poniedziałek, 30 stycznia 2017

Jak to się zaczęło... 2

W połowie gimnazjum jednak coś zaczęło się zmieniać. Z niewiadomych przyczyn coraz częściej sięgałem po powieści fantasy. Wystarczył kontakt z jedną z nich, a mianowicie z Harrym Potterem, abym pokochał ten gatunek na zawsze. To było dla mnie coś zupełnie nowego - aż do momentu przeczytania pierwszej części nie spotkałem w książkach tak oryginalnej wizji rzeczywistości. Cała seria urzekła mnie bogatym, pełnym głębi światem oraz niezwykle złożoną i bardzo dobrze przemyślaną fabułą. Do dziś zresztą wszystkie jej tomy stanowią jedne z moich ulubionych pozycji i osobiście uważam je za doskonały przykład tego, jak należy tworzyć intrygującą i konsekwentnie rozwijaną historię. Przeczytanie Harry'ego Pottera było iskrą, która sprawiła, że wręcz zapałałem miłością do powieści jemu podobnych. Te fikcyjne światy, te smoki, te dziwaczne rasy, ta magia i nierzadko świetne historie... To wszystko było dla mnie czymś niezwykłym, fascynującym, ale przede wszystkim - stanowiło prawdziwą odskocznię od szarej, nudnej (jak wówczas sądziłem) rzeczywistości. Oczywiście miało to swoje dalsze konsekwencje, bo już jakiś czas później w mojej głowie zaczęła kiełkować własna wizja fikcyjnego świata i doszedłem do wniosku, że napiszę książkę fantasy w nim właśnie osadzoną. Był to dość ambitny projekt, więc siedziałem przy nim dzień i noc, żeby go dopracować. Przy okazji zauważyłem, że mój styl się poprawił - opisy wreszcie wyglądały jak opisy, a narracja stała się bardziej jednolita. Co prawda ogólna stylistyka była za bardzo naukowa, lecz przynajmniej widziałem u siebie jakieś postępy, co tylko motywowało mnie do dalszego pisania. Ostatecznie powieści tej nigdy nie ukończyłem, ale na pewno była ona ważnym krokiem na mojej pisarskiej drodze. Zresztą - zamierzam kiedyś do niej wrócić.

Druga połowa gimnazjum to także okres, kiedy wreszcie spróbowałem innych form pisania. Do dziś pamiętam, jak zainspirowany swoimi ulubionymi wykonawcami muzycznymi, w pocie czoła pracowałem nad tekstem piosenki i to w dodatku ze słownikiem w ręku, bo uznałem, że będzie to piosenka w języku angielskim. Byłem tym tak zaaferowany, że dałem ją nawet mojej nauczycielce w szkole do sprawdzenia. I w sumie efekt mojej pracy okazał się piorunujący - do dziś nie napisałem lepszego tekstu i do tej pory zastanawiam się, co miałem wtedy w głowie, że byłem w stanie coś takiego stworzyć.


Najintensywniejszy czas mojego pisania nastąpił jednak w czasie szkoły średniej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz