piątek, 26 maja 2017

Myślicielem jestem... 3

A teraz pora na aforyzm. Taki stricte filozoficzny, wręcz sięgający w istotę człowieka i zahaczający o temat sensu istnienia aforyzm. Jest dość krótki, ale myślę, że może skłonić Was do refleksji:

"Jesteśmy tym, w co wierzymy."

sobota, 20 maja 2017

"Leave and Forget"

Jeszcze jeden tekst piosenki. Jest on zdecydowanie bardziej osobisty, związany z moimi konkretnymi przeżyciami. W dodatku pisałem go "pod natchnieniem", więc występują w nim pewne błędy językowe. Pomimo tego uznałem, że jest na tyle dobry, że warto go opublikować ;) Enjoy!

Leave and Forget

I'm lying on a bed,
With emptiness in the head.
There's nothing wrong with me,
It's just... the memories of who we used to be.

I'm looking through the window...
The view isn't the same though.
Do you remember, when we were playing in this backyard?
Well... it's still here, but the place is so dark now.

Where did we come?
We were like brothers, and what have we done?
Where were you, there was I,
'Cause we've travelled through this life side by side.
But now I have to go alone,
'Cause our ways won't cross anymore.
And I know there's no need for sorrow.
Just to leave and forget it - it's the only way for a better tomorrow. 

I'm going down the stairs,
Trying to forget what I left behind.
But I still remember that one phrase,
Which makes me walking like a blind.

I'm looking at the table -
It reminds me about all those plans we've thought of.
Try to recall, what we've been able (to),
And realize, that everything has gone off.

Where did we come?
...

I'm going out for a moment -
I want to escape from this tornment. 
I see the wicket, at which you were always standing,
But now there is no one, for whom I should be waiting.

I'm looking at that tree -
It has always given us fun for free.
Now it is withered and grey,
And so this is no place for me to stay.

Where did we come?
...

I'm walking down the street -
The one we were walking along side by side.
There were once so many persons here we used to meet,
But now it seems like everyone died.

I'm looking at this pub -
There was no better place to raise a glass.
But to me it's no longer connected with luck - 
Those happy moments have already passed.

Where did we come?
...

I am at our old school grounds -
This was the place, where we have fought the final round.
I remember that tree -
This was the last common place for you and me.

You were already there, waiting - 
And with my every step, our friendship was fading.
And when you've heard my final words,
You must have really felt, like you're the worst.

I remember your eyes,
But believe me - it couldn't happen otherwise.
And when I shook your hand,
You should have known, that this was our journey's end.

Where did we come?
...
And I know there's no need for sadness.
Just to leave and forget it - it's the only way to escape from this madness!

***

Leżę na łóżku,
W mojej głowie pustka.
Ze mną wszystko w porządku,
Po prostu... wspominam to, kim byliśmy wcześniej.

Patrzę przez okno,
Lecz widok już nie jest ten sam.
Pamiętasz, jak bawiliśmy się na tym podwórku?
Cóż... Wciąż tu jest, lecz teraz jest tu tak szaro.

Dokąd dotarliśmy?
Byliśmy jak bracia, a co żeśmy zrobili?
Gdzie byłeś ty, tam byłem i ja,
Bo wędrowaliśmy przez to życie jak jeden mąż.
Lecz teraz muszę iść sam,
Bo nasze ścieżki już nigdy się nie skrzyżują.
I wiem, że nie ma tu miejsca na żal,
Po prostu porzucić to i zapomnieć - to jedyny sposób na lepsze jutro.

Podążam w dół schodami,
Próbując zapomnieć o tym, co zostawiłem za sobą.
Lecz wciąż pamiętam to jedno zdanie,
Które sprawia, że krążę niczym ślepiec.

Patrzę na ten stół - 
Przypomina mi o tych wszystkich planach, które snuliśmy.
Spróbuj sobie skojarzyć, do czego byliśmy zdolni,
I uświadom sobie, że to wszystko już przeminęło. 

Dokąd dotarliśmy?
Byliśmy jak bracia, a co żeśmy zrobili?
Gdzie byłeś ty, tam byłem i ja,
Bo wędrowaliśmy przez to życie jak jeden mąż.
Lecz teraz muszę iść sam,
Bo nasze ścieżki już nigdy się nie skrzyżują.
I wiem, że nie ma tu miejsca na żal,
Po prostu porzucić to i zapomnieć - to jedyny sposób na lepsze jutro.

Na chwilę wychodzę - 
Chcę uciec od tej udręki.
Widzę furtkę, przy której zawsze stałeś,
Lecz teraz nie ma tam nikogo, na kogo bym czekał.

Patrzę na to drzewo - 
Zawsze zapewniało nam darmową zabawę.
Teraz jest zwiędłe i szare,
Dlatego nie jest to miejsce, w którym zostanę.

Dokąd dotarliśmy?
Byliśmy jak bracia, a co żeśmy zrobili?
Gdzie byłeś ty, tam byłem i ja,
Bo wędrowaliśmy przez to życie jak jeden mąż.
Lecz teraz muszę iść sam,
Bo nasze ścieżki już nigdy się nie skrzyżują.
I wiem, że nie ma tu miejsca na żal,
Po prostu porzucić to i zapomnieć - to jedyny sposób na lepsze jutro.

Idę wzdłuż ulicy - 
Tej, po której zawsze kroczyliśmy ramię w ramię.
Kiedyś było tu dużo osób, z którymi się spotykaliśmy,
A teraz wygląda tak, jakby wszyscy umarli.

Patrzę na ten pub -
Nie było lepszego miejsca do wzniesienia toastu.
Ale dla mnie już nie wiąże się ono ze szczęściem -
Te radosne chwile już dawno minęły.

Dokąd dotarliśmy?
Byliśmy jak bracia, a co żeśmy zrobili?
Gdzie byłeś ty, tam byłem i ja,
Bo wędrowaliśmy przez to życie jak jeden mąż.
Lecz teraz muszę iść sam,
Bo nasze ścieżki już nigdy się nie skrzyżują.
I wiem, że nie ma tu miejsca na żal,
Po prostu porzucić to i zapomnieć - to jedyny sposób na lepsze jutro.

Jestem na naszym starym szkolnym boisku -
To było miejsce, w którym rozegraliśmy finałową rundę.
Pamiętam to drzewo - 
To było ostatnie wspólne miejsce dla ciebie i dla mnie. 

Już tam stałeś, czekając -
A z każdym moim krokiem, nasza przyjaźń przemijała.
A kiedy usłyszałeś moje ostatnie słowa,
Naprawdę musiałeś się poczuć, jak byś był najgorszy.

Pamiętam twoje oczy,
Ale uwierz mi - to nie mogło zakończyć się inaczej.
I kiedy uścisnąłem twoją dłoń,
Powinieneś był wiedzieć, że to był koniec naszej wspólnej drogi. 

Dokąd dotarliśmy?
Byliśmy jak bracia, a co żeśmy zrobili?
Gdzie byłeś ty, tam byłem i ja,
Bo wędrowaliśmy przez to życie jak jeden mąż.
Lecz teraz muszę iść sam,
Bo nasze ścieżki już nigdy się nie skrzyżują.
I wiem, że nie ma tu miejsca na smutek,
Po prostu porzucić to i zapomnieć - to jedyny sposób, by uciec od tego szaleństwa!

niedziela, 7 maja 2017

"More Than Meets the Eye, Część 3" - fragment VI

Dzisiaj nieco krótszy i mniej ciekawy fragment, ale nie martwcie się - finał odcinka zbliża się nieuchronnie ^ ^ Enjoy!

MORE THAN MEETS THE EYE, CZĘŚĆ 3 (fragment VI)

Autoboty jechały ostrożnie przez kanion, wypatrując wszelkich śladów swoich wrogów bądź pułapek, które mogli zastawić. Co pewien czas natykały się na jego odnogi, nie biegnące jednak zbyt daleko w głąb pasma gór - ich drugi koniec bez trudu dało się dostrzec z głównej drogi. Lecz to właśnie tych ślepych uliczek Autoboty bały się najbardziej, bo miały świadomość, że Decepticony mogą czyhać na nie właśnie w takich miejscach.
Przez długi czas nie natrafiły na żadną poszlakę, mogącą doprowadzić ich do rywali. Z tego powodu jazda wśród gór zaczęła się stawać dla niektórych Autobotów monotonna, choć te starały się trzymać nerwy na wodzy. Nie wszystkim się to udawało - szczególnie, że droga, którą przemierzali, była usiana mnóstwem kamieni i przecięta licznymi rowami o różnej głębokości, co dodatkowo utrudniało podróż. Jazz nie omieszkał w końcu okazać swojego zniecierpliwienia.
- Rany, jak długo będziemy jeszcze jechać przez ten tor przeszkód? - zapytał, przejeżdżając przez jedną z dziur.
- Tak długo, jak to będzie konieczne - odparł Ironhide - Trochę cierpliwości ci nie zaszkodzi.
- Jak ja mam być cierpliwy, skoro po tych rowach praktycznie nie da się jechać? - spytał ponownie Jazz z rozgoryczeniem - Jeszcze trochę i mi dętki pójdą!
- Wojownik zawsze powinien stawiać swoje priorytety ponad własną wygodę - odpowiedział Optimus - W przeciwnym wypadku nie uda mu się zwyciężyć w bitwie. Uczy nas tego wojna.
- Ale chwilowo nic nam nie zagraża. Nie moglibyśmy się chociaż na chwilę zatrzymać i stanąć na nogach? Ta cała jazda staje się naprawdę męcząca - już nawet walka z Decepticonami byłaby bardziej znośna...
- Mógłbyś przestać narzekać i skupić się na misji? - przerwała mu zdenerwowana Arcee, przeskakując jeden z dołów - Twoje marudzenie i tak nic nie zmieni, a chcąc nie chcąc musimy tędy jechać. Chociaż mogę przyznać jedno - mnie też niepokoi fakt, że do tej pory nie znaleźliśmy żadnych śladów Conów.
Jakby odczytując myśli Autobotki, Skyhammer, patrolujący okolicę z powietrza, zawołał nagle:
- Optimusie! Nareszcie coś mamy! I nie jest to zwykły ślad... Za następnym zakrętem czeka was niespodzianka. DUŻA niespodzianka.
Zielono-biały Autobot wraz z lecącym obok Jetifrem skręcili nieco w prawo, zgodnie z zakrętem, o którym wspomniał przywódcy. Jazz, słysząc wiadomość od zwiadowcy, oznajmił radośnie:
- Wreszcie! Może ta jazda przestanie być teraz taka męcząca..
Młody robot aż przyspieszył, wyprzedzając niemal Ironhide'a i Arcee. Wkrótce po obwieszczeniu wiadomości o poszlace, drużyna dotarła do zakrętu i skręciła w prawo. Natychmiast dostrzegli to, o czym mówił Skyhammer - owa "niespodzianka" była w istocie olbrzymia. Optimus na jej widok gwałtownie zatrzymał się. Reszta Autobotów również to uczyniła.
- Na Matrycę! - jęknął lider.
- Wow.. - szepnął Jazz, nie będąc w stanie wydobyć z siebie jakiegokolwiek innego dźwięku.
Jego reakcja dość trafnie opisywała to, co właśnie zobaczył. Około kilometr przed nim bowiem znajdowała się jedna z najwyższych gór w okolicy. Jednak to nie jej rozmiar był powodem takiej reakcji robota - miała w sobie coś dziwnego, coś, co nie mogłoby powstać w naturalny sposób. Właściwie to czegoś jej brakowało. W istocie, cały szczyt góry zdawał się być oderwany, zupełnie, jakby ktoś chciał go odciąć gigantycznym nożem, ale w połowie cięcia zrezygnował i postanowił zwyczajnie wyrwać czubek, zostawiając nierówny ślad. Ktokolwiek go zniszczył musiał to zrobić niedawno, gdyż wiele metrów nad górą wciąż unosiła się chmura pyłu, choć teraz już dosyć rzadka. Autoboty nie musiały się zastanawiać, kto dopuścił się czegoś takiego - tuż nad szczytem wisiał w powietrzu wielki, fiolotewy statek, z którego boków wystawały ogromne kolce. Jego widok napawał roboty i podziwem, i przerażeniem jednocześnie.
- [i]Nemesis[/i] - powiedział w końcu Optimus, po czym oznajmił: - Autoboty, namierzyliśmy wroga.
- No, no, całkiem nieźle się urządziły - skomentował Ironhide z żartobliwym tonem.
- Ale nie zostaną tam na długo - dodał Jazz - Kiedy my ich odwiedzimy, pouciekają we wszystkich kierunkach.
- A nawet jeśli zostaną, to i tak będą miały trochę sprzątania - przytaknął Bumblebee - O ile w ogóle będzie co sprzątać...
- Ehh.. - sapnął Ironhide.
- Nie zakładajcie z góry pewnego zwycięstwa - upomniał młodzików Optimus - Nie mamy pewności, jak wielką potęgą dysponują na chwilę obecną Decepticony, lecz musimy wziąć pod uwagę, że ich siły mogą znacznie przewyższać nasze.
- Co, zważywszy na ich w pełni sprawny statek, jest bardzo możliwe - dodał Ironhide.
- Arogancja tylko zwiększy prawdopodobieństwo przegranej - kontynuował lider - a stawka jest zbyt duża, byśmy mogli sobie na nią pozwolić. Musimy się skupić na naszym zadaniu i być gotowi na każdą zasadzkę wroga.
Optimus zwrócił się po chwili do całej drużyny:
- Autoboty - naprzód!
Natychmiast po wydaniu polecenia przywódca Autobotów ruszył w stronę ogromnej góry, zaś pozostali podążyli za nim. Wszyscy byli podekscytowani, lecz jednocześnie zaniepokojeni - nareszcie odnaleźli ślad Decepticonów i to nie byle jaki - samą ich latającą siedzibę. Jednak znajdując się teraz w niewielkiej odległości od statku wroga stąpali po bardzo niepewnym gruncie, więc musieli być szczególnie czujni. Już po kilkunastu minutach znacznie zbliżyli się do góry, a im bliżej jej byli, tym coraz bardziej zmniejszali prędkość, by być gotowym na potencjalny atak Decepticonów. Gdy dzieliło ich od niej zaledwie kilkaset metrów, Optimus rzekł:
- Jetfire, Skyhammer! Podlećcie bliżej góry i poszukajcie jakiegokolwiek bocznego wejścia do jej wnętrza. Ale bądźcie ostrożni - Decepticony pod żadnym pozorem nie mogą was wykryć!
- Tak jest! - odpowiedzili jednocześnie obaj zwiadowcy, po czym przyspieszyli i zostawili daleko w tyle naziemne Autoboty.
- Bocznego wejścia? - spytał nieco zdziwiony Jazz.
- Jeśli Decepticony rzeczywiście mają nad nami liczebną przewagę, nie możemy zaatakować ich od frontu - zaczął wyjaśniać Optimus - Musimy znaleźć boczny tunel, który pozwoli nam nie tylko na przeniknięcie przez ich linie, ale też umożliwi atak z najmniej spodziewanej strony - w samym sercu ich armii.
- Cóż, całkiem sprytny plan - odparł Jazz.
- Ty też mógłbyś zacząć się głębiej zastanawiać nad działaniami - zwrócił uwagę Ironhide - zamiast myśleć jedynie o swojej wygodzie i żartować z Conów.
- Raz na jakiś czas nie zaszkodzi - rzekł jakby beznamiętnie Jazz.
- Powinieneś w ogóle przestać to robić, jeśli chcesz być dobrym wojownikiem.
Autoboty jechały nieubłaganie ku górze. Fakt, że już niedługo znajdą się na terytorium Decepticonów napawał je wszystkie szczególnymi emocjami - wiedzieli, że za parę chwil poznają odpowiedzi na wiele ważnych i dość intrygujących pytań. Były niecałe sto metrów przed ścianą góry, kiedy w radiu odezwał się głos Jetfire'a:
- Optimusie, znaleźliśmy wejście. Nie będziecie musieli się zbytnio wysilać, by go sięgnąć - skręćcie jedynie w prawo i za jakieś siedemdziesiąt mechanometrów zobaczycie otwór tunelu, którym powinniście się dostać do środka. Jest on praktycznie na równi z dnem kanionu, więc dotrzecie do niego bez trudu.
- Zrozumiałem - odpowiedział Optimus, po czym wykonał skręt w prawo, a reszta drużyny naziemnej podążyła jego śladem.
Zgodnie ze słowami zwiadowcy okrążenie góry i znalezienie wejścia nie stanowiło problemu dla Autobotów - droga, po której teraz jechały, była zadziwiająco równa i nie przysparzała robotom zbytnich kłopotów, jakby ktoś specjalnie ją wcześniej przygotował. Zanim ktokolwiek wjechał do tunelu, Optimus zatrzymał się i oznajmił:
- Jetfire, Skyhammer! Zostańcie na zewnątrz na wypadek, gdyby Decepticony planowały zaatakować nas z powietrza. Ostrzeżcie nas i włączcie się do walki, jeśli będzie to konieczne. Autoboty - przygotujcie się do bitwy!
Powoli ruszył naprzód, a wnikając w nieprzeniknioną czerń tunelu wyglądał tak, jakby chował się za jakąś mroczną kotarę. Ironhide udał się za nim - za czarnym robotem zaś podążyli kolejno Jazz, Bumblebee i Arcee. W tunelu panowała nieprzenikniona ciemność - Autoboty musiały włączyć przednie światła, by cokolwiek dostrzec. Lepsza widoczność nie ułatwiała jednak podróży - dno tunelu było dość wyboiste, a Autoboty co jakiś czas natykały się na ostre skały - to stalagmity, to stalaktyty, to jakieś niewielkie nacieki wystające z podłoża - które, oczywiście, musiały omijać z daleka.
- Rany, kolejny tor przeszkód! - skomentował z poirytowaniem Jazz, którym zaczęło trząść, podobnie jak resztą Autobotów.
Drużyna dopiero po pewnym czasie natrafiła, ku uldze wszystkich, na w miarę równy odcinek drogi. Ich zadowolenie nie trwało jednak długo - nagle kilkanaście metrów przed nimi pojawiła się niewielka ścianka. Tunel się kończył. Jadący na czele Optimus, który, ze względu na posiadanie świateł o największym zasięgu jako pierwszy dostrzegł ślepą uliczkę, zakomunikował:
- Autoboty! Przygotujcie wszelkie działa, jakie posiadacie - będziemy musieli przebić się przez ścianę.
"A co, jeśli po drugiej stronie jest tylko skała?", przemknęło przez głowę Jazzowi. "Albo, co gorsza, czeka na nas cała armia Decepticonów, gotowa nas w każdej chwili zabić?"
Takie myśli miał nie tylko on, a choć żaden z Autobotów nie miał zbyt wiele czasu na rozważania, wystarczyły, by ich iskry wypełniła trwoga. Pomimo uczuć, jakie je przepełniały zastosowały się do polecenia Optimusa - na bokach każdego z robotów zaczęły się odsuwać panele, z których tuż po chwili wysunęły się różnych rodzajów działa. Nikt nie miał pojęcia, co znajdzie po drugiej stronie - każdy był jednak świadomy tego, że zetknięcie się z tym czymś bądź kimś jest nieuchronne. A wszystko miało rozstrzygnąć się w ciągu kilku sekund. Wkrótce Optimus wydał kolejne polecenie:
- Autoboty! Na mój znak strzelajcie!
Jakby na niewypowiedzianą komendę wszystkie Autoboty nagle przyspieszyły, a kiedy znajdowały się jakieś dziesięć metrów przed ścianą, ich lider wykrzyknął:
- Teraz!
Dokładnie w tym samym momencie każdy robot wystrzelił pociski ze swoich dział, które rozświetliły na ułamek sekundy całą jaskinię. Poleciały z bardzo dużą prędkością w stronę ściany, ciągnąc za sobą świetlistą smugę, a następnie wszystkie niemal w tej samej chwili uderzyły w nią. W powietrze wystrzeliło mnóstwo odłamków, a przejście przesłoniła chmura pyłu, przez którą rozpędzone Autoboty przedostały się bez wahania. Natychmiast ich sensory oślepiło na moment bardzo jasne światło. Zanim system optyczny któregokolwiek z nich był w pełni sprawny, wszyscy zorientowali się, że znajduje się przed nimi skała w kształcie rampy - były zbyt blisko niej, by skręcić, więc wjechały na nią, a następnie wyskoczyły na wysokość około kilkanastu metrów nad ziemią. W powietrzu każdy z robotów kolejno przetransformował się i wylądował w bojowej pozycji, z działami na przedramionach, gotowy do walki, pozostawiając jednak w skalnym podłożu różnej wielkości, w zależności od rozmiarów robota pęknięcie. Jako pierwszy znalazł się na ziemi Optimus - zaraz obok niego wylądował Ironhide, po drugiej stronie zaś Arcee, a nieco z tyłu Jazz i Bumblebee. Wszyscy utworzyli coś w rodzaju koła, by móc odparować dowolny atak przeciwnika z każdej strony i nie dać się mu zaskoczyć. Odczekali, aż ich system optyczny powróci do dawnego stanu, a pył opadnie. Stało się to już po kilku sekundach i wówczas Autoboty zobaczyły coś niezwykłego - olbrzymią, kilkupiętrową kopalnię, wypełnioną niebieskimi kryształami i mnóstwem sprzętu, służącego do wydobywania lub transportowania.
- Nie może być! - powiedział Optimus z niedowierzaniem.
Wszystkie Autoboty były zaskoczone widokiem tego, co właśnie rozciągało się przed ich oczyma. Szukały Decepticonów, a zamiast nich odnalazły coś, czego poszukiwania porzuciły już dawno, a co było dla nich niezwykle cenne i bardzo im potrzebne.
- Energon? - zapytał również z niedowierzaniem Ironhide.
- A raczej cała kopalnia energonu - dodała Arcee, przemierzając wzrokiem wnętrze góry.
- Wow - szepnął Jazz.
Optimus przetransformował swoje przedramiona, chowając działa, po czym powoli wyprostował się. Po ponownym rozejrzeniu się po olbrzymiej jaskini oznajmił w końcu:
- Teraz kilka spraw stało się jasnych.
Jeszcze przez chwilę rozglądał się ze zdziwieniem po kopalni, a następnie przyłożył dwa palce do skroni, po czym zakomunikował przez radio:
- Wheeljack - tu Optimus. Mamy bardzo niepokojące wieści...
W tym momencie spojrzał na znajdujący się w górze olbrzymi statek Decepticonów.

                                                               ***
Jack i Carly, którzy od ostatniej rozmowy z Autobotami musieli pozostać w bazie do czasu ich powrotu, czekali na nie w milczeniu, siedząc na zadziwiająco wygodnych, skórzanych ciemnobrązowych fotelach. Na platformie, łączącej wszystkie komputery, znajdowało się bowiem coś w rodzaju kącika do odpoczynku. Były tam nie tylko miejsca do siedzenia i stolik, lecz także kilka rzeczy, które bardziej nadawałyby się jako element wyposażenia kuchni czy pokoju gościnnego w zwyczajnym domu niż do bazy wojskowej - ekspres do kawy, niewielka kuchenka, a mniej więcej na przeciwko największej kanapy ustawiono sporych rozmiarów telewizor. Nastolatkowie jednak o dziwo nie przejęli się obecnością tych urządzeń w bazie. Na dodatek nie używali w tej chwili żadnego z nich. W zasadzie nie robili kompletnie nic. Siedzieli jedynie na fotelach, wpatrując się pustym wzrokiem w szary ekran odbiornika. Już od jakiegoś czasu żadne z nich nie odzywało się do drugiego, nie wiedząc jak zacząć rozmowę, a może już po prostu nie mając na nią siły. Oboje w końcu sporo przeżyli w ciągu tego dnia, a gdy tylko wszystko się uspokoiło, chcieli odpocząć, na chwilę odciąć się od rzeczywistości, która w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin wywróciła się o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Nie mogli jednak w zupełności wyciszyć swoich umysłów. Przez ich głowy przebiegało tysiące myśli i pytań, na które podświadomie chcieli sobie odpowiedzieć. Jednocześnie próbowali je od siebie odepchnąć, chwilowo nie myśleć o niczym - na próżno. Z niewiadomych przyczyn Jackowi nagle przemknęła myśl o Wheeljacku. Spojrzał na białego robota, stojącego przy panelu z przełącznikami i uświadomił sobie, że właściwie od rozmowy o Moście Ziemskim nie zamienił z nim ani słowa.
Wheeljack od opuszczenia bazy przez kompanów praktycznie nie odchodził od komputerów. Co pewien czas zerkał na mniejsze monitory w celu sprawdzenia pewnych danych, lecz na ogół stał przy największym z nich, wpatrzony w ekran i najwyraźniej wyczekujący wieści od reszty Autobotów. Jacka zdumiało, jak bardzo robot potrafił być cierpliwy i skupiony na swoim zadaniu. Skupił się na nim tak bardzo, że nawet nie zwracał zbytnio uwagi na nastolatków. Chłopak wątpił zresztą, czy Wheeljack miał ochotę z nimi rozmawiać.
W bazie panowała niemal kompletna cisza. Przerywały ją jedynie osobliwe odgłosy kliknięć, spowodowane pracą Wheeljacka, zaś dźwiękom tym czasami akompaniowały odgłosy kroków Autobota, rozchodzące się po jaskini w chwilach, gdy ten odwracał się do innych monitorów. Poza tym jednak nic się nie zmieniało. Marazm ten trwał jeszcze przez długi czas - dla nastolatków wydawał się on wiecznością - a kiedy Wheeljack zaczął się niecierpliwić, co można było zauważyć po jego znużonej minie i coraz częstszych mruknięciach, w bazie rozległ się szum i na ekranie największego z komputerów pojawiła się wielka, pofałdowana żółtawa linia. Zaskoczony Wheeljack w jednej chwili wyprostował się, zaś nastolakowie zwrócili na niego swoje spojrzenia, również zdziwieni owym dźwiękiem. Sekundę później cała trójka usłyszała znajomy, niski, lecz jednocześnie ciepły głos:
- Wheeljack, tu Optimus. Mamy bardzo niepokojące wieści...
Biały robot przybliżył się nieco do monitora. Jego twarz przybrała dość skupiony wyraz.
- O co chodzi, Optimusie? - zapytał z powagą.
- Udało nam się zlokalizować statek Decepticonów.
Wheeljack rozpromienił się.
- To dobrze, Optimusie. Czy są daleko od was?
- Właściwie - przywódca Autobotów wypowiedział to słowo powoli, po czym zamilkł na moment - jesteśmy pod nimi. Ale jest jeszcze coś.
- To znaczy?
- Właśnie dowiedzieliśmy się, w jakim celu przybyły one na Ziemię.
- Tak? - w głosie Wheeljacka słychać było wyraźne podniecenie - Więc co jest tym celem?
- Natrafiliśmy na niego w trakcie poszukiwania Decepticonów - okazało się, że jest on bardziej oczywisty, niż mogłoby nam się wydawać. A jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, możemy z niego skorzystać i my. Chodzi o... kopalnię energonu.
Twarz Wheeljacka natychmiast zmieniła wyraz ze skupionej na zdumioną. Robot otworzył szeroko usta i oddalił się od monitora. Jack raptownie zerwał się na równe nogi, po czym zapytał z zaintrygowaniem:
- Energonu?
- To niemożliwe! - wyszeptał niemal Wheeljack, kręcąc przecząco głową.
- Co to ten energon? - spytał chłopak, podchodząc bliżej komputerów.
Sam był zdziwiony, że po tak długim czasie milczenia sam z siebie odezwał się do robota. Autobot jeszcze przez chwilę wpatrywał się w ekran, a następnie odwrócił się do Jacka.
- Energon to substancja, która nam, Cybertrończykom, jest niezbędna do życia - zacząć wyjaśniać - To nasze paliwo - bez niego nie jesteśmy w stanie funkcjonować. Jeśli chcemy przetrwać musimy się zaopatrzyć w jego źródło, niezależnie od tego, gdzie jesteśmy. Na szczęście udało nam takie znaleźć również i na tej planecie, a znajduje się ono dokładnie pod naszą bazą.
- Serio? - zapytał zaskoczony Jack - Tam na dole jest coś jeszcze?
- Niestety nasze zapasy energonu są na wyczerpaniu - kontynuował Wheeljack - dlatego przez ostatnie miesiące oprócz odpierania ataków Decepticonów nieustannie szukaliśmy nowego źródła. Powoli traciliśmy nadzieję, że je znajdziemy - Wheeljack zwrócił swoje spojrzenie na ekran - aż do teraz.
Odwrócił się całkowicie w stronę komputera, a następnie zapytał przez radio:
- Optimusie, czy Decepticony przejęły złoże?
- Nie jesteśmy pewni - odparł lider Autobotów - Szczyt góry został prawdopodobnie wysadzony, lecz kopalnia wygląda na opuszczoną, a w jej wnętrzu jest podejrzanie spokojnie. Skontaktujemy się z tobą, jeśli coś się zmieni.
- Dobrze, czekam na wieści od was.
Wheeljack nacisnął jeden z wirtualnych przycisków na ekranie i po chwili żółtawa linia zniknęła. Przez moment stał przed komputerem, aż w końcu Jack spytał:
- A co, jeśli Decepticony przejmą tą kopalnię?
- W naszym podziemnym złożu pozostało już bardzo niewiele energonu, więc jeśli Decepticonom uda się zagarnąć kopalnię dla siebie, nasze szanse na zwycięstwo w starciu z nimi spadną praktycznie do zera. A przecież już i tak mają nad nami przewagę i liczebną i zbrojeniową - dodał Wheeljack z lekkim rozgoryczeniem.
- A jeśli już to zrobiły? - zapytała z niepokojem Carly, która także podeszła bliżej monitorów.
Biały robot spojrzał na nią z powagą.
- W takim razie nasze szanse na zwycięstwo już spadły do zera.