środa, 8 lutego 2017

"More Than Meets the Eye, Część 1" - fragment II

Co tu dużo mówić - wstawiam następny fragment mojego opowiadania. To kolejna część i właściwie druga połowa pierwszego odcinka Transformers: Universe, bo tak brzmi tytuł całego tekstu. Wstawiłem go w całości, bo nie widziałem za bardzo sensu urywania go w jakimkolwiek momencie, zwłaszcza, że tutaj akcja nieco przyspiesza. Enjoy!

MORE THAN MEETS THE EYE, CZĘŚĆ 1 (fragment II)

Samochód nagle uruchomił się, po czym gwałtownie wykręcił i ruszył przed siebie.
Tymczasem srebrny pojazd, po wycofaniu się na bezpieczną odległość, także miał ruszyć, gdy nagle drzwi domu, pod którym się znajdował, otwarły się.
- ...i zostaw mi na wieczór tę mrożoną pizzę, zapraszam dzisiaj kumpli z mojej starej szkoły! - powiedział wychodzący zza drzwi czarnowłosy nastoletni chłopiec, ubrany w jasnobrązową bluzę z kapturem i jeansowe spodnie. - O, i nie zapomnij odebrać mi tych nowych butów z Lacosty, z miesiąc na nie czekałem! Miłego dnia mamo!
- Szlag! - zaklnął głos w aucie, które w tym samym momencie się zatrzymało i zgasiło silnik.
Chłopiec zamknął drzwi od domu i odwrócił się, gdy nagle zamarł z wrażenia. Przed jego domem stał srebrny sportowy samochód, błyszczący się w świetle słońca niczym wypolerowany diament.
- Rany.. - westchnął chłopiec, po czym podbiegł, niemal podskakując, do furtki. Gdy przez nią przeszedł stanął na chwilę w miejscu, nie mogąc nacieszyć oczu cudownym widokiem. Przed nim stał samochód jego marzeń.
- Pontiac Solstice.. - powiedział z entuzjazmem w głosie chłopiec, powoli okrążając auto i jeżdząc ręką po kolejnych częściach pojazdu - masce, lusterku, drzwiach... - Gdzieś ty był przez cały ten czas?
Lewe lusterko pojazdu lekko się przekrzywiło, a wówczas w jego obrębie pojawił się szary samochód, powoli wynurzający się zza rogu.
- Szybciej! - głos z wnętrza pojazdu ponaglał szeptem chłopaka, choć dobrze wiedział, że ten go nie usłyszy.
Chłopiec podziwiał koła samochodu, zastanawiając się, kto mógł tutaj zostawić pojazd. Wstał, po czym przeszedł do lustrowania spoilera auta, wciąż nie mogąc nacieszyć się jego kształtami.
- Może kiedyś cię będę miał - powiedział po chwili z powątpiewaniem w głosie, a następnie zamknął furtkę. Odwrócił się i zaczął iść przed siebie, gdy nagle pojawiła się przed nim dziewczyna we włosach koloru blond.
- Hej! - zagadnęła z uśmiechem.
- O, cześć, Carly... - odpowiedział z zaskoczeniem w głosie chłopak. Zaskoczyła go nie tylko obecność dziewczyny - oniemiła go również jej uroda. Choć dziewczynę znał od dłuższego czasu, nigdy nie wydała mu się tak ładna, jak teraz - delikatnej twarzy o gładkich rysach towarzyszyła kaskada falowanych włosów i niebieskie, pełne uroku oczy. Dziewczyna miała również piękną figurę, którą podkreślały obcisłe jeansy i cienka biała bluzka. Nałożona była na nią kremowa, skórzana kurtka, którą dziewczyna miała rozpiętą. - Co tu robisz? - zapytał, wciąż oniemiały.
- Wiesz, ostatnio moja babcia nie najlepiej się czuje, więc co jakiś czas do niej zaglądam.. A musiałam iść rano, bo później nie będę miała kiedy. A ty czemu wstałeś tak wcześnie?
- Umówiłem się z kumplem do kina... - powiedział, wciąż zachwycając się urodą dziewczyny. Kiedy jednak udało mu się na chwilę oderwać od niej oczy, przyszła mu do głowy myśl, że być może to jedyna szansa, by zrobić odważny krok - dziewczyna zawsze go kręciła, jednak nigdy nie był w stanie dłużej z nią porozmawiać. Postanowił zatem wykorzystać nadarzającą mu się właśnie okazję. - Ale jak chcesz, mogę cię odprowadzić. Mam jeszcze dużo czasu.
- Miły jesteś - powiedziała Carly z uśmiechem. - Na co dokładnie idziesz?
- Kojarzysz może taki film akcji...
Oboje zaczęli iść w stronę uliczki na prawo, znajdującej się za kilkoma pobliskimi domami, rozmawiając i uśmiechając się do siebie.
- Zabawa się rozkręca! - oznajmił głos w szarym samochodzie, gdy para skręciła w ową uliczkę. Po chwili pojazd gwałtownie się włączył i wystartował w ich stronę.
- O nie, nawet o tym nie myśl! - powiedział głos w Pontiacu, który natychmiast się właczył i wykręcił w stronę szarego samochodu, następnie ruszając z taką predkością, jak on.
W tym samym czasie chłopak i dziewczyna obejrzeli się za siebie i zauważyli pędzące na nich auto, po czym krzyknęli i zaczęli biec wzdłuż ulicy, zbiegając nieco na prawo. Po chwili zza rogu wypadł srebrny samochód, który, mając w odległości kilkudziesięciu metrów przed sobą pojazd, mogący zagrozić ludziom, przyspieszył, niczym gepard ścigający młodą gazelę. Szary samochód był już tylko dwa metry od uciekających nastolatków, gdy nagle spoiler srebrnego auta rozłożył się. Wynurzyło się z niego działko z niewielką lufą, które ustawiło się w stronę szarego pojazdu. Następnie wystrzelił z niej niebieskawy promień, trafiając auto z naprzeciwka w sam środek jego tylnej części. Głos wewnątrz samochodu zawył boleśnie, następnie pojazd zakręcił się kilkakrotnie wokół własnej osi, jednocześnie zjeżdżając na lewo i uderzył bokiem w lampę uliczną, przekrzywiając ją. Nastolatkowie zatrzymali się, po czym spojrzeli po siebie, nie wiedząc, co dokładnie się dzieje. Nagle srebrny samochód podjechał do nich, gwałtownie się zatrzymując. Jego drzwi niespodziewanie otworzyły się. W środku para nie dostrzegła nikogo, a mimo to gdzieś z wnętrza pojazdu dobiegł ją nastoletni głos.
- Wsiadajcie!
- KTO TO POWIEDZIAŁ?! - krzyknęli w tym samym czasie przerażeni nastolatkowie.
W chwilę po zadaniu tego pytania szary samochód włączył się, po czym odjechał nieco do tyłu, odsłaniając spore wgniecenie w lewych drzwiach.
- Nie ma czasu! Wsiadajcie! - ponaglał głos dobiegający z wnętrza Pontiaca.
Nastolatkowie spojrzeli na szare auto, które w tej chwili było już zwrócone w ich stronę, następnie po sobie z zakłopotaniem, aż wreszcie bez słowa wsiedli do srebrnego auta, a to niemal natychmiast wystartowało.
- Zapłacisz za to, żółtodziobie! - wykrzyknął z gniewem głos z wnętrza szarego samochodu, które już po chwili mknęło w stronę Pontiaca.
Srebrny pojazd jechał z zawrotną szybkością, ledwo dając radę na zakrętach, podczas gdy zdezorientowani nastolatkowie wykrzykiwali do siebie:
- Jack, co się dzieje?! - wykrzyknęła Carly.
- Nie mam pojęcia!
- Widziałam ten samochód pod twoim domem!
- Nie wiem, skąd on się tam wziął! Po prostu tam stał, a później..
Nie zdołał dokończyć zdania, gdyż całym pojazdem nagle zarzuciło. Nastolatkowie obejrzeli się i ujrzeli szary samochód, jadący tuż za Pontiaciem. Po chwili uderzył on w tył srebrnego auta, którym zarzuciło po raz kolejny.
- Nie możesz jechać szybciej?! - wykrzyknął Jack do deski rozdzielczej samochodu, co chwila odwracając się i spoglądając na ścigający ich pojazd. W pewnym momencie przypatrzył się przodowi auta i zauważył, nawet pomimo ciemnych szyb, iż za kierownicą nie siedzi nikt, a ona obraca się samoczynnie. Momentalnie odwrócił się w stronę deski rozdzielczej Pontiaca i zauważył, iż również jego kierownica porusza się bez niczyjej pomocy.
- CO JEST GRANE?! - wrzasnął z goryczą i przerażeniem, a Carly spojrzała na niego równie przerażona i zdezorientowana.
- Hmm... Nie poddajesz się, co? - zagadnął głos w szarym samochodzie. - Zobaczymy, czy TO dasz radę wytrzymać!
Pojazd odrobinę oddalił się od Pontiaca, po czym podjechał do niego z lewej strony. Chwilę później zrównał się z nim, a następnie uderzył go całym swoim bokiem. Srebrnym autem zarzuciło nieco w bok, lecz zaraz wyrównało ono tor jazdy. Szary samochód jednak uderzył powtórnie.
- Masz za swoje, nędzna podróbo samochodu! - krzyknął głos z wnętrza pojazdu.
Uderzył po raz trzeci, a wtedy lewą szybę Pontiaca przecięło spore pęknięcie. Nastolatkowie w środku krzyknęli, a głos w Pontiacu odezwał się z furią w głosie:
- O nie, teraz przegiąłeś!
Samochód nagle przyspieszył, wciskając Jacka i Carly w fotele. Poskutkowało to jednak, gdyż już kilka chwil później zostawił za sobą daleko w tyle szary pojazd. Niedługo potem delikatnie skręcił i wjechał na pobliski plac budowy, po czym podjechał do żółtej koparki i zatrzymał się.
- Wysiadajcie, szybko! - powiedział do nastolatków, otwierając oboje przednich drzwi. - Ukryjcie się i proszę was: nie mówcie nikomu o tym, co zobaczyliście. Ani o mnie - dodał po chwili.
Jack i Carly bez słowa wysiedli z pojazdu, wciąż oszołomieni tym, co działo się przed kilkoma minutami. Nawet gdy srebrny samochód odjeżdżał, zagłębiając się wśród maszyn i zaczątków budowli, z ich twarzy wciąż nie znikał szok, połączony ze zdziwiniem i zaintrygowaniem.
- Co.. co to było? - zapytała Carly Jacka.
- Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć - odpowiedział Jack, odwracając się na pięcie.
Gdy Carly również się odwróciła, zatrzymał ją nagle ręką. Carly natychmiast spojrzała się w stronę wjazdu na plac, gdyż usłyszała warkot silnika. I rzeczywiście, na plac właśnie wjeżdżało szare auto.
- Za koparkę, szybko! - szepnął Jack, po czym oboje podbiegli do tylnej części maszyny i schowali się za nią.
Tymczasem szary samochód wjeżdżał na plac, stopniowo zwalniając.
- Gdzie tym razem się schowałeś, ptaszyno? - zapytał głos w pojeździe.
Samochód ostrożnie jechał przez plac, jakby sprawdzając, czy za każdą kolejną budowlą bądź maszyną nie chowa się to, czego szukał - srebrny Pontiac, podobnie jak on jeżdżący bez kierowcy i umiejący mówić. Jechał tak przez kilka minut, zaś Jack i Carly uważnie go obserwowali. Gdy uznali, że jest już wystarczająco daleko, by mogli uciec, wybiegli zza koparki i zaczęli kierować się w stronę wjazdu na plac, gdy nagle usłyszeli dźwięk gwałtownie uruchamianego silnika. Obejrzeli się, sądząc, że to szary samochód zmierza w ich kierunku, jednak ten wciąż był odwrócony do nich tyłem. Nie byli pewni, co się dzieje, gdy nagle zza konstrukcji przypominającej rampę, znajdującej się kilkanaście metrów przed szarym autem, wyskoczył Pontiac, unosząc się zadziwiająco wysoko w górę. Wówczas stało się coś, czego nastolatkowie nigdy w życiu by się nie spodziewali - srebrny pojazd zaczął się rozkładać. Drzwi i koła nagle zaczęły zmieniać swoje położenie, a w ich ślad szły kolejne, coraz to mniejsze części. Każda z nich przemieszczała się, powoli formując coś o humanoidalnym kształcie. Stopniowo zaczął powstawać tors. Drzwi i tył samochodu zaczęły formować dziwne struktury, przypominające kikuty kończyn, które po chwili rozwinęły się tak, że można było określić, które z nich to nogi, a które ręce. Wreszcie z korpusu wysunęła się okrągła, mająca dziwne wyrostki z tyłu srebrna głowa. Całej tej przemianie towarzyszyło mnóstwo osobliwych dźwięków, zaś wszystko działo się w przeciągu kilku sekund. Jack i Carly nie byli w stanie wyłapać jej szczegółów, zwłaszcza, że cały ten proces rozegrał się na tle okrągłej, pomarańczowej tarczy Słońca, przez co patrzyli pod światło, niemniej jednak byli zdumieni tym, co widzieli.

Istota obróciła się w powietrzu o sto osiemdziesiąt stopni, po czym wylądowała z łoskotem na ziemi, zwrócona przodem do nastolatków. Ci odwrócili się i ujrzeli coś, w co ciężko im było z początku uwierzyć. Przed nimi znajdował się srebrny, wysoki na kilka metrów robot. Oboje otworzyli szeroko buzie ze zdumienia. Tymczasem robot wstał, po czym złożył ręce do gardy i spojrzał się wrogo na szary pojazd, znajdujący się kilkanaście metrów przed nim. Nastolatkowie stali w osłupieniu, wciąż patrząc się na robota. Nie mogli pojąć, jak coś takiego może zmienić się w tak mały pojazd. Ani tego, w jaki sposób może się w niego zmieniać. Z zamyślenia wyrwał ich odgłos silnika. Gdy odwrócili się, ujrzeli szary samochód, obracający się do nich przodem. Chwilę później pojazd, podobnie jak Pontiac, zaczął się przemieniać. W odróżnieniu jednak od poprzedniej transformacji, tą mogli dokładniej zaobserwować. Choć szok i tak nie pozwalał im dojrzeć wielu szczegółow, ujrzeli, jak drzwi samochodu stopniowo przekształcają się w struktury przypominające ręce, a maska i przednia szyba przesuwają się w dół. Okna uniosły się wysoko, zaś podwozie i tył samochodu zaczęły formować nogi. Pomiędzy nimi dostrzegli mnóstwo maleńkich części, które również się przemieszczały. Nagle z obszaru, znajdującego się nad maską, wynurzyła się szara głowa. Po kilku chwilach przed nastolatkami stanął drugi robot. Był jednak zupełnie inny, niż ten pierwszy - miał znacznie bardziej złowrogi wygląd, a wrażenie to mogły już sprawiać same kolory robota - szary, mający tu i ówdzie ciemniejsze odcienie, do tego elementy w kształcie ostrzy, wystające z różnych miejsc na korpusie i ramionach, łącznie z długimi, ostro zakończonymi szybami na plecach i szponami na rękach. Całość podkreślały jarzące się na czerwono ślepia, którym towarzyszył podstępny uśmiech. Po chwili robot wstał i wyprostował się. Był mniej więcej tak wysoki, jak ten stojący za nastolatkami. Spojrzał się na niego złowrogo, a srebrny robot uczynił to samo. Przez następne kilka sekund mierzyli się wzrokiem, a Jack i Carly patrzyli się na przemian to na jednego, to na drugiego, nie mogąc zrozumieć, co się dzieje. Z ich twarzy wciąż nie znikało zdumienie.
- Proszę, proszę, żółtodziób postanowił się ujawnić.. - zagadnął drwiąco szary robot, masując sobie lewe przedramię w miejscu, gdzie znajdowało się wgniecenie. - Szczerze mówiąc nie wiem, po co to zrobiłeś, mały, skoro zaraz i tak z powrotem się schowasz.
Szary robot zaśmiał się, zaś na twarzy jego srebrnego rywala pojawił się grymas wściekłości.
- Swoją drogą nie sądziłem, że Autoboty bronią ludzi... Aż tak nisko upadliście?
Czerwonooki robot ponownie się zaśmiał, zaś srebrny robot zwrócił się do nastolatków:
- Uciekajcie!
Jack i Carly kiwnęli jedynie głowami, po czym bez chwili wahania zaczęli biec w stronę wjazdu na plac.
- Nigdy nie zrozumiem, dlaczego zawsze bronicie słabszych... - powiedział szary robot dość ignoranckim tonem. - I do tego organicznych... Skoro takich powinno się unicestwić, bo są nic nie wartymi robakami.
- Nie zasługują na to, by ginąć za naszą wojnę! - zaprzeczył srebrny robot. - Są niewinni!
Nastolatkowie już wybiegali poza plac, kiedy Jack nagle się zatrzymał i odwrócił. Chciał jeszcze raz przyjrzeć się gigantom - byli doprawdy czymś niezwykłym. Jednakże gdy tak się im przyglądał, w głowie namnożyło mu się mnóstwo pytań. Czym są te roboty? W jaki sposób zmieniają się w auta? Kto je stworzył? Czemu walczą ze sobą? I, co najbardziej intrygowało Jacka, dlaczego srebrny robot ich chronił? Bardzo chciał poznać odpowiedzi na nie wszystkie, lecz nie był to właściwy czas, ani właściwe miejsce na rozmyślanie.
- Jack, chodź już! - zawołała gdzieś z tyłu Carly.
Jack, wyrwany z zamyślenia, spojrzał na dziewczynę, potem jeszcze raz na roboty, aż w końcu odwrócił wzrok i popędził wraz z Carly jak najdalej od placu.
- Żałosne.. - skomentował stwierdzenie srebrnego robota jego szary rywal. - Ciekawe, jak długo zajmie wam zrozumienie, że bronienie ich jest tylko stratą czasu...
- Stratą czasu są wasze wizyty na Ziemi! I tak nic tu nie znajdziecie!
- Nawet nie wiesz, co zamierzamy, głupcze! Od dawna wiemy o czymś, o czym wy nie macie najmniejszego pojęcia!
- Tak, a niby o czym?
- Sądzisz, że ci to powiem?
- Wyduszę to z ciebie.
Szary robot zaśmiał się po raz kolejny.
- No to chodź i spróbuj! - w trakcie wypowiadania tych słów czerwonooki robot rozłożył ręce i rozcapierzył palce, jakby zachęcał swojego wroga. - Z chęcią bym zobaczył, co potrafisz.
Srebrny robot nagle wydał z siebie wojenny okrzyk, po czym rzucił się w stronę przeciwnika. W trakcie szarży wymierzał w niego prawą pięść, a gdy był tuż przed nim, wyrzucił ją z dużą siłą do przodu. Ten jednak bez większego wysiłku uskoczył w bok, po czym oznajmił głośno:
- Pudło!
Następnie uderzył srebrnego robota otwartą ręką w tył głowy. Tamten zawył z bólu i odwrócił się, szykując się do następnego ciosu.
- Musisz się trochę bardziej postarać, mały! - oznajmił z szyderczym uśmiechem na ustach szary robot.
Robot zmieniający się w Pontiaca wymierzył przeciwnikowi kolejny cios, jednak i tym razem tamtemu udało się go wyminąć. Zdenerwowany jeszcze kilka razy spróbował go trafić, lecz szary robot wciąż bez problemu wykonywał uniki. Zdawało się, iż bawi się z nim. W pewnym momencie srebrny robot uniósł wysoko prawą nogę, chcąc zadać rywalowi cios z boku, lecz ten chwycił ją i wyrzucił w powietrze. Ku jego zaskoczeniu, młodzik w ostatniej chwili wybił się drugą nogą, po czym zrobił salto do tyłu, odlatując na kilkanaście metrów. Gdy wylądował, ponowił szarżę, a tamten rozłożył ręce w taki sam sposób, jak na początku i czekał. Kiedy srebrny robot był już tylko kilka metrów od wroga, wyskoczył w górę, złożył ręce w kulę i uniósł je, wymierzając w przeciwnika. Już miał w niego uderzyć, kiedy tamten skoczył w przód, przez co srebrny robot uderzył w ziemię. Natychmiast spróbował się podnieść, lecz jego przeciwnik odwrócił się i rąbnął go pięścią w plecy. Ten upadł na kolana, a następnie na ziemię z jękiem. Szary robot ustawił się w bojowej pozycji, po czym rzekł z tryumfalnym uśmiechem:
- Słabo mały, bardzo słabo.
Srebrny robot przez kilka chwil oddychał ciężko, aż wreszcie rzekł, oparty rękami o ziemię, wciąż zwrócony tyłem do wroga:
- Dam ci jedną.. radę na przyszłość...
Nagle podniósł się i odwrócił, wydając z siebie bojowy okrzyk, po czym wymierzył przeciwnkowi potężny cios w twarz.
- Nigdy! - krzyknął, uderzając przeciwnika jeszcze raz. - Nie mów! Na mnie! MAŁY!
Z każdym okrzykiem zadawał szaremu robotowi kolejne ciosy, zaś przy ostatnim okrzyku uderzył go z całej siły w klatkę piersiową. Tamten zawył z bólu, a następnie poleciał kilkanaście metrów w tył i rąbnął plecami o niewielki murek, niszcząc go i upadając po jego drugiej stronie. Srebrny robot wyprostował się i z zdumioną miną spojrzał się w stronę leżącego wroga, zaskoczony rezultatem. Stał przez kilka chwil, aż wreszcie jego rywal się poruszył. Wyciągnął ręce i złapał nimi fragmenty murku, po czym powoli podniósł się ze wściekłą miną.
- Koniec zabawy, żółtodziobie! - krzyknął, gdy stawał na nogi.
Nagle ruszył ku srebrnemu robotowi z furią w oczach. Tamten miał już wykonać unik, lecz zanim to uczynił, przeciwnik wymierzył mu potężny cios w twarz. Poleciał kilka metrów do tyłu, a gdy się zatrzymał, zachwiał się, zanim zdołał złapać równowagę. Jego wróg wykorzystał to i podciął go, a gdy wylądował na ziemi, tamten natychmiast go złapał, po czym uniósł wysoko nad głową i rzucił w pobliski metalowy słup. Srebrny robot uderzył o niego plecami z taką siłą, że z kilku części jego ciała posypały się iskry. Po chwili upadł na ziemię z łoskotem twarzą w dół. Przez kilka sekund leżał tak, aż wreszcie spróbował się podnieść, jednak był tak obolały, że udało mu się unieść jedynie górną część torsu, po czym oparł się na łokciach. Czuł się, jakby po jego ciele przebiegały iskierki bólu. W istocie, tu i ówdzie przeskakiwały po nim jasnoniebieskie iskry.
- Już wiesz, co się stanie, gdy ze mną zadrzesz - powiedział zimnym głosem szary robot. - A teraz wybacz, ale mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia.
Po chwili odwrócił się w stronę wjazdu na plac budowy i zaczął biec, a następnie przemienił się w szare sportowe auto z czerwonymi szybami i odjechał w tym samym kierunku, w którym poszli Jack i Carly. Srebrny robot zdołał tylko odprowadzić go nieprzytomnym wzrokiem. Chciał wstać i ścigać wroga, jednak był na to za słaby. Tymczasem w szarym samochodzie pokrętło od radia przestawiło się o kilka kanałów niżej, po czym robot przemówił:
- Tu Sideways. Potrzebny mi most.
W domu nieopodal ktoś rozsunął rolety w oknie. Była to dorosła, czarnowłosa kobieta, z uśmiechem witająca wschód słońca i nucąca jakąś wesołą melodię. Otworzyła okno, a następnie oparła się o parapet i przez chwilę przyglądała się życiodajnej gwieździe. W końcu wyrwała się z zamyślenia, po czym sięgnęła nieco poniżej okna i wzięła do jednej ręki ozdobny talerz, zaś do drugiej niewielką ścierkę i zaczęła nią pocierać ozdóbkę. Nagle gdzieś na zewnątrz rozległ się odgłos silnika, podobny do tego, jaki wydają pojazdy używane na torach wyścigowych. Zaciekawiona kobieta wyjrzała przez okno i ujrzała pędzący szary samochód z czerwonymi szybami. Sekundę później usłyszała bardzo osobliwy dźwięk - przypominał on odgłos wystrzału broni laserowej, połączony ze stłumionym chlupnięciem. Spojrzała się w stronę, z której dobiegał ów dźwięk i ujrzała coś niezwykłego - zielony portal z białym centrum, którego brzegi wirowały, niczym krańce malstromu na morzu. Na twarzy kobiety pojawiło się zdumienie. Spojrzała się raz jeszcze na szare auto, które jednak nie zatrzymało się, gdy portal się pojawił, a wręcz przeciwnie - zdawało się, że samochód jeszcze bardziej przyspieszył. W końcu wjechał w portal, który kilka sekund później zamknął się, posyłając na boki zielone mgiełki, a te już po chwili rozpłynęły się w powietrzu. Kobieta upuściła nagle talerz. Na jej twarzy malowało się teraz nie tylko zdumienie, lecz także przerażenie. Tymczasem w srebrnym robocie, wciąż leżącym na ziemi, wezbrała złość na widok szarego samochodu wjeżdżającego w portal. Warknął i uderzył pięścią w podłoże.


C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz