrozumieć coś, czego nigdy nie zrozumie.
Zło, myśli sobie, trzeba unicestwić,
Jest rzeczą niewłaściwą - jak ono może istnieć?
Biedny filozof nie wie, że taki jest cykl życia -
Trochę dobra, trochę zła, a potem wszystko od nowa.

Do ludzkiej natury wracając, rzecz jest prosta -
Człowiek, w głębi duszy, istotą złą jest i basta!
Nieszczęśliwi są ci, co nie umieją się z tym pogodzić,
A filozof, Mój Drogi, za taką właśnie osobę uchodzi.
Człowiek człowiekowi wilkiem, bliźni krzywdzi bliźniego -
Myśli sobie filozof, że już ma dosyć tego.
Wciąż słyszy o morderstwach, okrucieństwie, zawiści -
Nie może już patrzeć na tę wznoszącą się falę nienawiści!

Siada więc i zaczyna planować,
Co tu zrobić, by świat od nowa zbudować.
Wreszcie szaleńcem się staje - chce zajrzeć w umysły i serca,
Bo on będzie, jak sądzi, egoistów morderca!
Ludzi zmieni na lepsze, nauczy zachowania i mowy,
Idea już uderzyła mu do głowy!
Zaprowadzi porządek, świat do góry wywróci nogami...
Czy on naprawdę sądzi, że coś wskóra swoimi działaniami?

Pora odsłonić przed Tobą prawdę - 
To ja jestem tym, o którym dziś mówię tak jawnie.
Moje to były czyny i moje działania -
Teraz już wiem, że daremne to były starania.
Mówię o tym, by Cię przestrzec, chłopcze - nie podążaj tą drogą,
Los jest łaskawy - jego ścieżki znacznie dalej poprowadzić Cię mogą.
A jak się cieszyć z tego życia, szczęście chwytać?
O to, Mój Drogi, najlepiej już wcale mnie nie pytaj.

niedziela, 2 lipca 2017

Myślicielem jestem... 4

Jeszcze jedna sentencja - tym razem nieco podnosząca na duchu:

Czasem bywa tak, że kiedy my przestajemy w sobie coś widzieć, inni nagle zaczynają to dostrzegać.